[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamilkła więc i nie ponawiała swej propozycji.Wiedziała, że od początku nie miała szans powodzenia.Ale w głębi duszy była zadowolona z jego odpowiedzi.Nadszedł październik.Drzewa płonęły na tle jasno błękitnego nieba.Tengel właśnie wracał do domu z odwiedzin u chorego.Zwykle nie wyjeżdżał tak daleko, ale tym razem było to niezbędne, chodziło bowiem o pacjenta, którego nie należało przenosić.Podczas podróży trawił go ciągły niepokój, popędzał więc konia.Już z daleka zobaczył Sol, biegnącą do niego od strony domu drogą, która kiedyś miała stać się aleją.Wyraz jej twarzy przyprawił go o zimny dreszcz.- Ojcze, ojcze! - wołała.- Spiesz się, matka jest bardzo chora.Po raz pierwszy Sol nazwała Silje i Tengela matką i ojcem.Po jej policzkach płynęły łzy.- Teraz? - wykrzyknął Tengel przerażony.- Czy matka teraz zachorowała?- Tak.Spiesz się!Zaciął konia i pędem wjechał na dziedziniec.Zobaczył tam obcy powóz i zrozumiał, że Sol zdołała wezwać akuszerkę, którą prosili wcześniej o przybycie, jak tylko nadejdzie czas Silje.Tengel zeskoczył z konia i pobiegł do domu.W przedsionku napotkał akuszerkę, która na jego widok zatrzymała się nagle, starając się ukryć w kącie okropne ciemnoczerwone prześcieradła.Tengel bez tchu popędził w stronę sypialni, pchnął drzwi i.Po raz pierwszy w życiu doświadczył, jak czuje się człowiek, który traci przytomność.Mgliście postrzegał pojedyncze szczegóły: balwierza - zabijakę, który niejedno już przeszedł na polach bitewnych Europy, ale pomógł też kilkorgu dzieciom przyjść na świat, i kobietę, którą musiała być Charlotta, bo któż by inny, a nade wszystko krew.Wszędzie krew i.ktoś płakał słabym, przenikliwym, żałosnym głosem gdzieś w rogu.Na poduszce biała twarz Silje bez życia.Głębokie szlochy Tengela miały w sobie coś dzikiego.Nagle był tylko zwierzoczłekiem, którego nie obchodziło nic poza tym, że stracił swoją kobietę, swoje życie, swoją jedyną radość.- Silje! - krzyknął.Upadł na kolana przy łożu.Przytulił jej bezwładną dłoń do swego policzka i zaraz spostrzegł, że jest mokra od jego łez.Weszła akuszerka.- Robimy, co w naszej mocy, panie Tengelu.Ocknął się i popatrzył na nich półprzytomnie.- Czy ona jeszcze żyje? - zapytał bez tchu.- Tak sądzimy - odparł balwierz.Tengel poderwał się.- Przyniosę moje medykamenty.Starajcie się utrzymać ją do tego czasu przy życiu.Na miłość boską, utrzymajcie ją przy życiu! Spróbujcie zatrzymać krwotok!- Zrobimy, co będziemy mogli powiedziała Charlotta.- Nie spieszcie się!Widać było, że ma bezgraniczne zaufanie do umiejętności Tengela.W bawialni zderzył się z Sol.- To też możesz wziąć - powiedziała, podając mu swój duży węzełek.- Hanna oznaczyła wszystko, więc rozpoznasz, co tam jest.- To dobrze - odpowiedział.- Dziękuję, Sol.Już po chwili wrócił do sypialni.Drżącymi palcami wyszukał to, czego potrzebował.Silny aromat krwawnika wymieszany z innymi zapachami rozniósł się po izbie.Kiedy balwierz ujrzał „przybory” Tengela i Sol, gwizdnął cicho.- O, to nie są zwyczajne rzeczy - mruknął.- Nie pokazujcie tego tylko przed sądem dla czarownic, bo będzie źle! Coś podobnego widziałem ostatnio na dworze francuskim w Paryżu.Skarby zgładzonej czarownicy.Tengel słuchał go jednym uchem, wiedział, że temu człowiekowi może zaufać.Zajęli się Silje, przez jakiś czas pracowali w milczeniu, szybko i sprawnie.Ciszę przerywało tylko ciągłe kwilenie dobiegające z kąta, nikt jednak nie miał czasu, by się temu przysłuchiwać.Wreszcie krwawienie ustało.- Nic więcej nie możemy już zrobić - stwierdził Tengel.- Pozostaje nam tylko modlić się, by nie było już za późno.Jeżeli ona się obudzi, musi dostać dużo do picia.Czy ktoś może zagotować wodę? Przyrządzę wywar z ziół.To wzmacnia krew.Jeżeli się obudzi.Musi się obudzić, musi!Nasłuchiwał jej oddechu.Tak, usłyszał.A więc żyje jeszcze.Położył dłonie na jej piersi i w ten sposób starał się swym własnym, szczególnym ciepłem pobudzić serce żony.Charlotta spytała cicho:- Czy nie chcecie zobaczyć dziecka, Tengelu?Skrzywił się.- Później.Tengel nie miał odwagi oglądać noworodka, potwora, który być może zabił jego ukochaną:- Jak to było? - wymamrotał, nie spuszczając wzroku z nieruchomej twarzy Silje.Charlotta opowiadała.W jej głosie brzmiało ciepło, którego przedtem nie słyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]