[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kenny Bume pełnił rolę konsultanta tech­nicznego przy tej transakcji.Twierdzi, że już podczas pobieżnych oględzin wy­szły na jaw liczne uszkodzenia.- Jakiego typu?- Przede wszystkim wady łopatek turbin i skorodowane przewody paliwowe.- Chcesz mi powiedzieć, że już przed montażem silników w samolotach łopatki wirników były uszkodzone?- Owszem.Kenny napisał w raporcie, że silniki nie nadają się do użytku, ale Sunstar oddały je do naprawy i kazały zamontować w samolotach.Kiedydzisiaj doszło do wypadku, Kenny niemalże dostał szału.Możesz z nim poroz­mawiać i wyciągnąć jakiś kontakt do kogoś z linii lotniczych.Tylko ani słowa o tym, od kogo się dowiedziałeś o sprawie.Mimo wszystko Sunstar to jeden z naszych klientów.- Rozumiem.Dzięki.Ale mój naczelny i tak będzie chciał coś wiedzieć o tych dwóch wypadkach, jakie wydarzyły się dziś na terenie zakładów.Powiedz mi szczerze, czy twoim zdaniem plotki o przekazaniu Chińczykom technologii montażu skrzydeł są całkiem bezpodstawne?- Zaczynamy wszystko od początku?- Czemu nie?- Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.Skontaktuj się z Edgartonem.- Próbowałem, ale jego sekretarka oznajmiła, że wyjechał.Nie wiesz do­kąd? Może do Pekinu?- Bez komentarzy.- A co z Marderem? - ciągnął Rogers.- No właśnie: co? Dziennikarz rozłożył ręce.- Wszyscy wiedzą, że Marder i Edgarton byliby gotowi skoczyć sobie do gardeł.Marder bardzo liczył na stanowisko prezesa, ale rada nadzorcza odrzuci­ła jego kandydaturę.Ściągnęła Edgartona i podpisała z nim tylko roczny kon­trakt.Zatem w ciągu tego roku będzie się musiał czymś wykazać.Natomiast Marder, z tego co słyszałem, przeszkadza mu w każdy możliwy sposób.- Nic mi na ten temat nie wiadomo - oświadczyła Singleton, chociaż doskonale znała owe plotki.Marder przed nikim nie krył swego rozczarowania, kiedy na stanowisko prezesa firmy mianowano Edgartona.Natomiast zupełnie inną sprawą było to, czy faktycznie chciał szkodzić nowemu zwierzchnikowi.Żona Mardera była właścicielką jedenastu procent akcji Norton Aircraft, a wykorzystując wszelkie swoje znajomości dyrektor pewnie mógł zwiększyć tę pulę do szesnastu procent.To i tak byłoby za mało, żeby stawiać ostre warunki, zwłaszcza w sytuacji gdy Edgarton cieszył się poparciem większości członków rady nadzorczej.Stąd też, według powszechnej wśród pracowników opinii, Marderowi nie zostało nic innego, jak pójść na współpracę z nowym prezesem.Nawet jeśli był z tego powodu nieszczęśliwy, to po prostu nie miał wyboru.Co gorsza, firma borykała się ze sporymi kłopotami finansowymi.Niemal zawsze pewną liczbę samolotów produkowano poza pulą zamówień.A miliardowe kredyty były rów­nież potrzebne na prowadzenie prac badawczo-rozwojowych.Bez nich spółka nie miała szans utrzymania się na rynku.Sytuacja była więc dość klarowna.Zakładom bardzo by się przydał tak ol­brzymi kontrakt.Wszyscy musieli zdawać sobie z tego sprawę, także Marder.- Naprawdę nie słyszałaś o tym, żeby Marder próbował torpedować po­czynania Edgartona?-Bez komentarzy-odparła.-A skoro rozmawiamy prywatnie, to moim zdaniem taka działalność nie miałaby żadnego sensu.Wszystkim powinno zależeć na podpisaniu kontraktu, Jack.Marderowi również.Jeśli mam być szczera, wła­śnie Marder naciska na jak najszybsze zakończenie dochodzenia, aby nie wpły­nęło ono na przebieg pertraktacji.- Czy sądzisz, że ostra rywalizacja między dwoma czołowymi przedstawi­cielami kierownictwa może wpłynąć na wizerunek firmy?- Trudno powiedzieć.- W porządku - rzekł, chowając notatnik.- Zawiadom mnie, jeśli będziecie mieli jakieś konkrety w sprawie wypadku lotu Pięćset Czterdzieści Pięć, dobra?- Możesz na to liczyć.