[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzała film pięć razy.- W jego głosie zabrzmiała nagle podejrzliwość.- I ta dziewczyna! Niech mnie.- Nie martwcie się - odparł swobodnie Dibbler.- Mam z nimi koń.Zwątpienie przemknęło mu po twarzy.- Do zobaczenia - rzucił krótko i wybiegł na ulicę.Bezam został sam.Rozejrzał się po zasłoniętych pajęczynami ścianach Odium, a rozgorączkowana wyobraźnia malowała już w mrocznych kątach donice z palmami, złote liście i tłuste cherubi­ny.Łupinki fistaszków i pukane ziarna chrzęściły mu pod nogami.Trzeba tu sprzątnąć przed następnym pokazem, pomyślał.Ten małpiszon pewnie znów będzie pierwszy w kolejce.Nagle jego wzrok padł na plakat Myecza namyętności.Właściwie to dziwne.Nie było tam żadnych słoni ani wulkanów, a potwory to trolle z poprzyczepianymi różnymi kawałkami, ale na zbliżeniu.tak.wszyscy mężczyźni westchnęli, a potem wszystkie kobiety wes­tchnęły.Prawdziwa magia.Uśmiechnął się do portretów Victora i Ginger.Ciekawe, co ta para w tej chwili robi.Pewnie wyjadają kawior ze złotych półmisków i wypoczywają, po kolana w aksamitnych podusz­kach.Mógł się założyć.***- W tym fachu nie podnoś głowy wyżej kolan, chłopcze - poradził trzymacz koni.- Obawiam się, że niezbyt mi wychodzi to trzymanie - przy­znał Victor.- Bo to trudny fach.Trzeba się nauczyć odpowiedniej, lekcewa­żącej, ale nie bezczelnej, wesołej gadki trzymacza koni.Widzisz, lu­dzie spodziewają się nie tylko tego, że potrzymasz im konie.Chcą, żeby trzymanie konia było przeżyciem.- Naprawdę?- Chcą zabawnego spotkania i dowcipnego pożegnania - tłu­maczył człowieczek.- Nie wystarczy łapać za uzdy.Victor zaczynał rozumieć.- To przedstawienie - stwierdził.Trzymacz koni przejechał palcem po nosie w kształcie truskawki.- Otóż to! - zawołał.***W Świętym Gaju płonęły żagwie.Victor przeciskał się przez tłum na głównej ulicy.Każdy bar, każda tawerna, każdy sklep szeroko otwierał drzwi.Między nimi falowało i przelewało się morze ludzi.Victor spróbował podskakiwać, żeby zoba­czyć poszczególne twarze.Był samotny, zagubiony i głodny.Potrzebował kogoś, z kim mógłby porozmawiać - i nie mógł jej znaleźć.- Victor!Odwrócił się.Skallin pędził ku niemu niczym lawina.- Victor! Mój przyjaciel! - Pięść wielkości i twardości kamienia węgielnego przyjaźnie klepnęła go w ramię.- Witaj - powiedział słabym głosem Victor.- Tego.Co sły­chać, Skallin?- Świetnie! Świetnie! Jutro kręcimy Klątwę Dolyny Trolli.- Gratuluję.- Jesteś moim szczęśliwym człowiekiem - huknął Skallin.- Skal­lin! Co za imię! Chodźmy się napić!Victor zgodził się.Właściwie nie miał wyboru, gdyż Skallin zła­pał go za ramię i niczym lodołamacz sunąc przez tłum, na wpół go prowadził, na wpół ciągnął do najbliższych drzwi.Niebieski blask rozjaśniał szyld.Większość Morporkian umie czytać po trollowemu; nie jest to trudny język.Ostre runy oznacza­ły Błękitny Lias.Był to bar trolli.Przydymiony blask palenisk za kamienną ladą stanowił jedyne oświetlenie.Ukazywał trzech trolli grających.na czymś perkusyj­nym, ale Victor nie bardzo mógł to rozpoznać.Poziom hałasu się­gnął granicy, poza którą dźwięk jest solidną ścianą energii; wpra­wiał w wibracje jego gałki oczne.Dym przesłaniał strop.