[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W środku w dalszym ciągu znajdował się kabel, dochodzący do baterii jednego z pojazdów.Harry podłączył do niego radio.Wolał jak najdłużej używać zasilania z pojazdów, aby zaoszczędzić baterie w krótkofalówce, które mogły się przydać później.- Zwróciłeś uwagę, z której strony wieje wiatr? - zapytał Pete, nie przerywając pracy.Wciąż podnosili głos, aby się nawzajem słyszeć, ale nie musieli już krzyczeć.- Tak, w ciągu piętnastu minut zmienił kierunek o prawie dziewięćdziesiąt stopni - powiedział Harry.- Góra lodowa znowu się odwróciła.- Jaki stąd wniosek?- Cholera wie.- Jesteś specjalistą w dziedzinie pirotechniki.Czy wybuch torpedy mógł być na tyle silny, aby chwilowo zepchnąć górę z jej dotychczasowego kursu?- Nie - powiedział Pete, zdecydowanie potrząsając głową.- I ja tak myślę.Nagle Harry poczuł się potwornie zmęczony i przygnębiony poczuciem zupełnej bezradności.Wydawało się, jakby Matka Natura sprzysięgła się przeciwko nim.Trudności narastały z minuty na minutę i wkrótce staną się nie do pokonania, o ile już takie nie były.Pomimo pokrywającej jego twarz wazeliny i maski, która zazwyczaj stanowiła tak skuteczne zabezpieczenie, pomimo warstw materiału termoizolacyjnego, pomimo przebywania przez część nocy w osłoniętej jaskini i w relatywnie ciepłych kabinach pojazdów śnieżnych, Harry zaczynał ulegać nieustępliwemu, bezlitosnemu, dojmującemu zimnu.Bolały go stawy.Chociaż miał na rękach rękawiczki, jego dłonie tak zmarzły, jakby przez pół godziny przestawiał puszki w lodówce.Stopniowo tracił czucie w stopach, które zaczynały sztywnieć.Jeśli w zbiornikach pojazdów śnieżnych skończy się paliwo, pozbawiając ich możliwości chwilowego ogrzania się w ocieplanych kabinach, wówczas realnym zagrożeniem stawało się odmrożenie twarzy i utrata resztek energii, którą jeszcze zachowali.W konsekwencji może się okazać, że będą zbyt wycieńczeni, aby utrzymać się na nogach lub nie popaść w śpiączkę, i nie dadzą rady wyjść na spotkanie Rosjan.Jednak bez względu na to, jak wielkie odczuwał zmęczenie i depresję psychiczną, nie mógł się poddać, gdyż wciąż myślał o Ricie.Czuł się za nią odpowiedzialny, zwłaszcza że przebywanie na lodzie kosztowało ją o wiele więcej niż jego; bała się białych przestrzeni nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach.Niech się dzieje co chce - postanowił być przy niej w chwilach, gdy mogła go najbardziej potrzebować, aż do ostatniej minuty jej życia.Dzięki niej miał po co żyć.Obietnica spędzenia wspólnie kolejnych lat przepełnionych radością i miłością powinna dać mu dość sił do przetrwania choćby najgorszego sztormu.- Istnieje jeszcze jedno wytłumaczenie - powiedział Harry, włączając radio i przekręcając gałkę potencjometru.- Być może góra dostała się pod wpływ nowego, znacznie silniejszego prądu, który zmienił jej dotychczasowy kurs i unosi ją obecnie na południe.- Czy to utrudni, czy ułatwi Rosjanom dotarcie do nas?- Myślę, że utrudni.Jeśli lód płynie na południe, a wiatr wieje mniej więcej z północy, to jedyna strefa zawietrzna znajduje się od strony „dziobu”.Nie wysadzą ludzi na górę, która dosłownie pędzi prosto na nich.- Na dodatek dochodzi już prawie dziesiąta.- Dokładnie - powiedział Harry.- Jeżeli na czas nas stąd nie wydostaną.jeśli będziemy musieli tu zostać do północy, czy uda nam się z tego wyjść cało? Możesz być ze mną szczery.Co naprawdę sądzisz?- Powinienem ciebie o to spytać.Przecież sam zaprojektowałeś te bomby.Wiesz lepiej ode mnie, jakie zniszczenia wyrządzą.Pete miał ponurą minę.- Myślę że.fale uderzeniowe zniszczą większą część lodu, na którym stoimy.Prawdopodobnie przetrwa fragment góry o długości piętnastu lub dwudziestu metrów - nie większy.A wiesz, co się stanie, jeśli pozostanie tylko tyle?Harry wiedział aż za dobrze.