- Dzięki, Casey.Kiedy tylko się pożegnali, Singleton odczuła wyraźne zmęczenie tą krótką rozmową.No cóż, w dzisiejszych czasach każde spotkanie z dziennikarzem to jak ważna partia szachów, pomyślała - nie tylko trzeba obmyślać strategię na kilka ruchów naprzód, lecz jeszcze odznaczać się wyobraźnią i umieć oszaco­wać, w jaki sposób twoje słowa zostaną zinterpretowane.W dodatku wokół za­kładów poczynała się wytwarzać niezbyt przychylna atmosfera.Kiedyś było zupełnie inaczej, dziennikarze poszukiwali wyłącznie rzetel­nych informacji, a ich pytania ograniczały się tylko do konkretnego tematu rozmowy.Przede wszystkim chcieli znać fakty i w celu właściwej interpretacji musieli się zdobyć na wysiłek ich oceny z punktu widzenia swego rozmówcy.Musieli też zaakceptować jego sposób myślenia.Jeśli nawet się nie zgadzali z określonymi poglądami, to jednak człowiek z dumą przyjmował to, że naj­pierw sumiennie wysłuchano jego argumentów, zanim je zbito odmiennymi wnioskami.W dodatku takie rozmowy nie nawiązywały do spraw osobistych, ponieważ reporterzy koncentrowali się na danym temacie.Teraz zaś punktem wyjściowym dyskusji bywał zazwyczaj jakiś pomysł, który się rodził w głowie dziennikarza, a jej głównym celem wydawała się ko­nieczność jego umotywowania.Zamiast chęci zdobycia informacji dominowało szukanie jakichkolwiek nieprawidłowości.Wszystkie wypowiedzi traktowano sceptycznie, gdyż przyjmowano je z założeniem, że rozmówca musi się bronić przed zarzutami.W ogóle powszechne było domniemanie winy, stąd też spotka­nia z reporterami odbywały się w atmosferze obopólnej nieufności i napastliwo­ści.W dodatku tenże nowy styl odbierało się nadzwyczaj personalnie - dzien­nikarze z lubością wyłapywali każde przejęzyczenie, najdrobniejszy błąd czy też nieprzemyślaną odpowiedź, i jak sępy rzucali się na wszelkie zdania, które moż­na było zacytować w innym kontekście i w ten sposób ośmieszyć lub wydrwić rozmówcę.A ponieważ sprawy osobiste nabierały tak wielkiego znaczenia, we wszyst­kich wywiadach pojawiały się pytania dotyczące przeróżnych spekulacji perso­nalnych.„Czy pani zdaniem ten wypadek okaże się katastrofalny dla firmy? Czy sądzi pani, że zakłady przez to ucierpią?” Dziennikarze starej daty nigdy się niedopytywali o sądy i opinie, dla nich liczyły się wyłącznie fakty.Ale dzisiaj w mo­dzie było „przetwórstwo”, poszukiwanie różnych sposobów interpretacji tych samych danych.A motor napędowy tego sposobu myślenia stanowiły wszelkie­go autoramentu spekulacje.Dlatego też każda rozmowa z dziennikarzem była tak wyczerpująca.Nie zmienia to faktu, że Jack Rogers jest jednym z najlepszych, pomyślała.Wszyscy dziennikarze prasowi tworzyli jakby odrębną kastę.Naprawdę trzeba było się wystrzegać reporterów telewizyjnych.To z ich strony groziło najwięk­sze niebezpieczeństwo.PRZED HANGAREM NUMER 5GODZINA 10.15Idąc przez parking, Singleton wyjęła z torebki aparat komórkowy i wystu­kała numer gabinetu Mardera.Sekretarka, Eileen, poinformowała ją, że dyrek­tor jest na jakimś spotkaniu.- Przed chwilą rozmawiałam z Jackiem Rogersem - rzekła Casey.- Wygląda na to, że szuka materiałów do artykułu o domniemanych warunkach naszej umowy z Chinami i przekazaniu im technologii montażu skrzydeł.Po­dejrzewam, iż może nam przysporzyć kłopotów.- Rzeczywiście, wygląda to kiepsko.- Niech lepiej Edgarton z nim porozmawia i spróbuje wyjaśnić parę.rzeczy.- Edgarton w ogóle nie chce mieć kontaktów z dziennikarzami - odpa­rła Eileen.- John wróci około szóstej wieczorem.Chcesz się z nim wtedy spotkać?- Aha, tak będzie najlepiej.Zostawię mu wiadomość na biurku.HALA TESTÓW WYTRZYMAŁOŚCIOWYCHGODZINA 10 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl