[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.pretensje.Ktoś cisnął jakimś zgniłkiem.Straż wdała się w nieskuteczną przepychankę z tłumem.Z twarzy Dathki odpłynęła krew.Wzniósł nad głowę pięść, nie panując nad sobą.- Dobrze, hołoto, to ja teraz powiem publicznie coś o czym zawsze milczałem.Nie boję się.Tak bardzo szanujecie Aoza Roona, taki on dla was wspaniały, a ja wam powiem, co to za człowiek.Był mordercą.Gorzej - był dwukrotnym mordercą.Zamilkli, obracając ku niemu morze głów.Dygotał teraz, świadom, na co się porwał.- Jak wam się wydaje, że Aoz Roon doszedł do władzy? Przez mord, krwawy mord ciemną nocą.Są wśród was tacy, którzy przypomną sobie Nahkriego i Klilsa, synów starego Dresyla z minionych dni.Nahkri z Klilsem panowali, kiedy Embruddock był zaledwie wiejskim podwórkiem.Pewnej ciemnej nocy Aoz Roon - młody natenczas - zrzucił obu braci ze szczytu Wielkiej Wieży, kiedy sobie podchmielili.Podwójna zbrodnia.A kto był tego świadkiem, kto to wszystko widział? Ja widziałem.i ona - jego nieślubna córka.Oskarżycielskim gestem wskazał smukłą postać Oyre, z przerażeniem tulącą się teraz do Dol.- Zwariował - krzyknął jakiś dzieciak z końca tłumu.- Dathka zwariował!Jedni z gapiów uchodzili, inni nadbiegali.Powstały tumult przerodził się w bójkę na stronie.Raynil Layan usiłował zapanować nad tłumem, potężnym - jak na swoją wątłą postać - głosem wykrzykując:- Pomóżcie nam, to my wam pomożemy! Obronimy Oldorando!Przez cały ten czas Faralin Ferd ze związanymi rękoma stał w milczeniu pod strażą na tyłach trybuny.Wyczuł swą szansę.- Precz z Dathka! - zawołał.- Nigdy nie miał poparcia Aoza Roona i nie będzie miał naszego!Dathka obrócił się ze zwinnością łowcy, w tymże samym mgnieniu oka wyciągając zakrzywiony puginał.Skoczył na namiestnika.Gdzieś z tłumu rozległ się przeraźliwy pisk Farayl Musk, a jednocześnie wiele głosów podjęło okrzyk:- Precz z Dathka!Prawie natychmiast umilkły, uciszone niespodziewanym atakiem Dathki.W ciszy szybował nad wszystkim dym.Nikt się nie poruszył.Dathka stał jak skamieniały, plecami do widzów.Na chwilę również, Faralin Ferd skamieniał.Nagle zadarł głowę i wydał głuchy jęk.Krew chlusnęła mu z ust.Obwisł, wypadł z rąk straży i runął do stóp Dathki.Zahuczało od krzyków.Krew przywróciła głos całej ciżbie.- Ty durniu, oni nas zamordują! - wrzasnął Raynil Layan.Pobiegł na tył trybuny i zeskoczył.Nim ktokolwiek zdążył go zatrzymać, już znikał w bocznym zaułku.Straż kręciła się w kółko, nie słuchając rozkazów Dathkl, podczas gdy tłum napierał na trybunę.Farayl Musk głośno domagała się uwięzienia Dathki.Widząc, że wszystko przepadło, on również zeskoczył trybuny i dał nogę.Na tyłach zbiegowiska, pod jatkami, podskakiwały wyrostki klaszcząc w dłonie z podniecenia.Tłum wszczął zamieszki, uważając je za lepszą zabawę od zabijania.Dathce nie pozostało nic innego, jak tylko sromotnie umykać.Dysząc, sapiąc, mamrocząc bez ładu i składu, biegł wyludnionymi uliczkami, a jego trzy cienie - półcień-cień-półcień - zmieniały topologię u jego stóp.Rozpędzone myśli podobnie to puchły, to kurczyły się, gdy usiłował nie przyjmować porażki do wiadomości, wyrzygać klęskę z duszy.Minął jakichś ludzi, ich archaiczne sanie załadowane dobytkiem.Starzec prowadzący - dziecko za rękę krzyknął doń:- Fugasy idą!Za sobą usłyszał tupot biegnącej gromady - gromady mścicieli.Było tylko jedno miejsce, gdzie mógł znaleźć schronienie, jedna osoba, jedna nadzieja.Przeklinając Vry, biegł do niej.Powróciła do swojej wieży.Siedziała jak w transie, świadoma - i wystraszona tą świadomością - że Embruddock zmierza do jakiegoś punktu krytycznego.Kiedy załomotał do drzwi, wpuściła go niemal z ulgą.Ani litując się, ani szydząc, stała i patrzyła, jak Dathka z łkaniem padł na jej łóżko.- Poroniona historia - rzekła.- Gdzie Raynil Layan?Łkał, waląc pięścią w materac.- Przestań - powiedziała łagodniej.Chodziła po izbie, zapatrzona w plamy na powale.- Żyjemy poronionym życiem.Chciałabym być wolna od uczuć.Ludzie to poronione istoty.Lepiej nam się wiodło otulonym w śniegi, przemarzniętym, bez żadnej.nadziei
[ Pobierz całość w formacie PDF ]