- Co ci wziąć? - huknął Skallin.- Nie muszę pić roztopionej lawy, prawda? - zająknął się Victor.Musiał się jąkać na całe gardło, żeby Skallin usłyszał.- Mamy każde rodzaje ludzkich drinków - krzyknęła samica trolla za barem.Musiała być samicą.Bez wątpienia.Wyglądała tro­chę jak posągi, którymi ludzie jaskiniowi przedstawiali boginię płod­ności tysiące lat temu; ale przede wszystkim wyglądała jak pagórek.- My tu bardzo światowcy.- W takim razie piwo.- Dla mnie siarkowe kwiaty na bruku, Ruby - zamówił Skallin.Victor skorzystał z okazji, żeby się rozejrzeć.Przyzwyczaił się już do półmroku, a bębenki w uszach litościwie zdrętwiały.Dostrzegł masy trolli siedzących przy długich stołach; tu i tam zajął miejsce krasnolud, co było zjawiskiem zdumiewającym.Nor­malnie krasnoludy i trolle walczą ze sobą jak.no, jak krasnoludy z trollami.Ich rodzinne góry do scena nieustającej wendety.Świę­ty Gaj jednak zmieniał wszystko.- Możemy pogadać na osobności? - wrzasnął Victor prosto w szpiczaste ucho Skallina.- Pewnie! - Troll odstawił kubek.Tkwiła w nim fioletowa papie­rowa parasolka, powoli zwęglająca się w żarze.- Widziałeś Ginger? Znasz Ginger?- Pracuje u Borgle’a!- Tylko na porannej zmianie! Przed chwilą tam byłem! Gdzie chodzi, kiedy nie pracuje?- Kto wie, gdzie ktoś chodzi?Zespół muzyczny ucichł nagle.Jeden z trolli chwycił niewiel­ki kamień i zaczął łagodnie w niego uderzać, uzyskując powolny, miękki rytm, który jak dym lgnął do ścian.A z dymu, niczym galeon z mgły, wynurzyła się Ruby w bezsensownym boa z piór na szyi.Była jak dryf kontynentalny z wypukłościami.Zaczęła śpiewać.Trolle umilkły z szacunkiem.Po chwili ktoś zaszlochał.Łzy spły­wały po twarzy Skallina.- O czym jest ta piosenka? - szepnął Victor.Skallin pochylił się.- To stara, ludowa pieśń trolli - wyjaśnił.- O Jantar i Jaspisie.Byli.- zawahał się i zamachał rękami.- Przyjaciółmi.Dobrymi przyjaciółmi.- Chyba wiem, o co ci chodzi.- I pewnego dnia Jan tar zabrała trollowy obiad do jaskini i zna­lazła go.- Skallin wykonał rękami gest niezbyt precyzyjny, ale bar­dzo wymowny -.z inną trollową damą.Więc poszła do domu, wzię­ła swoją maczugę, wróciła i zatłukła go na śmierć, łup, łup, łup.Bo to był jej troll i bardzo ją skrzywdził.Bardzo romantyczna piosenka.Victor patrzył.Ruby spłynęła z niewielkiej sceny i sunęła mię­dzy klientami - niewielka góra w poślizgu.Musi ważyć ze dwie to­ny, myślał.Jeśli usiądzie mi na kolanach, zrolują mnie z podłogi jak dywan.- Co powiedziała tamtemu trollowi? - zapytał, kiedy fala śmie­chu przetoczyła się po sali.Skallin poskrobał się w nos.- To taka gra w słowa - odparł.- Trudno przetłumaczyć.Ale mniej więcej powiedziała: „Czy to legendarne Berło Magmy, który był Królem Góry, Pogromcą Tysięcy, nie, Nawet Dziesiątków Tysię­cy, Władcą Złotej Rzeki, Panem Mostów, Mieszkańcem Ciemnych Miejsc, Zgniataczem Wrogów.” - nabrał tchu - „.masz w kieszeni, czy po prostu cieszy cię mój widok?”.Victor zmarszczył czoło.- Chyba nie zrozumiałem - przyznał.- Może nie przetłumaczyłem odpowiednio.- Skallin pociągnął łyk stopionej siarki.- Słyszałem, że Unitarni Alchemicy szukają [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl