[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby przeciwstawić się napaści? Kto mógł tędy wędrować - i przed kim musieli się chronić potencjalni wędrowcy?ROZDZIAŁ 12KEROVANRównie dobrze jak Elys wiedziałem, że droga, przed którą staliśmy, nie była zwyczajnym szlakiem.Kryła w sobie czary o wiele potężniejsze niż te działające na Drodze Wygnańców.Biegła w kierunku gór, na zachód, i chociaż właśnie tam pragnąłem pojechać, z niechęcią korzystałem z tak wygodnej trasy.Moi towarzysze nie wahali się nawet przez chwilę.Pierwsza wjechała Elys, za nią Jervon i juczny koń.Wsiadłem na mego wierzchowca starając się uspokoić szalejące we mnie uczucie.Podróż tą drogą wykluczała dyskretne przemykanie.a może ktoś chciał nas obser­wować? Czyżbym zaczął bać się własnego cienia? Czyżbym zaczął wyciągać miecz na najdrobniejszy szmer listowia? Odrzuciłem taką myśl.Pognałem konia i po chwili usłysza­łem głośny stukot jego kopyt na gładkiej powierzchni.Ktokolwiek budował tę drogę, nie kierował się układem terenu.Wzgórza zostały przecięte i zrównane, nierówności wygładzone.Wykonanie tego dzieła przewyższało wszelkie możliwości i umiejętności budowniczych z Dales.Trasa sprzyjała szybkiej podróży, wkrótce pozostawiliśmy za sobą wiele mil.Nie widzieliśmy też najmniejszych oznak życia, z wyjątkiem paru ptaków - nie drapieżców z gonią­cego za nami stada, ale samotnych podróżników przestwo­rzy, płynących wysoko ponad naszymi głowami.Kraina była najwyraźniej bezludna albo nic nie zbliżało się do drogi.Na krótko przed zachodem słońca przyjechaliśmy do miejsca, w którym droga tworzyła niewielką zatoczkę.Elys skierowała konia w tym kierunku i podnosząc głos powie­działa do mnie:- To będzie bezpieczne obozowisko.Na powierzchni owalu była wyrysowana pięcioramienna gwiazda chroniąca przed urokiem.Domyśliłem się, że powinna strzec podróżnych.Wzdłuż tych szlaków nie było żadnych karczm ani kryjówek, budowniczowie zadbali więc o bezpieczne miejsca.Otaczający teren był otwartą równiną porośniętą wysoką trawą.Przywiązaliśmy konie do palików i pozwoliliśmy im się paść.Niedaleko drogi spod ziemi wypływało niewielkie źródełko.Woda była nie tylko bardzo czysta i zimna, ale miała charakterystyczny smak.a także.Czy woda mogła być perfumowana? Nigdy wcześniej o tym nie słyszałem, a jednak kiedy nabrałem jej w dłonie, wydawało mi się, że czuję delikatny aromat.podobny do zapachu świeżych ziół nagrzanych promieniami południowego słońca.Nie musieliśmy także zapalać ogniska.Wraz z nadejściem nocy gwiazda, w której ustawiliśmy nasz obóz, zaczęła delikatnie błyszczeć.Promieniowała również ciepłem.Nie było możliwości, abym kiedykolwiek dowiedział się, czyim dziełem był ten cud.Zjawisko było jednak odpowiedzią dla tych wszystkich, którzy do tej pory uważali, że wszelkie rzeczy pozostawione przez Dawnych Ludzi służą tylko Złu.Po kolacji Elys usiadła w środku gwiazdy i wpatrzyła się w pustą drogę.W pierwszej chwili myślałem, że jest w transie i stara się coś wyczuć.Wraz z nastaniem ciemności poczułem otaczającą nas Moc, w jasnym słońcu dnia było to do tej pory prawie niezauważalne.Odbierałem to wszystko z ogro­mną nieufnością.Czułem, jak po skórze przebiegają dreszcze, a włosy elektryzują się od nagromadzonej wokoło energii.Odwróciłem wzrok od twarzy Elys i również popatrzyłem na drogę.Coś we mnie drgnęło i zamarło w oczekiwaniu - czy ta droga również była nawiedzana? Czy dzisiaj w nocy zobaczymy przemarsz tych, którzy dawno zniknęli z po­wierzchni ziemi? Przez chwilę mignęła myśl, że Moc, jaką odczuwałem, można było z pewnością wykorzystać.A gdy­byśmy ponownie spróbowali spojrzeć w przyszłość - może znowu zobaczyłbym Joisan? Dowiedziałbym się, w jaki sposób do niej dotrzeć?- Czara.- zacząłem mówić, chociaż wiedziałem, że łamiąc wewnętrzną koncentrację Elys mogę spowodować jej odmowę.Nie odwróciła nawet głowy, nie mrugnęła powiekami.Odpowiedziała jednak szybko.- Nie tutaj.Nie mam dość sił, aby powstrzymać to, co mogłoby odpowiedzieć.Nie nauczyłam się aż tyle.- W jej głosie zabrzmiała smutna nuta tęsknoty.- Nie, z pewnością nie potrafiłabym kontrolować działających tutaj Mocy.Już od dawna nie były wykorzystywane.ale to nie oznacza, że stały się przez to słabsze.Nawet wzmocniły się.Poczułem rozżalenie i gniew.W głębi duszy wiedziałem jednak, że miała rację.Nie należało posługiwać się siłami nieznanymi, takimi, których nie można było kontrolować.Czułem, że w otaczających nas ciemnościach kryły się łagodne moce, w odpowiedzi na czary mogły jednak zareagować bardzo gwałtownie.Siedziałem w milczeniu.Przestałem nawet patrzyć na drogę, która tak wiele obiecywała, a której nie potrafiłem zaufać.Było mi wszystko jedno, jakie duchy kryła.Nie były moimi krewnymi.to mój wybór.Byłem sobą.sam.tak jak zawsze do tej pory.A jednak czasami z Joisan.Myśl o niej wywołała psychiczny ból.Zawsze tęskniłem za czymś, a teraz wiedziałem, że tak już pozostanie do końca mojego życia.Joisan.Bezmyślnie popatrzyłem na bransoletę.Nagle zamiast niej pojawiła się twarz mocno opalonej szczupłej dziew­czyny.Może nie była piękna dla innych mężczyzn.Ja jednak nie byłem prawdziwym mężczyzną i dla mnie była cudowna niczym księżniczki z legend opowiadanych przez Kowali Pieśni.te kobiety, dla których walczyło się z potworami, borykało ze śmiertelnymi mocami tylko po to, aby spojrzały łaskawym wzrokiem.Ta dziewczyna miała w sobie tyle odwagi i takie ogromne, szczere serce, że nawet “potwór" i wyrzutek społeczeństwa znalazł w nim swoje miejsce.Gdybym tylko wypowiedział właściwe słowa, przyszłaby do mnie z własnej nieprzymu­szonej woli.Nie pragnąłem jednak zgody wynikającej z obowiązku.pragnąłem.Chciałem zupełnie czegoś innego, nie litości ani uległości, nie tego, aby przyszła do mnie, ponieważ wspólnie stawiliś­my czoło złym mocom i zwyciężyliśmy.Sam nie wiedziałem, czego właściwie chcę.z wyjątkiem tego, że nigdy przedtem tego nie odczuwałem.Poprzez zasłonę smutku dotarło do mnie miękkie wes­tchnięcie Elys i głośniejszy okrzyk Jervona.Przestraszony podniosłem głowę.Mimo że księżyc jeszcze nie wzeszedł, każdy najmniejszy znak na powierzchni drogi płonął srebrnym ogniem.Wydawało się także, że odciski stóp poruszały się.Błysk przesuwał się po tych miejscach, które reprezentowały ślady człowieka, zwierzęcia i ptaka, zupełnie jak gdyby ktoś po nich szedł.Znaki gasły przy naciśnięciu niewidzialną stopą, a potem znowu jaśniały z dawną mocą.Symbole przedstawione w ramionach gwiazdy pulsowały jak drgające na wietrze płomienie świec.Sam nie wiedząc, co czynię, wyciągnąłem dłoń i podałem ją Elys.Nie patrząc wiedziałem, że drugą dłoń trzyma Jervon.Nie byliśmy sami! Na drodze znajdowali się inni podróżni, chociaż ich nie widzieliśmy, podróżni podobni do tych, jakich widziałem na Drodze Wygnańców.Nie zbliżali się do nas.Być może poruszali się nie tylko w innym wymiarze przestrzeni, ale także w innym czasie.Kierowały nimi głębokie, niezrozumiałe dla nas uczucia, które dociera­ły do nas jak przez mgłę.przynajmniej ja je czułem.Dwukrotnie ktoś mnie dotknął.Był to delikatny i zara­zem ostry kontakt.Przez chwilę znalazłem się na progu zrozumienia jakiejś tajemnicy.Prawie już wiedziałem - ale wszystko minęło i poczułem taką samą pustkę jak wtedy, gdy pozostawiłem Joisan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl