[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skręcając w boczny tunel, minąłem narożnik i zostałem powstrzymany.Nie mogłem się ruszyć.Cholera.Była to sieć sił, trzymała mnie jak motyla.Niemal natychmiast przestałem walczyć, widząc, że w tej sytuacji jest to bezowocne.Przybrałem znowu ludzką postać.Ale ta przeklęta sieć po prostu przesunęła się, by dostosować się do tej przemiany, i wciąż obejmowała mnie ciasno.Spróbowałem jednego z zaklęć z ogniem, ale skutek był żaden.Próbowałem wyssać manę z sieci, by rozluźnić zaklęcie, ale tylko rozbolała mnie od tego głowa.To niebezpieczna metoda, skuteczna tylko wtedy, gdy rzecz jest niedbale wykonana - a nawet wtedy podmuch sił odrzuca cię do tyłu, kiedy zaklęcie się rozprasza.Lecz to, z którym miałem do czynienia, przeciwstawiało się doskonale moim staraniom.Mimo wszystko musiałem tego spróbować, bo byłem zrozpaczony, a poza tym poczułem odrobinę klaustrofobię.Zdawało mi się też, że usłyszałem grzechot kamienia w leżącej wyżej części tunelu.Następnie usłyszałem chichot i rozpoznałem głos Gnoma.Potem zza narożnika wyłoniło się światło, a za nim niewyraźna, jakby ludzka postać.Światło przesunęło się przed niego i trochę na lewo - była to kula wydzielająca pomarańczowy blask - tworząc podobną do płomienia poświatę wokół jego zgarbionego, skręconego kształtu, gdy kuśtykał ku mnie.Zachichotał raz jeszcze.- Wygląda na to, że złapałem w sidła Feniksa - powiedział w końcu.- Bardzo zabawne.A może byś mnie tak teraz uwolnił? - zapytałem.- Oczywiście, oczywiście - wymamrotał, zaczynając wykonywać gesty.Pułapka rozpadła się.Postąpiłem naprzód.- Rozpytywałem dokoła - oznajmiłem.- Co to za historia o Lamii i o mnie?Wciąż poruszał rękami.Miałem już przywołać agresywne lub ochronne zaklęcie, lecz przestał.Nie poczułem się od tego gorzej, więc doszedłem do wniosku, że w ten sposób ostatecznie uprzątnął swoją sieć.- Łamią? Ty? - powiedział.- Och.Tak.Słyszałem, że uciekliście razem.Tak.To wszystko.- Gdzie o tym usłyszałeś?Wbił we mnie swoje wielkie, blade oczy.- Gdzie o tym usłyszałeś? - powtórzyłem pytanie.- Nie pamiętam.- Spróbuj.- Przykro mi.- Do diabła z takim gadaniem! - rzuciłem, robiąc krok w przód.- Ktoś próbuje mnie zabić i.Wypowiedział słowo, które unieruchomiło mnie w pół kroku.Dobre zaklęcie.-.i jest niezdarny, co jest godne pożałowania - dokończył Gnom.- Puść mnie, cholera!- Wszedłeś do mojego domu i napadłeś na mnie.- Zgoda, przepraszam.Teraz.Chodź tędy.Odwrócił się do mnie plecami i ruszył przed siebie.Wbrew mojej woli moje ciało wykonywało konieczne ruchy.Poszedłem za nim.Otworzyłem usta, by wypowiedzieć jedno z moich zaklęć.Nie wydobyły się żadne słowa.Chciałem wykonać gest.Nie byłem w stanie zacząć.- Dokąd mnie zabierasz? - zrobiłem jeszcze jedną próbę.Słowa zabrzmiały zupełnie wyraźnie.Ale on przez jakiś czas nie zawracał sobie głowy odpowiedzią.Światło przesuwało się po połyskujących spoinach z jakiegoś metalicznego materiału w obrębie pokrytych wilgocią ścian.- Do miejsca, w którym można zaczekać - powiedział wreszcie, skręcając w korytarz po prawej stronie.Szliśmy nim jakiś czas, rozbryzgując kałuże.- Dlaczego? - spytałem.- Na co czekamy? Znów zachichotał.Światło zatańczyło.Nie odpowiedział.Szliśmy kilka minut.Zaczęła mi bardzo ciążyć myśl o wszystkich tych tonach skał i ziemi nade mną.Poczułem, że wpadłem w pułapkę.Ale nie mogłem nawet panikować jak należy ograniczony tym zaklęciem.Zacząłem się obficie pocić, mimo że z przodu dochodził ochładzający powiew.Wtedy Gnom odwrócił się nagle i zniknął, wszedłszy bokiem w wąską szczelinę, której nawet bym nie zauważył, gdybym szedł tędy sam.Usłyszałem, jak rzucił: „Chodź”.Moje stopy podążyły za światłem przesuniętym tak, by unosiło się między nami.Odwróciłem się jak automat.Dosyć długo szedłem za nim bokiem, nim droga się rozszerzyła.Podłoże opadło gwałtownie, znienacka, a ściany cofnęły się i światło ruszyło naprzód, wznosząc się na coraz większą wysokość.Gnom podniósł szeroką dłoń i zatrzymał mnie.Byliśmy w małej komnacie o nieregularnych kształtach - przypuszczałem, że była naturalna.Słabe światło wypełniło ją.Rozejrzałem się.Nie miałem pojęcia, dlaczego się tutaj zatrzymaliśmy.Ręka Gnoma przesunęła się i wskazał coś palcem.Spojrzałem w tamtą stronę, ale wciąż nie mogłem się zorientować, co też takiego próbował mi pokazać.Wtedy światło przesunęło się naprzód i zawisło blisko podobnej do półki niszy.Kąty zmieniły się, cienie przesunęły.Zobaczyłem to.Był to wyrzeźbiony w węglu posąg półleżącej kobiety.Postąpiłem o krok.Był niezwykle dobrze wykonany i bardzo znajomy.- Nie wiedziałem, że jesteś artystą.- zacząłem i zrozumiałem dokładnie wtedy, gdy się zaśmiał.- To nasza sztuka - powiedział.- Nie ta jej przyziemna odmiana.Wyciągnąłem rękę, by dotknąć ciemnego policzka.Opuściłem ją jednak, postanowiwszy tego nie robić.- To Łamią, prawda? - zapytałem.- To naprawdę ona.- Oczywiście.- Dlaczego?- Musi gdzieś być, prawda?- Obawiam się, że nie rozumiem.Znów zachichotał.- Jesteś martwy, Feniksie, a ona jest tego przyczyną.Nigdy nie myślałem, że szczęście będzie mi sprzyjać, że wejdziesz tutaj w ten sposób.Ale teraz, kiedy już to zrobiłeś, skończyły się wszystkie moje problemy.Odpoczniesz kilka korytarzy stąd, w komnacie, w której nie ma ani odrobiny many.Będziesz czekał, a tymczasem poślę po Wilkołaka, żeby przyszedł i cię zabił.Wiesz, on był zakochany w Lamii.Jest przekonany, że z nią uciekłeś.Taki to z ciebie przyjaciel.Już od jakiegoś czasu czekam, aż cię dopadnie, ale albo on jest niezdarą, albo ty masz szczęście.Może jedno i drugie.- A więc przez cały czas to był Wilkołak?- Tak.- Dlaczego? Dlaczego chcesz, żeby mnie zabił?- Wyglądałoby źle, gdybym sam to zrobił.Dopilnuję, aby niektórzy z pozostałych byli tu, kiedy to się stanie.Tak by moje imię pozostało czyste.W rzeczywistości osobiście wyprawię Wilkołaka na tamten świat, jak tylko z tobą skończy.Doskonałe końcowe posunięcie.- Chętnie naprawię krzywdę, której ode mnie doznałeś.Gnom potrząsnął głową.- Twoją winą jest to, że wszedłeś ze mną w konflikt, którego nie można załagodzić - powiedział.- Nie ma sposobu, żeby to naprawić.- Czy nie zechciałbyś mi powiedzieć, co takiego zrobiłem? - spytałem.Wykonał gest, którym zmusił mnie, bym się odwrócił i poszedł z powrotem w stronę korytarza.Podążył za mną, a przed nami przesuwało się jego światło.Gdy szliśmy, zapytał mnie:- Czy wiedziałeś o tym, że podczas każdej kolejnej ceremonii Spadogwiazdu w ciągu ostatnich dziesięciu lub dwunastu lat zawartość many w Gwiezdnym Wietrze była trochę wyższa?- Dziesięć lub dwanaście lat temu przestałem brać w nich udział - odparłem.- Pamiętam, że w tym ostatnim roku poziom był bardzo wysoki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]