[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dawid zadumał sięnad problemem, czy uda mu się w pobliżu Dicksona-Randaznalezć jakiś odpowiedni dom.Tym razem będzie w nimmieszkał przez siedem dni w tygodniu, koniec z podwójnymżyciem, koniec ze schizofrenią, koniec z ucieczką przedświatem.I bardzo możliwe, że w ciągu trzech miesięcy, czychoćby nawet sześciu, Annabella zechce do niego przyjechać,zamieszkać z nim.Byłoby z jego strony wielce nierozsądne,gdyby łudził się, że wyjdzie za niego w parę tygodni po śmiercimęża.Dawida ogarnął raptem taki spokój, poczuł się takwewnętrznie uporządkowany, że myśl o tym, iż Annabellaodbierze telefon w swoim hartfordzkim mieszkaniu, nie wydałajuż mu się taka straszna.Przecznicę dalej z frontonu ,,Tawerny Michaela sterczałznak firmowy telefonów Bella.Kabina znajdowała się w głębiknajpy, tuż pod telewizorem, którego nie było jeszcze ostatnimrazem, a który dudnił teraz strzałami westernu i błyskałkońskimi podkowami.Uczyniwszy kilka kroków Dawidzawahał się chwilę.Po czym kiwnął głową w odpowiedzi napowitanie Adolfa i ruszył w stronę kabiny, postanawiajączachowywać się bardziej hałaśliwie, wykazywać więcej energiiniż ludzie na srebrnym ekranie.Annabella nie będzie zapewnew różowej bądz w niebieskiej nocnej koszuli, tak jak lubił jąsobie wyobrażać.Najprawdopodobniej będzie trzymała nakolanach marudzące dziecko.- Dave! - usłyszał czyjś okrzyk pełen zdumienia.- Jak sięmasz, stary! - To był Wes.Siedział przy stoliku z kobietą ociemnych włosach przetykanych pasmami blond.- Siadaj,Dave.To jest Helena.Pierwsza myśl, jaka przyszła Dawidowi do głowy - niezbytzresztą mądra, z czego momentalnie zdał sobie sprawę - to żekobietą ową jest Laura, i już gotów był wziąć nogi za pas.Wciążzdezorientowany mruknął: Bardzo mi przyjemnie , próbującuwolnić dłoń od żelaznego uścisku Wesa.- Heleno, oto mój wielce wybitny kolega, człowiek, którypewnego dnia otrzyma Nagrodę Nobla, pan Dawid Kelsey,naczelny inżynier w fabryce Cheswicka, opuszczający nasniestety dla znaczniejszych korzyści i większej chwały.Siadaj,stary.Helena zachichotała, rozwarła oblepione czerwienią usta iwysunęła rękę w stronę Wesa, by znów ująć jego dłoń.- Muszę zadzwonić - powiedział Dawid.- Zadzwonisz, ale najpierw zamówię dla ciebie drinka.Siadaj.- Zacisnął palce na przegubie dłoni Dawida.Uśmiechając się, Dawid próbował uwolnić rękę, lecz Wes zpijackim uporem trzymał go dalej.- Nie.Zadzwonię zaraz - rzekł Dawid.- A jaki on przystojny - powiedziała Helena, równie pijana jakWes.- Dzwonisz do tej dziewczyny? - Wes mrugnąłporozumiewawczo.Dawid wyszarpnął rękę z uchwytu Wesa i Wes przewrócił sięjak długi na podłogę.Dawid momentalnie podniósł go i usadziłna ławce.Przez chwilę zdumienie walczyło w Wesie ze złością,ale zaraz twarz jego okrasił niepewny uśmiech.- Rany boskie! - wyrzekła Helena, odsuwając się od Dawida.- Dave, bracie, nerwy ci wysiadają.Powiedziałem, żebyśusiadł i napił się.No więc dzwonisz do tej dziewczyny, tak? Czyona wyjdzie za ciebie, Dave? Ja uważam, że wyjdzie.Dawid nie mógł ani nic powiedzieć, ani odejść od stolika, niewiedział właściwie, co miałby im do powiedzenia.Prawdopodobnie nic.Odwrócił się i ruszył w stronę kabinytelefonicznej.Nakręcał właśnie numer, gdy drzwi kabiny otworzyły się naoścież.- Nie dzwoń, Dave - powiedział Wes.- Popełniasz błąd,Poważnie, rozmawiałem z Effie i mówiła mi.- Zostaw mnie w spokoju, Wes.