[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego zniknięcie stawało się sprawą wprost nie do pojęcia.Zrezygnowała z dalszych poszukiwań i, wściekła szaleńczo, poszła spać, postanawiając mściwie, że, niech tylko wróci, ona mu jeszcze pokaże…Rano Chlupa nadal nie było.Trochę niewyspane dzieci popędziły do szkoły, a pani Bogusia na nowo przystąpiła do przeszukiwania całego domu.Sprawdziła metodycznie wszystkie zakątki i zakamarki, skradając się na palcach i otwierając drzwi znienacka, bo może on tu biega przed nią, słyszy jej kroki i chowa się, kiedy nadchodzi.Bez rezultatu.Musiała w końcu pogodzić się z faktem, że mąż wyparował radykalnie, nie ma go i nie wiadomo co się z nim stało, dała spokój penetracji i chmurnie zajęła się obiadem.Po powrocie ze szkoły dzieci zainteresowały się sytuacją.Agatka zaproponowała sprawdzenie, czy ojciec jest w pracy, pani Bogusia zadzwoniła, okazało się, że nie, tam również go nie ma i nic o nim nie wiedzą.Staś wysunął supozycje, że może pojechał na ryby, nie sam, a z kimś, z jakimś kumplem, który też ma samochód.Na takie przypuszczenie pani Bogusi o mało szlag nie trafił.Nienawidziła tych ryb żywiołowo.Zatruwały jej życie, rujnowały szczęście małżeńskie, odbierały męża.Raz jeden uczestniczyła w idiotycznym łapaniu, które okazało się najnudniejszą rzeczą pod słońcem, zniszczyła sobie prawie nowe: pantofle i nie wolno jej było ust otworzyć, a rezultat był żaden.Protest przeciwko ohydnej namiętności wybuchł w niej potężnie, zagnieździł się, zakorzenił na mur! Precz z rybami, nie miały prawa istnieć!Ponuro spojrzała na syna i poleciła mu obejrzeć sprzęt wędkarski.Sama nie zamierzała na to patrzeć, bo ją wstręt ogarniał.Za Stasiem pośpieszyła na górę tylko Agatka.W gabinecie ojca Staś otworzył obrzydliwą szafę i z uwagą przyjrzał się jej zawartości.Na oko niczego nie brakowało wszystko znajdowało się na swoim miejscu.Dostrzegł nawet pewien nadmiar, coś tam jakby przybyło, spod gumowych butów wystawał kawałek starej teczki, zapewne w ostatnich czasach ojciec dołożył tu jakieś drobiazgi, nowe przynęty, kołowrotki może, więcej żyłki… W kwestii ryb i wędkowania był stanowczo po jego stronie, nic zatem na ten temat nie powiedział, oznajmił tylko, że ryby odpadają, bo z szafy ojciec nic nie wziął.Agatka owego kawałka teczki nie zauważyła.Sprzęt wędkarski nie ciekawił jej wcale, obojętnie rzuciła okiem i, oczywiście, również nic nie powiedziała.Dopiero po obiedzie wyszli do ogródka.Interesowała ich mała grządka truskawek, które zawiązywały już owocki, starannie liczone co dnia.Wystające z peonii nogi dostrzegli prawie natychmiast.Potem zapanowało coś jakby piekło na ziemi, bo pani Bogusia nie mogła mężowi darować takiego idiotyzmu.Wyjść z zamkniętego domu po to, żeby umrzeć w peoniach, i to umrzeć całkowicie, gruntownie, na mur, zanim ona zdążyła powiedzieć mu, co o tym myśli! I w ogóle umrzeć i tak ją zostawić! Gorszego kretyństwa już nie mógł popełnić…!Lekarz, przybyły z pogotowiem, od razu stwierdził, że wylew nie budzi wątpliwości, ale świadectwo zgonu będzie można wystawić dopiero po sekcji.Wylew, jego zdaniem, duży, możliwe, że przy natychmiastowej pomocy dałoby się Chlupa jeszcze odratować, byłby jednak na resztę życia sparaliżowany co najmniej w połowie.Pani Bogusia na takie dictum omal sama trupem nie padła, bo sparaliżowanego miałaby wszak zawsze pod ręka, żadnego głupiego numeru już by jej nie wywinął, a gdyby chciała do niego mówić, musiałby słuchać! To nie, nie poczekał tych nędznych paru godzin, uparł się umrzeć…!Taksówką pojechała za karetką do przewożenia zwłok, awanturować się w prosektorium o przyśpieszenie sekcji, nie wiadomo po co zabierając ze sobą dzieci.Z tej przyczyny, kiedy Krystyna dzwoniła ze szpitala, w domu Chlupa nikogo nie było.Wieść o nagłej śmierci przyjaciela Karpiowskim nie wstrząsnęła wcale, nie znał faceta i przez jeden wieczór nie zdążył się do niego przyzwyczaić.Z grzeczności udał zmartwienie, bo martwili się wszyscy, ale dlaczego powinien by się martwić naprawdę, nie miał najmniejszego pojęcia.Dla Krystyny był to grom z jasnego nieba, i to podwójny.Z jednej strony liczyła na pomoc Chlupa w budzeniu pamięci Karpiowskiego, z drugiej zamierzała poradzić się go w sprawie ukrytych pieniędzy.Ostatecznie, Chlup znał Karpiowskiego znacznie dłużej niż ona, od dzieciństwa, łatwiej mógł odgadnąć, co zrobił z tą forsą.A tu masz, cios i klęska.Uzyskaną późnym wieczorem informację przyjęła tak, że pani Bogusia jęła węszyć co najmniej romans tej wydry, Krystyny, z jej nieboszczykiem Sewerynem, i rezygnując z łez, przystąpiła do zadawania podejrzliwych pytań, z których nic jej nie przyszło, bo zrozpaczona Krystyna odpowiadała ni w pięć, ni w jedenaście.Sekcja bardzo rychło potwierdziła zdanie lekarza.Chlup miał nadwagę i wysokie ciśnienie, musiał się czymś zdenerwować i dostał rozległego wylewu.Czym się zdenerwował, pani Bogusia odgadywała bez trudu, wciąż jednak obecność męża w ogrodzie była dla niej niezrozumiała.O jego wizycie w szpitalu u Karpiowskiego nie wiedziała nic, ponieważ w rozmowie z Krystyną uczepiła się tego hipotetycznego romansu i straciła jedyną okazję wybielenia się we własnych oczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]