- Góra lodowa będzie miała długość piętnastu metrów, przy wysokości dwudziestu trzech.- W ten sposób nie będzie mogła utrzymywać się na wodzie.- Nawet przez minutę.Środek ciężkości znajdzie się w niewłaściwym miejscu.Przewróci się, szukając nowej pozycji.Spojrzeli po sobie, podczas gdy z radia dochodziły szumy i trzaski rywalizujące z wyciem wiatru wiejącego na zewnątrz jaskini.W końcu Pete powiedział:- Gdybyśmy tylko mogli wydostać dziesięć bomb.- Ale nam się to nie udało - Harry uniósł mikrofon.- Zobaczymy, czy Rosjanie mają dla nas jakieś pomyślne wieści.Gunvald nie znalazł żadnych obciążających materiałów w szafkach należących do Pete’a Johnsona i Claude’a Joberta.Pięciu podejrzanych.Brak jakiegokolwiek przedmiotu, jednoznacznie wskazującego przestępcę.Żadnych poszlak.Wstał z drewnianej skrzynki i poszedł w drugi koniec pomieszczenia.W tej odległości od splądrowanych szafek - chociaż nie zmniejszało to jego doznania winy - poczuł, że może nabić i zapalić fajkę.Potrzebował tego, aby się uspokoić i zastanowić.Wkrótce powietrze przesiąkło bogatym aromatem tytoniu o zapachu wiśni.Zamknął oczy, oparł się o ścianę i zaczął rozmyślać o licznych przedmiotach, które wyciągnął z szafek.W pierwszej chwili nie dostrzegł niczego szczególnego w owych osobistych drobiazgach.Jednak było prawdopodobne, że o ile w ogóle istniały jakieś poszlaki, mogły być dość subtelne.Możliwe, że do ich odkrycia potrzebna była chwila namysłu.Dlatego uważnie przypominał sobie każdą ze znalezionych w szafkach rzeczy i przyglądał jej się w wyobraźni, poszukując jakichkolwiek anomalii, które mógł przegapić, trzymając w rękach prawdziwy przedmiot.Roger Breskin.Franz Fischer.George Lin.Claude Jobert.Pete Johnson.Nic.Jeśli któryś z tych ludzi miał zaburzenia psychiczne i mordercze skłonności, musiał być potwornie inteligentny.Swoje szaleństwo skrywał na tyle dobrze, że nie można było dostrzec jego śladu nawet w najbardziej osobistych przedmiotach.Gunvald, zawiedziony, wytrzepał popiół i resztkę tytoniu do wypełnionej piaskiem puszki na śmieci, schował fajkę do kieszonki na piersiach i ponownie podszedł do szafek.Podłogę pokrywała esencja życia pięciu istnień ludzkich.Gdy zbierał porozrzucane drobiazgi i wkładał je z powrotem, jego poczucie winy zaczęło zamieniać się we wstyd z powodu pogwałcenia prywatności, którego dokonał, pomimo że zostało ono wymuszone przez szczególne okoliczności.Wtedy właśnie dostrzegł kopertę; mierzyła dwadzieścia trzy na dwadzieścia osiem centymetrów, przy dwucentymetrowej grubości.Przylegała do tylnej ścianki, na samym dole zamykanej skrzyni.Przegapił ją w pośpiechu, głównie dlatego, że miała szarawy odcień podobny do koloru metalu, o który była oparta, i znajdowała się w najniższej części szafki, na poziomie stóp, wciśnięta poniżej dolnej półki, przy samym końcu dość wysokiej przegrody.Tak naprawdę był zdumiony, że ją w ogóle zobaczył.W chwili gdy dostrzegł kopertę, natychmiast ogarnęło go przeświadczenie, iż zawiera ona miażdżące dowody, których poszukiwał.Była mocno przyklejona do tylnej ścianki.Gdy ją oderwał, zobaczy, że przytrzymywało ją sześć pasków taśmy klejącej.Najwyraźniej została umieszczona tam celowo, w nadziei, iż nie zostanie odnaleziona, nawet jeśli ktoś włamie się do szafki.Koperta była zamknięta za pomocą metalowego spinacza i Gunvald z łatwością ją otworzył.W środku znajdował się zeszyt z wetkniętymi pomiędzy kartki wycinkami z gazet i ilustrowanych magazynów.Z pewnymi oporami, ale bez najmniejszej zwłoki, Gunvald otworzył notes i zaczął przeglądać kolejne strony.Jego zawartość uderzyła go jak grom, poruszyła nim tak, jak nigdy nie był wstrząśnięty.Każda kolejna strona porażała ohydną treścią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]