- Dawid szarpnął drzwi, chcącje zamknąć, ale Wes trzymał za klamkę i drzwi ledwo drgnęły.Dawid zerwał się z miejsca i wyskoczył z kabiny, z trudemopanowując się, by nie wprawić w ruch pięści.Po czym razem zwciąż perorującym Wesem znalazł się znów przy stoliku.Helena uśmiechała się, spoglądając na nich szklanymwzrokiem.Gdy tylko Wes usiadł, Dawid powędrował zpowrotem do kabiny.Telefonistka powiedziała:- Halo, jaki numer?.- i Dawid podał jej numer.Buczenie.Sygnał.Dawid siedział wpatrując się w monetę namałej półeczce, sztywny cały, jakby był z żelaza, oczekującgłosu, który położy kres dzwonieniu.Sygnał powtórzył sięjedenaście razy, nie chciał liczyć, ale jednak liczył, a potem głosw słuchawce:- Halo?- Annabello, tu Dave.Jesteś więc?- Tak, Dave.Ja.moje plany wyjazdu do La Jolli.- W porządku.Cieszę się, że jesteś blisko.Co u ciebie?Wysłałem do La Jolli trzy listy.Otrzymałaś je?- Tak.Jestem trochę zadyszana.Wbiegałam po schodach.Nie zabawisz już długo we Froudsburgu, prawda?- Jeszcze dziewięć dni.Słuchaj, Annabello, następny weekendspędzę w pobliżu Troy.Mam zamiar rozejrzeć się za domem ipomyślałem sobie, że może byś ze mną pojechała.Choćby tylkona sobotę.Jeśli taka będzie twoja wola, odwiozę cię do domu wsobotę wieczór.- Po chwili ciszy dodał: - Bardzo bym chciał,żebyś zobaczyła laboratorium.Okolice są tam piękne.Przedparoma dniami byłem na rozmowie.Przyjęli mnie.Pisałem ci otym w jednym z listów.- Nie widzę możliwości wyjazdu, Dave.- To pozwól, że wstąpię do ciebie po drodze.Zaczęła się wymawiać, usprawiedliwiać, ale przerwał jej,błagając o zgodę.Może w drodze powrotnej, będzie jej mógłwtedy powiedzieć, czy znalazł odpowiedni dom.%7łeby pozwoliłamu wpaść choćby na piętnaście minut.Ma dla niej drobnyupominek, nie powiedział jej, co to takiego, ale jak tylkowspomniał o prezencie, zaraz ogarnął go lęk, by Annabella niepomyślała, że chce ją tym zjednać.Porzucił wreszcie nadziejęna weekend i zapytał ją, kiedy będzie mógł się z nią spotkać,obojętnie którego wieczoru.- Nie wiem.I choć to, że nie wie, mogłoby się wydawać dziwne,najbardziej zaniepokoił go jej zbolały ton.- Jest ktoś u ciebie?- Tak, jest.Milczenie.Ale niezupełnie uwierzył, że ktoś u niej jest, skoromusiała biec po schodach.- Mam nadzieję, Dave, że znajdziesz dom, jakiego szukasz.Będę myślała o tobie.Teraz już naprawdę muszę kończyć,dziecko płacze.Zciskał z całej mocy słuchawkę telefoniczną, szukającrozpaczliwie słów.- Nie odchodz w ten sposób.Mogę jutro do ciebie zadzwonić?- Dobrze, Dave.Tylko nie wiem, kiedy będę w domu.Muszęporobić zakupy, a wieczorem wychodzę.Co ma zamiar robić jutro wieczór? Chciałby tylko wiedzieć,żeby móc w myślach jej towarzyszyć.- W porządku.Zadzwonię w sobotę.Jak tylko znajdęodpowiedni dom.Nie masz nic przeciwko temu?Odrzekła, że nie ma nic przeciwko temu.Powiedzieli sobie dowidzenia, zdawkowe słowa, które wyciszyły głosy.Dawid zostałjeszcze chwilę w kabinie, starał się uspokoić oddech przedczekającą go ewentualnie kolejną przeprawą z Wesem.Wes siedział z łokciem wysuniętym do tyłu i drugą rękęwspierając na udzie kiwał głową z taką miną, jak gdybywszystko słyszał i wszystko rozumiał.- A więc wyjdzie za ciebie za mąż? Czy chociaż chce się z tobąspotkać?Helena roześmiała się głupio.W Dawidzie, który nie miał w zanadrzu żadnej riposty,narastało rozdrażnienie niczym chmura gradowa.Cofnął sięgwałtownie, gdy Wes wyciągnął rękę, by znowu chwycić go zaprzegub.- Nie dotykaj mnie! - krzyknął.Podszedł do drzwi i otworzył je z trzaskiem pięścią.W pensjonacie zastał kartkę, że dzwoniła do niego EffieBrennan, prosi o telefon.Zmiął skrawek papieru i wrzucił dokosza na śmieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]