[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjęto mnie do szkoły na Lądowisku. Naprawdę? Pewnie byłaś pilniejszą uczennicą niż ja. Ale ty już wtedy byłeś jezdzcem odparła zaskoczona i wreszcie spojrzała naniego wprost.Jej oczy miały niezwykły zielony odcień.Uśmiechnął się. To nie znaczy, że musiałem być dobrym uczniem.Jeśli w dalszym ciągu się uczysz wskazał gestem na półki to znaczy, że wyrobiłaś sobie dobre nawyki.Zostałaś tutaj poukończeniu nauki?Odwróciła wzrok.Nie miał pojęcia, co w jego słowach mogło ją tak zaniepokoić. Tak odparła w końcu. Miałam szczęście.Widzisz wyjaśniła z wahaniem mój ojciec przywiózł tu nas wszystkich.Z Keroonu.Był czeladnikiem kowalskim ipomagał& tutaj. Aha? F lessan zachęcająco przeciągnął to słówko, kiedy Tai przerwałaopowieść. Bracia uczyli się od niego, a matka zaprowadziła mnie z siostrą do szkoły, wnadziei, że będziemy miały szczęście i nas przyjmą.Siostra nie lubiła nauki. Nie każdy musi F lessan zachichotał samokrytycznie.Rzuciła mu szybkiespojrzenie, z którego wywnioskował, że dla niej nauka była jak powietrze dla jaszczurkiognistej. No i? podrzucił. Podczas zeszłego Obrotu, kiedy było tyle roboty, Mistrz Samvel przysłał mnie tudo pracy.Ojciec bardzo chciał znalezć dobre gospodarstwo dla całej rodziny, więc odeszli.I więcej nie miała od nich wiadomości, powiedziały F lessanowi jej pochyloneramiona i wyraz samotności na twarzy. Ktoś ich szukał? Tak odparła szybko, podnosząc wzrok. T gellan wysłał całe skrzydło.Znów spojrzała w dół. I nie znalezli ani śladu? spytał łagodnie. Nic.Wszyscy byli bardzo mili.Zostałam uczennicą Mistrza Wansora, czytam muróżne rzeczy.Spodobał mu się mój głos. Wcale się nie dziwię odparł F lessan.Już wcześniej zauważył, jak ekspresyjnapotrafi być jej wymowa. Dlatego znalazłam się w Zatoce Monako podczas Wylęgu i Naznaczyłam Zaranth. Bo czytałaś coś Mistrzowi Wansorowi? Nie powiedziała rozbawiona. Chciał mieć obok siebie kogoś, kto mu będzierelacjonował wszystko, co się dzieje.Więc posadzono nas przy samej Wylęgarni. Aha, pamiętam zaśmiał się F lessan. Mistrz Wansor musiał cię popchnąć wstronę Zaranth.Nie wiedziałaś, co masz robić najpierw, odpowiedzieć na wezwanie smoka,czy opowiadać Mistrzowi, co się dzieje.Uśmiech rozjaśnił twarz i zielone oczy dziewczyny, gdy przypomniała sobie własneniedowierzanie i zdumienie, ogarniające każdego szczęściarza, który naznaczył smoka.Odpowiedział jej uśmiechem i oboje długo milczeli, zagłębiając się w radosnychwspomnieniach Naznaczenia. Dalej studiujesz? spytał F lessan, wskazując na jeden z tomów. Czemu nie? odparła z kwaśnym uśmieszkiem. Równie dobre zajęcie dlajezdzca, jak każde inne.Po przerwie spytała: Zaglądałeś do Karty? Do Karty? zdziwił się.Machnęła ręką w kierunku gablotki, gdzie trzymano oryginał Karty ZałożycielskiejKolonii na Pernie. Kimmer był jednym z kolonistów, prawda? powiedziała. Musiał się gdzieśpodpisać, nawet gdyby był tylko na kontrakcie.F lessan skoczył na równe nogi tak gwałtownie, że mało nie przewrócił krzesła.Jegonagły ruch przestraszył dziewczynę. Jejku, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? wykrzyknął z przesadnymsamokrytycyzmem.Prędko podszedł do zamkniętej próżniowo gabloty zawierającej to, couznano za najcenniejszy i najważniejszy dokument na planecie.Warownia Fort z wielkimi honorami zwróciła Kartę Lądowisku.Nikt przedtem niewiedział, co znajduje się w solidnym pojemniku, który kurzył się w magazynie wraz z innymiskrzyniami, póki Assigi nie powiedział, czego mają szukać.Tylko Assigi znał właściwąkombinację otwierającą zamek cyfrowy.Karta, zamknięta w próżniowej kasetce, okazała sięnienaruszona.Zresztą, przyjrzawszy się jej bliżej, Mistrz Benelek oświadczył, że zafoliowanestronice były odporne na wszelkiego rodzaju zniszczenia, może z wyjątkiem pocięcia nakawałeczki bardzo ostrymi narzędziami.Kartę umieszczono za grubymi szybamiwykonanymi przez Mistrza Moriltona, na specjalnym mechanizmie również opracowanymprzez Assigi który pozwalał zdalnie przewracać stronice. Wielkie litery będą wyglądać tak samo, prawda? Niezależnie od tego, czy sąwydrukowane, czy pisane ręcznie pomrukiwał Flessan. Jesteś lepszą badaczką ode mnie uśmiechnął się z pewną dozą szacunku. Aha, pracownik kontraktowy szepnął dosiebie, gdy doszedł do ostatnich stron, gdzie widniały podpisy.Niektóre z nich były zaledwiemaznięciem pióra.Podzielono je na trzy grupy: pierwsza obejmowała właściwychkolonistów założycieli, druga pracowników kontraktowych, a trzecia dzieci powyżej pięciulat, które wyruszyły na wyprawę kolonizacyjną wraz z rodzicami. Tutaj powiedziała Tai i postukała palcem w szkło, wskazując miejsce, gdziewidniały wyraznie wypisane słowa: inż.Stev Kimmer.F lessan starannie rozprostował kartkę na szkle, dokładnie nad wyraznym i czytelnympodpisem. To nie mógł być nikt inny stwierdziła Tai, przejeżdżając palcem po całej liście. Nikt inny nie ma inicjałów S.K. Masz rację.To jest to.To on F lessan z typowym dla siebie entuzjazmem objąłdziewczynę w talii i zakręcił w kółko, zapominając, z jaką rezerwą traktowała poprzedniojego przyjazne zachowanie. Ojej! puścił ją i rzucił przepraszające spojrzenie.W pierwszej chwili potknęła się, więc natychmiast pomógł jej odzyskać równowagę. Strasznie ci dziękuję, że tak szybko to znalazłaś.Ja tak bardzo chciałem zobaczyćlas, że nie spostrzegłem go zza drzew powiedział z lekkim ukłonem.Aadny uśmiech ma ta dziewczyna, pomyślał, kiedy kąciki jej szerokich ust uniosły siędo góry ukazując białe, równe zęby, lśniące w śniadej twarzy, której kolor był po częścidziedzictwem genetycznym, a po części opalenizną. Dlaczego ci tak na tym zależało? Naprawdę chcesz wiedzieć? spytał z charakterystyczną prostodusznością, któranieraz zaskakiwała jego rozmówców.Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, aż w jej policzkach pojawiły się dołeczki.Nie znałżadnej dziewczyny z dołeczkami na buzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]