[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upiór wysłuchał go uważnie, a potem uniósł się w powietrzeniczym bańka mydlana, po czym zniknął wśród gałęzi.W trzecim śnie tej wyczerpującej nocy Lee znalazł się w kokpicie zeppelina iobserwował pilota; ściśle rzecz biorąc, aeronauta siedział na siedzeniu drugiego pilota.Krążyli nad lasem, patrzyli w dół na miotane dzikim wiatrem wierzchołki drzew, narozszalałe morze liści i gałęzi.Nagle w kabinie pojawił się upiór.Skrępowany sennym koszmarem Lee nie był w stanie ani się poruszyć, ani krzyczeć.Wyczuwał też przerażenie pilota, gdy patrzył, co się dzieje.Upiór pochylił się nad biednymmężczyzną i przycisnął do niego swoją dziwaczną twarz.Dajmona pilota, zięba, trzepotałaskrzydełkami, krzyczała i próbowała odciągnąć odrażającą istotę, lecz tylko upadła na wpółzemdlona na tablicę przyrządów sterowca.Pilot odwrócił się ku Lee i wyciągnął rękę, jednakaeronauta nadal nie panował nad swym ciałem, trwając w bezruchu, mimo iż udręka w oczachtowarzysza poruszała go do głębi.Lee był świadkiem, jak upiór wysącza z drugiegoczłowieka życie.Dajmona pilota trzepotała coraz słabiej i skrzeczała dzikim, wysokimgłosem.Potem zniknęła.Pilot jednakże jeszcze ciągle żył.Oczy mu się zamgliły, patrzył tępo w dal, powolnymruchem cofnął wyciągniętą w stronę aeronauty dłoń i z głuchym łoskotem opuścił ją naprzepustnicę maszyny.Był, a równocześnie nie był, żywy zobojętniał na wszystko.Lee siedział i patrzył bezradnie przed siebie.Zeppelin unosił się ku górom.Pilotobserwował je bez zainteresowania.Przerażony aeronauta przycisnął plecy do oparcia fotela,nic nie zatrzymywało maszyny, która leciała prosto ku urwisku. Hester! krzyknął i w tym momencie się obudził.Był w namiocie, bezpieczny, a dajmona ocierała się o jego policzek.Lee spocił się.Szaman siedział ze skrzyżowanymi nogami, lecz na jego widok aeronauta poczuł dreszcz,ponieważ mężczyznie nie towarzyszyła dajmona rybołów.Pomyślał, że ten las jest złymmiejscem pełnym nawiedzających człowieka zjaw.Nagle uświadomił sobie, że światło wokół szamana nie jest naturalne, ponieważ ogieńzgasili przed wieloma godzinami i las tonął w całkowitej ciemności.Gdzieś daleko przedsobą aeronauta dostrzegł migotanie odbite od pni drzew i opadających liści.Od razu wiedział,co ten fakt oznacza: jego sen sprawdził się, a zeppelin wraz z pilotem rzeczywiście uderzył wzbocze. Do diabła, Lee, drżysz jak liść osiki.Co z tobą? gderała Hester, strzygąc długimiuszami. Nie miałaś tego snu, Hester? wymamrotał. Tobie się również nic nie śniło, Lee.To było widzenie.Nie wiedziałam, że jesteśtakim czarodziejem.Ale nie myśl już o tym, dobrze?Pogłaskał łeb zajęczycy kciukiem, a jego dajmona potrząsnęła uszami.Po chwili niespodziewanie aeronauta uniósł się w powietrze obok dajmony szamana,rybołowa imieniem Sayan Kótór.Na obecność dajmony innego człowieka i na oddalenie odwłasnej ciało Lee zareagowało silnym pulsowaniem.Wiedział, że popełnia wielkieprzestępstwo, a jednocześnie czuł osobliwą przyjemność.Szybowali jak gdyby aeronautarównież był ptakiem ponad lasem na niespokojnych prądach wstępujących, a Lee rozglądałsię wokół w ciemnościach, zalanych w tej chwili bladą łuną księżyca w pełni, któraprzedzierała się od czasu do czasu przez niewielką szczelinę w pokrywie chmur i otaczaławierzchołki drzew srebrzystym pierścieniem.Rybołów wydał z siebie chrapliwy okrzyk i z dołu odpowiedziały mu tysiące ptasichgłosów: pohukiwanie sów, alarmujące piski małych wróbli, piękne trele słowika.Sayan Kótorzwoływała ptaki, które odpowiadały na jej zew.Wszystkie ptaki w lesie niezależnie od tego,czy dany osobnik właśnie polował, bezgłośnie machając skrzydłami, czy też spał ruszyły ztrzepotem w górę; w powietrzu pojawiły się ich tysiące.Lee poczuł, że część jego natury jest ptasia, i radością zareagował na rozkaz królowejptaków.Pozostawiając za sobą człowieczą naturę, odczuwał najdziwniejszą z rozkoszy zzapałem ofiarowywał się w służbę potężniejszemu władcy.Zakołował i zawrócił wraz zresztą wielkiego, złożonego z przedstawicieli stu gatunków, stada, które podążało zarybołowem.Nagle na tle rozjaśnionych srebrnym światłem obłoków Lee dostrzegłnienawistny, ciemny, regularny kształt zeppelina.Wszystkie ptaki dokładnie wiedziały, co mają robić.Bez wahania ruszyły kusterowcowi.Pierwsza dotarła tam Sayan Kótór, za nią maleńkie strzyżyki i zięby, szybkiejerzyki, ciche sowy.W minutę pózniej gęsto obsiadły maszynę, ich pazury szurały po śliskim,nieprzemakalnym jedwabiu lub dziurawiły go, szukając punktu zaczepienia.Ptaki starały się trzymać z dala od silnika, niestety nie wszystkim się to udało niektóre śruba poszatkowała na kawałki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]