[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz podeszła,przywołana przez ojca, i włączając się do rozmowy, zapytała, czy ten, którego widzi, jestszlachcicem, i dlaczego dotąd się nie wykupił. Już się wykupiłem, pani odparł Ruy i to za wysoką cenę. Kiedy więc odjeżdżasz? zapytała Zoraida. Jutro, jeśli Opatrzność będzie sprzyjała mnie i mym towarzyszom.Przybił tu pewienstatek, który jutro rozwinie żagle. Więc naprawdę jutro? Czy to dobra sposobność? Brak mi już cierpliwości, pani, by na lepszą czekać. Czy tak tęsknisz za pozostawioną w domu małżonką? Nie zostawiłem w domu małżonki, pani, ale dałem słowo, że się ożenię po powrocie. Pięknaż jest ta, którą chcesz poślubić? Jedyny sposób, by urodę jej prawdziwie wysłowić, to rzec, iż podobna do ciebie. Zaiste zaśmiał się dobrotliwie Hadżi Murad bardzo musi być piękna twoja wybranka,skoro do córki mej zdaje ci się podobną.Pożegnawszy się z ojcem i córką, Ruy długo jeszcze pod pozorem zbierania ziół wałęsałsię po całym ogrodzie, dokładnie badając wszystkie wejścia, wyjścia i przejścia, żeby nienatknąć się na jakąś niemiłą niespodziankę w trakcie jutrzejszej wyprawy.Kiedy nastąpił upatrzony wieczór, poturczeniec nie po raz pierwszy zarzucił kotwicęnaprzeciw ogrodu Zoraidy.Ukryci w pobliżu chrześcijańscy wioślarze pod jego przewodemopanowali statek, wiążąc sznurami i mocniejszymi od sznurów pogróżkami dotychczasowąmauretańską załogę.Następnie część została na straży, reszta zaś, z Ruyem i poturczeńcem naczele, wyważywszy furtkę, wtargnęła do ogrodu i znalazła się pod domem, gdzie pięknaZoraida czekała przy oknie.Ta przepytała się szeptem, czy ma do czynienia z tymi, naktórych czeka, upewniwszy się zaś, zeszła na dół, pięknie odziana, ze szkatułą pełną złotych92monet, którą ledwie dzwigała i natychmiast oddała w silniejsze ręce.Ruy był zadowolony, żeHadżi Murad śpi, nie chciał bowiem wyrządzać mu krzywdy, ale niestety! Maur się właśniezbudził i wyjrzawszy przez okno narobił krzyku: Rozbójnicy! Chrześcijanie! Ratunku!Poturczeniec z paru innymi jeszcze wpadł, dudniąc po schodach, do komnaty HadżiMurada; rzucili się nań, skrępowali, knebel wepchnęli w usta, goły nóż przytknęli do piersi itak sprowadzili na dół.Zoraida, na wpół mdlejąc, padła w ramiona Ruya; ale opanowała siępo chwili i ze spuszczonym wzrokiem poszła ze wszystkimi w stronę barki; było już popółnocy, czas najwyższy, by odbić.Na pokładzie wyjęto Hadżi Muradowi knebel i zdjęto więzy, grożąc zarazem, że jeśli wydajakikolwiek dzwięk, życie postrada.Maur był posłuszny, wzdychał jedynie żałośniepopatrując na córkę w objęciach chrześcijanina.Ta ze swej strony błagała Ruya, by zwróciłwolność jej ojcu i reszcie Maurów, bo nie może patrzeć na nieszczęście ojca zniewolonego zajej przyczyną.Ruy przyrzekł, że wypuści i ojca swej przyszłej żony, i pozostałych,wytłumaczył jednak, że nie może tego uczynić w tej chwili, bo Maurowie podniosą alarm iucieczka, tak pomyślnie rozpoczęta, zostanie udaremniona.Skoro jednak przybiją dojakiegokolwiek bezpiecznego lądu, zaraz zwolnią Hadżi Murada i całą resztę.Zoraidazgodziła się na te argumenty.Kapitan dał znak, wioślarze jęli robić wiosłami, i barkapomknęła po falach; kiedy zaczęło dnieć, była już na pełnym morzu; wtedy zerwał się dobrywiatr, rozwinięto więc żagle i porzucono wiosła, barka zaś płynęła dalej z szybkością ponadośmiu mil na godzinę.Wtedy to, na pełnym morzu, stary Maur rozpłakał się gorzko i nie wierząc zapewnieniom,że zostanie zwolniony, błagał, by wyznaczono okup za niego i córkę, a jeśli nie, toprzynajmniej za córkę, która jest dla niego wszystkim i gotów sam zginąć, byleby wiedział, żejej się nie stanie nic złego.Zoraida rzuciła się do ojca, przytuliła, płaczowi jego rzewniezawtórowała.Ale raptem on odepchnął córkę najukochańszą i z błyskiem podejrzliwości woku zapytał, co by jej strój odświętny miał znaczyć i klejnoty, którymi się ozdobiła.Pięknapanna nie odpowiadała mu ani słowem, a na twarzy Hadżi Murada widać było coraz większąboleść i pomieszanie.Wreszcie poturczeniec odpowiedział Maurowi, że córka znajduje się tuz własnej woli i że ona to tak się wyraził była ostrzem, które przecięło pęta obecnych nastatku chrześcijan. Czy to prawda, córko? zapytał Maur.Potwierdziła z opuszczoną głową. Więc zmieniłaś wiarę i pierwszym twym czynem było wydanie ojca w ręcenieprzyjaciół? Chcę być chrześcijanką odrzekła ale to nie ja wydałam cię w niewolę, jenonieszczęśliwy przypadek; a niewola twa wnet się skończy.Nie wysłuchał nawet do końca zdania i rozpaczą gnany rzucił się z niezwykłą szybkościągłową w dół do morza.Przed utonięciem, którego pragnął w tej chwili całym zrozpaczonymsercem, uchroniła go jednak obszerna szata, którą nosił, rozłożyła się bowiem na wodzie imarynarze chwycili za poły, wyciągając nieprzytomnego i wpółutopionego z odmętu.Pojakichś dwóch godzinach przyszedł do siebie, a było to w chwili, gdy wiatr się odwrócił ipchnął statek ku pewnemu przylądkowi, ciągle jeszcze afrykańskiemu, choć już dośćodległemu od Algieru, skąd wypłynęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]