[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Andrzej patrzył na niego jak skazaniec i nic nie rozumiał - wszystko było jakoś nie tak, jak powinno.Nie tego się spodziewał.A może się uda, pomyślał, ale od razu zabobonnie odpędził tę myśl.W końcu posłanie zostało wyjęte i człowiek w berecie podał je Andrzejowi.Wyglądał przy tym na niezadowolonego i obrażonego.To była zwyczajna koperta, długa, błękitna, ze stylizowanym wizerunkiem serca ozdobionego ptasimi skrzydełkami.Znajomym, wyraźnym charakterem pisma napisano: “Redaktorowi naczelnemu «Gazety Miejskiej» Andrzejowi Woroninowi do rąk własnych, tajne.F.Heiger, prezydent".Andrzej rozerwał kopertę i wyjął zwykłą kartkę papieru pocztowego z niebieskim brzegiem.“Drogi Andrzeju! Przede wszystkim pozwól, że podziękuję ci za pomoc i wsparcie, które czułem ze strony twojej gazety w ciągu kilku ostatnich, decydujących miesięcy.Teraz, jak widzisz, sytuacja diametralnie się zmieniła.Jestem pewien, że nowa terminologia i niektóre konieczne ekscesy nie zmylą cię: słowa i środki się zmieniły, ale cele pozostały te same.Bierz gazetę w swoje ręce - zostałeś mianowany jej stałym, pełnomocnym redaktorem naczelnym i wydawcą.Dobierz sobie pracowników, zwiększ etaty, żądaj nowych mocy drukarskich - daję ci pełną carte blanche.Człowiek, który wręczy ci ten list - młodszy adiutor Rajmund Cwirik - będzie w twojej gazecie pełnił obowiązki politycznego przedstawiciela mojego wydziału informacji.Jak sam się przekonasz, nie jest zbyt inteligentny, ale zna swoją pracę i, zwłaszcza na początku, pomoże ci wejść w sprawy wielkiej polityki.W przypadku ewentualnych konfliktów zwracaj się, oczywiście, bezpośrednio do mnie.Życzę powodzenia.Pokażemy tym mazgajowatym liberałom, jak należy pracować.Pozdrawiam, twój przyjaciel Fritz".Andrzej przeczytał osobiste tajne posłanie dwukrotnie, potem opuścił rękę z listem i rozejrzał się.Znowu wszyscy na niego patrzyli - bladzi, zdecydowani, napięci.Tylko Izia promieniał jak wiosenne słońce i ukradkiem udawał, że wymierza komuś kopniaki.Młodszy adiutor (co to mogło, do licha, znaczyć, brzmi jakoś znajomo.adiutor, koadiutor.coś z historii.albo z Trzech muszkieterów) a więc młodszy adiutor Rajmund Cwirik też na niego patrzył - srogo, ale protekcjonalnie.A pod drzwiami przestępowały z nogi na nogę i też na niego patrzyły jakieś typy z karabinami i białymi opaskami na rękawach.- Tak.- odezwał się Andrzej, składając list i chowając go do koperty.Nie wiedział, od czego zacząć.Wobec tego inicjatywę przejął młodszy adiutor.- To pańscy współpracownicy, panie Woronin? - zapytał rzeczowo, wskazując zebranych ręką.- Tak.- Hmm.- wyraził wątpliwość pan Rajmund Cwirik, wpatrując się w Izie.W tym momencie Kensi ostro zapytał:- A kim pan właściwie jest?Pan Rajmund Cwirik spojrzał na niego, a potem zdziwiony odwrócił się do Andrzeja.Andrzej zakaszlał.- Panowie - powiedział.- Pozwólcie, że wam przedstawię: pan Cwirik, młodszy koadiutor.- Adiutor! - poprawił go niezadowolony Cwirik.- Co? Ach, tak, adiutor.Nie koadiutor, po prostu adiutor.(Selma nagle ni z tego, ni z owego parsknęła śmiechem i zatkała sobie usta ręką).Młodszy adiutor, przedstawiciel polityczny w naszej gazecie.Od dzisiaj.- Przedstawiciel czego? - zapytał nieprzejednany Kensi.Andrzej chciał sięgnąć do koperty, ale Cwirik, coraz bardziej niezadowolony, zawołał:- Przedstawiciel polityczny wydziału informacji!- Pańskie dokumenty! - rzucił ostro Kensi.- Co takiego?! - kaprawe oczka pana Cwirika zamrugały w oburzeniu.- Dokumenty, pełnomocnictwo - ma pan coś oprócz tej swojej idiotycznej kabury?- Kto to jest?! - krzyknął przenikliwie pan Cwirik, zwracając się do Andrzeja.- Kim jest ten człowiek?!- To pan Kensi Ubukata - wyjaśnił cierpliwie Andrzej.- Zastępca redaktora naczelnego.Kensi, żadne pełnomocnictwa nie są potrzebne.Przecież on przekazał mi list od Fritza.- Od jakiego znowu Fritza? - zapytał pogardliwie Kensi.- Co ma do rzeczy jakiś Fritz?- Gwałtownych ruchów! - zawołał Izia.- Błagam was, nie róbcie gwałtownych ruchów!Cwirik patrzył to na Izie, to na Kensiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]