[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyszli przez nie Eustace i Josephine.- Cześć - powiedziałem.Eustace wyglądał na zaskoczonego moim widokiem.- Chcesz czegoś? - zapytał grzecznie.Josephine zignorowała moją obecność i prześlizgnęła się obok mnie.- Chciałem obejrzeć pokój lekcyjny - powiedziałem nie­pewnie.- Widziałeś go już przecież.To zwyczajne miejsce.Był niegdyś pokojem dziecinnym.Są w nim jeszcze zabawki.Otworzył szeroko drzwi i przepuścił mnie.Laurence Brown stał przy stole.Podniósł wzrok, zarumienił się, wymamrotał coś w odpowiedzi na moje „dzień dobry” i pośpiesznie wybiegł z pokoju.- Przestraszyłeś go - zauważył Eustace.- Łatwo go prze­straszyć.- Lubisz Browna?- Och! Jest w porządku.Oczywiście to błazen.- Ale niezły nauczyciel?- Owszem, niezły.Jest całkiem interesujący.Ma ogromną wiedzę.Przedstawia wszystko z różnych punktów widzenia.Nigdy na przykład nie słyszałem, że Henryk VIII pisał wiersze do Anny Boleyn, i to nie najgorsze.Porozmawialiśmy jeszcze trochę o paru sprawach, takich jak polityczne podłoże krucjat, średniowieczny stosunek do życia i zdumiewający Eustace’a fakt, że Olivier Cromwell zabronił obchodów Bożego Narodzenia.Za pogardliwym i irytującym sposobem bycia chłopca krył się spostrzegawczy i dociekliwy umysł.Wkrótce zrozumiałem, gdzie tkwi przyczyna jego arogancji i humorów.Choroba oprócz ułomności fizycznych przyniosła z sobą frustrację i zahamowania, akurat wtedy, gdy zaczynał cieszyć się życiem.- W przyszłym semestrze powinienem być w jedenastej klasie.To okropne, że muszę siedzieć w domu i uczyć się z takim paskudnym dzieciakiem jak Josephine.- Ale nie uczycie się tego samego, prawda?- Nie.Oczywiście, że ona nie uczy się zaawansowanej matematyki i łaciny.Ale nie podoba mi się to, że muszę dzielić się swoim nauczycielem z dziewczyną!Próbowałem ułagodzić nieco jego zranioną męską ambicję uwagą, że Josephine jest bardzo inteligenta jak na swój wiek.- Tak sądzisz? Ja myślę, że jest okropnie śliska.Oszalała na punkcie pracy detektywa.Myszkuje wszędzie, podsłuchuje i zapisuje wszystko w maleńkiej czarnej księżeczce, a potem udaje, że odkryła, nie wiadomo co.To tylko głupi dzieciak - rzekł Eustace wyniosłym tonem.- Poza tym - dodał - dziew­czyny nie mogą być dobrymi detektywami.Mówię ci.Myślę, że mama ma rację, i im szybciej Jo znajdzie się w Szwajcarii, tym lepiej.- Nie będziesz za nią tęsknić?- Tęsknić? Za takim dzieciakiem? - zapytał Eustace wynio­śle.- Oczywiście, że nie.Mój Boże, ten dom jest na granicy obłędu.Mama jeździ na okrągło do miasta, zmusza dramatur­gów, by przerabiali dla niej sztuki i robi problemy z niczego.Ojciec zamyka się z książkami i czasem zupełnie nie słyszy, co się do niego mówi.Nie wiem, dlaczego zostałem pokarany takimi rodzicami.Dalej wuj Roger - zawsze taki serdeczny, że aż dostaję od tego dreszczy.Clemency jest w porządku, nie zawraca nikomu głowy, ale czasami jest trochę zbzikowana.Ciocia Edith nie jest zła, tylko że to staruszka.Zrobiło się trochę weselej, odkąd wróciła Sophia, ale i ona potrafi być ostra.To dziwny dom, nie sądzisz? Mam babkę-macochę, która mogłaby być moją siostrą.To wszystko sprawia, że czuję się jak błazen.Byłem w stanie zrozumieć jego uczucia.Pamiętałem (choć mgliście) własną nadwrażliwość w wieku Eustace'a.Też uwa­żałem, że moi krewni odbiegają od normalności.- A dziadek? - zapytałem.- Kochałeś go? Twarz chłopca przybrała dziwny wyraz.- Dziadek - powiedział - był absolutnie aspołeczny!- W jaki sposób?- Myślał tylko o zysku.Laurence mówi, że to zupełnie błędne podejście.Dziadek był indywidualnością.Tacy ludzie muszą odejść, nie sądzisz?- No i odszedł - zauważyłem brutalnie.- Dobrze się stało - rzekł Eustace.- Nie chcę być grubo­skórny, ale przecież w takim wieku nie można cieszyć się życiem!- Dziadek się nie cieszył?- Nie mógł.W każdym razie był czas, by odszedł.On.Eustace przerwał, bo do pokoju wszedł Laurence.Nauczyciel zaczął przekładać jakieś księżki, ale czułem, że obserwował mnie kątem oka.Spojrzał na zegarek i powiedział:- Eustace, proszę wróć punktualnie o jedenastej.Ostatnio straciliśmy dużo czasu.- OK, proszę pana - odparł Eustace i wyszedł, pogwizdując pod nosem.Laurence Brown rzucił mi kolejne ostre spojrzenie.Raz czy dwa oblizał nerwowo wargi, jakby chciał coś powiedzieć.By­łem przekonany, że wrócił do pokoju lekcyjnego tylko po to, by ze mną porozmawiać.Wkrótce, po bezcelowym przewracaniu księżek i udawaniu, że czegoś szuka, przemówił:- No.i jak sobie radzą?- Kto?- Policja.Jego nos drgał nerwowo.„Mysz w pułapce - pomyślałem.-Zupełnie jak mysz w pułapce”.- Nie zwierzają mi się - odparłem.- Och.Myślałem, że pański ojciec jest komisarzem.- Jest nim - przyznałem.- Ale naturalnie nie zdradza niko­mu policyjnych sekretów.Celowo mówiłem bardzo pompatycznie.- Zatem nie wie pan.co.czy.- Głos go zawiódł.- Nie zamierzają nikogo aresztować?- O ile wiem, to nie.Ale oczywiście mogę nie wiedzieć.„Trzeba ich przestraszyć” - przypomniałem sobie sugestięTavemera.Laurence Brown był już wystarczająco przestraszo­ny.Zaczął mówić szybko i nerwowo.- Nie wie pan, jak to jest.Napięcie.Nic nie wiadomo.Policjanci przychodzą i odchodzą, zadają pytania.mnóstwo pytań, które nie mają związku ze sprawą.Przerwał.Czekałem.Chciał mówić.Postanowiłem mu na to pozwolić.- Był pan przy tym, jak inspektor zrobił tę ohydną sugestię? O mnie i pani Leonides.To potworność.Czuję się bezradny.Nie można powstrzymać ludzi przed myśleniem różnych rze­czy! Ale to nie jest prawda.Takie podłe oszczerstwo tylko dlatego, że jest., że była.dużo młodsza od męża.Ludzie mają paskudne myśli.parszywe.Czuję.nie mogę się pozbyć uczu­cia, że to spisek.- Spisek? To interesujące.Było to rzeczywiście interesujące, choć nie w taki sposób, jak on myślał.- Rodzina, wie pan.Nigdy nie okazali mi sympatii.Trzyma­li się na dystans.Zawsze czułem, że mnie nienawidzą.Jego ręce zaczęły drżeć.- Tylko dlatego, że są bogaci i potężni.Patrzyli na mnie z góry.Czym dla nich byłem? Jedynie nauczycielem.Człowie­kiem uchylającym się od służby wojskowej.Ale robiłem to ze względów religijnych.Naprawdę!Milczałem.- Dobrze - wybuchnął.- Bałem się.Bałem się, że kiedy będę musiał pociągnąć za cyngiel, nie zdołam tego zrobić.Skąd miałbym pewność, że zabijam nazistę? To mógłby być jakiś uczciwy wiejski chłopiec, nie mający nic wspólnego z polity­ką, którego po prostu wcielono do armii.Uważam, że wojna jest zła, rozumie pan? Wierzę, że jest zła.Nadal milczałem, wychodząc z założenia, że odniesie to lepszy skutek niż sprzeciw lub potwierdzenia.Laurence prze­konywał samego siebie.- Wszyscy się ze mnie śmiali.- Głos mu drżał.- Mam talent do ośmieszania się.To nie jest brak odwagi.Tylko zawsze robię niewłaściwą rzecz.Raz chciałem ratować kobietę z płonącego domu.Ale od razu straciłem orientację, zacząłem się dusić, aż w końcu zemdlałem i strażacy mieli masę kłopo­tów z wydostaniem mnie na zewnątrz.Słyszałem, jak mówili: „Po co ten głupek się tam pchał?" Moje wysiłki zwracają się przeciwko mnie.Ktokolwiek zabił pana Leonidesa, zaaranżo­wał to tak, żeby podejrzenia spadły na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl