[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że żaden z gwardzistów nie odnajdzie pojemnika.Jednak Rocher absolutnie nie mógł się liczyć z tym, że kamerling otrzyma przesłanie z góry.Przesłanie.Był to akt wiary, z którym nadal nie mogła się jakoś pogodzić.Czy Bóg naprawdę przemówił do kamerlinga? Czuła, że to niemożliwe, ale przecież sama zajmowała się współzależnościami w przyrodzie, badając je z punktu widzenia fizyki.Niemal codziennie była świadkiem zakrawających na cud sposobów komunikacji – bliźniacze jaja żółwia morskiego rozdzielone i umieszczone w odległych o tysiące kilometrów laboratoriach wylęgające się dokładnie w tej samej chwili.albo całe akry meduz pulsujących w takim samym rytmie, jakby kierował nimi jeden mózg.Wszędzie znajdują się niewidzialne linie komunikacji, pomyślała.Ale pomiędzy Bogiem a człowiekiem?Żałowała, że nie ma przy niej ojca, który mógłby ją natchnąć wiarą.Kiedyś w naukowy sposób wytłumaczył jej, na czym polega boska komunikacja, i wówczas uwierzyła.Do dziś pamięta ten dzień, gdy zobaczyła, że się modli, i spytała go:– Tato, po co się modlisz? Bóg i tak ci nie odpowie.Leonardo Vetra przerwał swoje medytacje i spojrzał na nią z ojcowskim uśmiechem.– Widzę, że moja córka jest sceptyczką.Zatem nie wierzysz, że Bóg przemawia do człowieka? Wyjaśnię ci to w twoim języku.– Wziął z półki model ludzkiego mózgu i postawił przed nią na stole.– Jak zapewne wiesz, człowiek zazwyczaj wykorzystuje tylko nieznaczny ułamek możliwości swojego mózgu.Jednak zdarza się, że w stanach szczególnego pobudzenia emocjonalnego – na przykład traumy fizycznej, najwyższej radości, ogromnego strachu lub głębokiej medytacji – nasze neurony nagle zaczynają pracować jak szalone, co powoduje niezwykłe zwiększenie jasności umysłu.– I co z tego? – spytała Vittoria.– Przecież to, że jasno myślisz, nie oznacza jeszcze, że rozmawiasz z Bogiem.– Aha! – wykrzyknął Vetra.– A jednak w takich chwilach szczególnej jasności często znajdujemy niezwykłe rozwiązania pozornie nierozwiązywalnych problemów.Według guru jest to stan wyższej świadomości, według biologów stan odmiennej świadomości, a według psychologów nadwrażliwości zmysłowej.– Przerwał.– A chrześcijanie nazywają go odpowiedzią na modlitwę.– Uśmiechając się szeroko, dodał: – Czasem boskie objawienie może oznaczać po prostu odpowiednie dostrojenie mózgu, tak żeby usłyszał to, o czym twoje serce dawno już wie.Teraz, pędząc na oślep w ciemność, Vittoria poczuła, że być może ojciec miał rację.Czy tak trudno uwierzyć, że pod wpływem doznanego wstrząsu umysł kamerlinga znalazł się w stanie, w którym po prostu „uświadomił” sobie miejsce ukrycia antymaterii?Każdy z nas jest Bogiem, powiedział Budda.Każdy z nas wie wszystko.Musimy tylko otworzyć swoje umysły, żeby usłyszeć swoją własną mądrość.I właśnie w tym momencie jasności, gdy Vittoria schodziła coraz głębiej pod ziemię, poczuła, że jej umysł również się otwiera.a jej mądrość wypływa na powierzchnię.Wyczuła bez cienia wątpliwości, jakie zamiary ma kamerling.Wraz z tą świadomością pojawił się strach, jakiego jeszcze nigdy nie doznała.– Ojcze, nie! – krzyknęła najgłośniej, jak umiała.– Nie rozumiesz! – Vittoria wyobraziła sobie tłumy ludzi zgromadzone w tej chwili pod Watykanem i serce zamarło jej z przerażenia.– Jeśli wyniesiesz antymaterię na powierzchnię.wszyscy zginą!Langdon pędził wielkimi susami, nadrabiając dystans dzielący go od kamerlinga.Pasaż był bardzo wąski, ale nie odczuwał klaustrofobii.Lęk, który jeszcze niedawno tak upośledzał mu życie, został wyparty przez stokroć silniejszy strach.– Ojcze! – zawołał, widząc, że odległość między nimi maleje.– Musisz zostawić antymaterię tam, gdzie jest! Nie ma innego wyboru!Sam nie wierzył, że to mówi.Nie tylko przyjął za dobrą monetę objawienie, którego doznał kamerling, ale na dodatek przekonywał go teraz do zniszczenia Bazyliki Świętego Piotra – jednego z największych osiągnięć architektonicznych na świecie.mieszczącej w sobie najwspanialsze skarby sztuki.Ale ludzie na zewnętrz.to jedyne wyjście.Była w tym okrutna ironia, że aby ocalić ludzi, trzeba zniszczyć kościół.Langdon wyobrażał sobie, że iluminatów rozbawiłaby symboliczna wymowa tej sytuacji.Powietrze napływające z dna tunelu było zimne i wilgotne.Gdzieś tam na dole znajdowała się święta nekropolia.miejsce pochówku świętego Piotra i wielu innych pierwszych chrześcijan.Langdon poczuł, że przechodzi go dreszcz, i miał tylko nadzieję, że nie bierze udziału w samobójczej misji.Nagle zauważył, że lampa kamerlinga się zatrzymała.Teraz już szybko się z nim zrównał.Okazało się, że schody się tu kończą.Dalszą drogę zamykała jednak brama z kutego żelaza ozdobiona trzema rzeźbionymi czaszkami.Kamerling już zaczął ją otwierać.Langdon doskoczył do niego i popchnął furtę, blokując mu drogę.Po schodach zbiegała reszta grupki, wszyscy upiornie biali w świetle reflektora kamery.szczególnie Glick, który z każdym krokiem gorzej wyglądał.Chartrand chwycił Langdona za rękę.– Pozwól kamerlingowi przejść!– Nie! – krzyknęła z tyłu Vittoria, z trudem łapiąc oddech.– Musimy natychmiast stąd uciekać! Nie może ksiądz wynieść stąd antymaterii.Jeśli wyniesie ją ksiądz na górę, wszyscy zebrani na zewnątrz zginą!Kiedy kamerling się odezwał, jego głos był zadziwiająco spokojny.– Posłuchajcie.my wszyscy musimy ufać.Mamy mało czasu.– Ksiądz nie rozumie – nalegała Vittoria.– Eksplozja na poziomie ziemi będzie miała bez porównania gorsze skutki niż tutaj!Kamerling spojrzał na nią zielonymi oczami, w których malował się wyłącznie rozsądek.– A kto mówi o wybuchu na poziomie ziemi?Vittoria patrzyła na niego z niedowierzaniem.– Zostawia ją ksiądz tutaj?Przekonanie, z jakim przemawiał kamerling, podziałało na nich niemal hipnotyzujące– Nikt więcej już dzisiaj nie zginie.– Ojcze, ale.– Proszę.trochę wiary.– Głos kamerlinga ścichł do zniewalającego szeptu.– Nie proszę nikogo, żeby szedł ze mną.Wszyscy możecie odejść.Jedyne, o co proszę, to żebyście nie mieszali się w Jego rozkazy.Pozwólcie mi zrobić to, do czego zostałem powołany.– Spojrzenie kamerlinga nabrało mocy.– Zostałem powołany, by zbawić ten Kościół.I potrafię to zrobić, przysięgam na swoje życie.Cisza, która zapadła, była tak pełna napięcia, jakby miała za chwilę eksplodować.120Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt jeden.Nekropolia oznacza dosłownie miasto umarłych.Nic, co Robert Langdon czytał o tej nekropolii, nie przygotowało go na widok, który rozciągnął się przed jego i oczami.Ogromna podziemna przestrzeń pełna była kruszących się mauzoleów przypominających małe domki ustawione na dnie jaskini.W powietrzu czuć było śmiercią.Sieć wąskich ścieżek wiła się pomiędzy niszczejącymi nagrobkami wykonanymi w większości z popękanych cegieł z marmurową płytą.Wszędzie wokół wznosiły się kolumny utworzone przez niewybraną ziemię i podtrzymywały ziemne sklepienie, zwieszające się nisko nad tą mroczną wioską.Miasto umarłych, powtórzył w myślach Langdon, czując się rozdarty pomiędzy ciekawością naukowca a zwykłym strachem.On i pozostali wchodzili teraz coraz głębiej w wijące się między grobami przejścia.Czy podjąłem złą decyzję?Chartrand pierwszy uległ sile przekonywania kamerlinga.Otworzył bramę i zadeklarował, że mu ufa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]