[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Juści, że nie całkiem wierzyła rozumiejąc, iż głównie przez złość pyskuje, aby ją przetrwożyć i bez tołacniej z chałupy wygryzć.Ale mimo tego żarła ją trwoga o niego niemała.Przewiadywała się też nieraz i kaj jeno mogła, co gomoże za kara spotkać, miarkując ze smutkiem, iż całkiem na sucho ujść mu nie ujdzie.- Po prawdzie, że ojca rodzonego bronił, ale borowego zakatrupił, to juści pokarać go muszą, jakże.Mówili co rozważniejsi, że się nijakiej prawdy dobić nie mogła, bo kużden inszą wywodził.Adwokat wmieście, do którego ją ksiądz z listem posłał, powiedział, jako może być różnie, i całkiem zle, iniezgorzej, trza jeno pieniędzy na sprawę nie skąpić i cierpliwie czekać.We wsi zaś najbarzej jątrwożyli, że to kowal podmawiał swoje wymysły i wszystkich podrychtowywał.Nie dziwota też, że i teraz jego słowa kamieniami padły na duszę.Nogi pod nią truchlały przy robocie,mówić nie mogła, tak ją strach zatykał, a do tego zaś i Magda po jego odejściu przyleciała i siadła przychorym oganiając go niby od much, których nie było, a śledząc wszystko bacznymi ślepiami.Ale snadz jej to wrychle obmierzło, gdyż się w robocie pomagać ofiarowywała.- Nie trudz się, uradzim sami, mało się to w chałupie naharujesz!Odradzała Hanka takim głosem, że Magda dała spokój, pogadywała jeno niekiedy a lękliwie, że to już zsamego przyrodzenia nieśmiała była i milcząca.A jakoś na samym odwieczerzu zjawiła się znowu Jaguś, ale wespół z matką.Witały się, kieby w najlepszej zgodzie żyły, i tak przyjacielsko a przychlibnie, aż to Hankę tknęło, ichociaż odpłacała im tym samym, nie żałując dobrych słów ni nawet gorzałki, miała się jednak nabaczności.Ale Dominikowa odsunęła kieliszek.- Wielki Tydzień! Gdzieżbym to gorzałkę piła!- Nie w karczmie i przy okazji, toć nie grzech!- usprawiedliwiała Hanka.- Człowiek chętliwie se folguje i rad zawżdy sposobnością wymawia.- Przepijcie, gospodyni, do mnie, ja to nie organista!- wykrzyknął Jambroż. - Niech ino szkło brzęknie, to was zarno grzysi ponoszą - mruknęła Dominikowa zabierając się doopatrzenia głowy chorego.- Cie.komu sygnaturka sprawia, że bije się pięścią pokutnie, a drugiemu zaś flaszkowy pobrzęk toczyni, że wpodle za kieliszkiem maca.- Leży se ten chudziaczek, leży i o Bożym świecie nie wie! - zawołała żałośnie nad Boryną.- I jadł kiełbasy nie będzie, i gorzałki nie posmakuje?- ciągnęła tym samym sposobem, a wielceszydliwie Jagustynka.- Wama ino prześmiechy na pamięci! - zestrofowała ją gniewnie.- A cóż to? płakaniem biedy se odejmę? Tyla mojego, co się pośmieję.- Kto sieje zło, niech se smutki zbiera i pokutę odprawuje!.- Nie darmo powiedają, że Jambroż, choć przy kościele służy, a gotów się by i z grzychem pokumać,bych jeno sobie pofolgować i użyć! - rzekła wyniośle Dominikowa obrzucając go srogimi oczyma.- Przeciwić się dobremu i ze złym kumać potrafi, któren jeno nie baczy, jaką potem wezmie zapłatę -dodała ciszej, jakby grożąc.Milczenie padło na izbę.Jambroż zakręcił się gniewnie, ale zdzierżał w sobie ostrą odpowiedz, boćwiedział, że i tak każde jego słowo znał będzie dobrodziej najpózniej jutro po mszy; nie darmoDominikowa przesiadywała cięgiem w kościele.A i reszta zwarzyła się też pod jej sowimi ślepiami,nawet nieustępliwa Jagustynka przymilkła trwożnie.Jakże, cała wieś się jej bojała; już pono niejeden poczuł na sobie moc jej złych ślepiów, niejednego jużpokręciło albo rozchorzał, gdy nań urok rzuciła.Pracowali w cichości z pochylonymi trwożnie twarzami, że jeno jej biała gęba, sucha i poradlona, kiebyz blichowanego wosku, nosiła się po izbie.Nie odzywała się również zabierając się z Jagną dopomagania tak ostro, że Hanka wzbronić nie śmiała.%7łe zaś Jambroża odwołał księży parobek do kościoła, ostały jeno same, pilnie układając mięso i połciew cebrzyki a beczkę.- Po tej stronie w komorze będzie chłodniej la mięsa, mniej się w izbie pali.- zarządziła stara, wrazzataczając statki z Jagusią.Tak się to prędko stało, że nim się Hanka mogła sprzeciwić, nim pomiarkowała, już one powtaczały dokomory, więc srodze rozezlona zaczęła śpiesznie przenosić na swoją stronę, co ino pozostało,przywołując Józkę i Pietrka do pomocy.O samym zmierzchu, gdy już zapalili światło, zabrali się pośpiesznie do robienia kiełbas, kiszek i onychgrubaśnych salcesonów.Hanka siekała mięso z jakąś ponurą wściekłością, tak była jeszcze wzburzona.- Nie zostawię w tamtej komorze, żeby zechlała albo wyniesła! Niedoczekanie twoje! To ci fortelnica! -szepnęła wreszcie przez zęby.- Rano, po cichuśku, jak pójdzie do kościoła, przenieść wszystko do swojej komory i będzie po krzyku!Nie odbije wam przeciech! - radziła Jagustynka szprycując mięso w długachne flaki, że się skręcały postole, kiej te węże czerwone a tłuste, i co trochu rozwieszała je na żerdce nad kominem.- Niech spróbuje! Zmówiły się i z tym przyleciały?Nie mogła się uspokoić.- Nim Jambroż wróci, kiełbasy będą gotowe.- zagadywała stara. Ale Hanka zmilkła, zajęta pracą, a głównie rozmyślaniem, jak by odebrać połcie owe i szynki.Ogień trzaskał na kominie i tak się galanto buzowało, że w całej izbie było czerwono, w garachparkotały gotujące się różności, z których czyniono kiszki, a dzieci cosik trwożnie gaworzyły nadnieckami z krwią.- Laboga, jaże me mdli od tych smaków! - westchnął Witek pociągając nosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl