[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za każdym razem, kiedy docierał do dźwięków i barw oznaczających dlań życie, którego mógłby się uchwycić, cofał się.Potem chwyciły go czyjeś ręce i wydobyły z wody i czerni, raz jeszcze wyciągając go na twardy grunt.Szorstkie głosy mamrotały niewyraźnie wokół niego, a strzępy słów przepływały w jego umyśle niczym liście miotane wiatrem.Zamrugał oczami i ujrzał pochylonego nad sobą Gareta Jaxa.Szczupła brązowa twarz była mokra i ściągnięta zimnem, jasne włosy lepiły się do czoła.- Chłopcze, słyszysz mnie? Już dobrze.Wszystko w porządku.Pojawiły się inne twarze, kanciaste twarze karłów, roztropne i poważne.Przełknął ślinę, zakrztusił się i wymamrotał coś bez związku.- Nic nie mów - burknął ktoś.- Po prostu odpoczywaj.Skinął głową.Czyjeś dłonie owinęły go kocami, uniosły do góryI poniosły dokądś.- Istna noc przybłędów - zachichotał inny.Jair próbował spojrzeć w stronę, skąd dochodził głos, ale zatracił poczucie kierunku.Rozluźnił się i zanurzył w cieple koców, ukołysany łagodnym ruchem dźwigających go rąk.Po chwili już spał.XIXByło południe następnego dnia, kiedy Jair ponownie się obudził.Być może spałby dalej, gdyby nie czyjeś ręce, które niezbyt delikatnie potrząsały nim, chcąc wyrwać z drzemki, i głos szepczący mu do ucha.- Obudź się, chłopcze! Dość już spałeś! No dalej, obudź się! Poruszył się niechętnie, odwrócił na plecy i starł sen z oczu.Przez wąskie okno nad jego głową wpadało rozproszone światło słońca.Zmrużył oczy przed jego blaskiem.- No, chłopcze, dzień już prawie minął! Przez ciebie nie wyjrzałem stąd ani na krok!Oczy Jaira w końcu odnalazły mówiącego - krępą sylwetkę usadowioną na brzegu jego łóżka.- Slanter? - wyszeptał z niedowierzaniem.- A któżby inny? - Gnom prychnął.Jair zamrugał.- Slanter?Wydarzenia poprzedniej nocy napłynęły do niego gwałtowną falą: ucieczka przed gnomami przez góry w pobliżu Capaal, rozdzielenie z towarzyszami, długi skok do Cillidellan z Garetem Jaxem i ocalenie z rąk karłów.I szept Mistrza Broni, że wszystko jest już w porządku.Ale przecież Slanter i inni.- Slanter! - wykrzyknął, całkiem już przebudzony.Poderwał się gwałtownie z posłania.- Slanter, ty żyjesz!- Jasne, że żyję! Czy wyglądam na martwego?- Ale jak.? - Pytanie zawisło w powietrzu nie dopowiedziane i Jair niespokojnie chwycił ramię gnoma.- A inni? Co się z nimi stało? Czy żyją?- Wolniej, wolniej.- Gnom uwolnił rękę ze złością.- Wszyscy żyją i wszyscy są tutaj, więc przestań się martwić.Elf został postrzelony w ramię, ale wyliże się z tego.Jedynym, który znajduje się w niebezpieczeństwie, jestem ja.A to dlatego, że zamknęli mnie z tobą w tym pokoju i umieram z nudów! Może wstałbyś teraz i wyszlibyśmy na zewnątrz?Jair już go nie słuchał.Wszyscy żyją, powtarzał sobie.Wszystkim się udało.Nikt nie zginął, chociaż wydawało się to nieuniknione.Odetchnął z ulgą.Nagle przypomniał sobie coś, co powiedział Król Srebrnej Rzeki.Dotknięcie magii spocznie na każdym, kto ruszy z tobą w podróż.Ich ciała zostaną obdarzone siłą.Być może ta siła i dotyk magii pozwoliły im przejść bezpiecznie wydarzenia tej nocy.- Wstawaj, wstawaj, wstawaj! - Slanter aż podskakiwał z niecierpliwości.- Przecież nie będziesz tutaj tak siedział?Jair spuścił nogi z łóżka i rozejrzał się po pokoju.Był niewielki, zbudowany z kamiennych bloków i skromnie umeblowany.Znajdowały się tu jedynie łóżko, stół i krzesła.Od dołu do skośnego sufitu ściany zawieszone były herbowymi gobelinami.Naprzeciwko łóżka Jaira znajdowało się drugie okno i małe, drewniane drzwi, teraz zamknięte.W rogu dostrzegł niewielki kominek ze stalową kratą i stosem płonących bali.Jair spojrzał na Slantera.- Gdzie my jesteśmy?Slanter popatrzył na niego jak na szaleńca.- A jak sądzisz? W fortecy karłów!Gdzie jeszcze? pomyślał Jair ponuro.Wstał powoli, ostrożnie, oceniając swoje siły, wyprostował się i zerknął z ciekawością przez okno.Przez wąski, okratowany otwór ujrzał ciemnoszarą toń Cillidellan, okrytą gęstą mgłą i nisko wiszącymi chmurami.W oddali, poprzez unoszącą się mgłę mógł dostrzec odbłyski ognisk płonących wzdłuż brzegów jeziora.Straże gnomów.Potem zdał sobie sprawę z panującej tu ciszy.Był w fortecy Capaal, cytadeli karłów, która stała na straży tam i śluz regulujących bieg Srebrnej Rzeki; cytadeli, która jeszcze wczoraj atakowana była przez armie gnomów.Gdzie były teraz te armie? Dlaczego nikt już nie atakował Capaal?- Slanter, co się stało z oblężeniem? - zapytał szybko.- Dlaczego jest tak cicho?- Skąd mogę wiedzieć? - Gnom parsknął z irytacją.- Nikt mi nic nie mówił.- Co się tam dzieje na zewnątrz? Co widziałeś? Slanter poderwał się na nogi.- Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Co z tobą? Uszy ci zatkało czy co? Jestem z tobą w tym pokoju, odkąd wyciągnęli cię z wody! Zamknięty jak zwykły złodziejaszek! Uratowałem skórę temu nadętemu Pogranicznikowi i co mnie za to spotkało? Zamknęli mnie tu z tobą!- Ja.- Ich zdaniem gnom to zawsze gnom! Nie wierzą żadnemu z nas! Więc siedzę tu jak kwoka nad pisklęciem, a ty sobie śpisz, jakby nic cię nie obchodziło.Cały dzień czekałem, aż raczysz się obudzić! Prawdopodobnie spałbyś dalej, gdybym całkowicie nie stracił cierpliwości!Jair cofnął się.- Mogłeś obudzić mnie wcześniej.- Niby jak miałem to zrobić! - wybuchnął gnom.- Skąd miałem wiedzieć, co ci jest? Mogło ci się coś stać! Musiałem czekać, aż odpoczniesz, żeby się upewnić! Gdyby coś ci się stało, ten czarny diabeł, Mistrz Broni, obdarłby mnie ze skóry! - Jair mimo woli uśmiechnął się.Gnom zacisnął zęby.- Uspokoję się, jak wyleziesz z tego łóżka i ubierzesz się w coś! Po drugiej stronie tych drzwi stoi strażnik, który ma mnie pilnować! Ale skoro już nie śpisz, może da się go namówić, żeby wypuścił nas obu! Potem będziesz mógł śmiać się do woli! A teraz ubieraj się!Wzruszając ramionami, Jair pozbył się nocnej koszuli, w którą go przebrano, i zaczął zakładać swoje ubranie z Yale.Był mile zaskoczony tym, że Slanter znów stał się taki wymowny, mimo że po większej części było to utyskiwanie i zrzędzenie.Slanter wydawał się znowu sobą - gadułą, którym okazał się tej pierwszej nocy po pojmaniu Jaira w górach; gadułą, którego Jair polubił.Nie wiedział, dlaczego gnom zdecydował się pozbyć swojej skorupy, ale był zachwycony, że ma za towarzysza znowu dawnego Slantera.- Przykro mi, że musiałeś tkwić tu zamknięty razem ze mną - odważył się powiedzieć po chwili.- Powinno ci być przykro - burknął Slanter.- Wsadzili mnie tu, żebym cię doglądał.Pewnie myślą, że jestem dobrą niańką.Jair wyszczerzył zęby.- Śmiem twierdzić, że się nie mylą.Wyraz twarzy gnoma sprawił, że Jair szybko zmienił temat.Chichocząc w głębi ducha, sięgał właśnie po buty, kiedy nagle przypomniał sobie o krysztale wizji i Srebrnym Pyle.Podczas ubierania nie zauważył ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl