[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie — przerwała — ani przez chwilę nie podejrzewałam, że Don naprawdę to zrobi.Obawiałam się tylko, że obecnie historia ta może wypłynąć na wierzch.Kilka osób wiedziało o awanturze i… i o tym, co Don wtedy mówił.Poirot znowu poważnie pokiwał głową.— Słusznie — powiedział.— Dodam nawet coś więcej, Mademoiselle.Gdyby nie egoistyczna próżność mordercy, ta awantura sprzed miesiąca musiałaby wypłynąć.Jeżeli Donald Fraser uniknie podejrzeń, zawdzięczać to będzie jedynie szaleńczej chełpliwości tajemniczego A.B.C.— umilkł na chwilę.— Nie wiadomo pani, czy Betty spotykała ostatnio tamtego żonatego pana albo jakiegoś innego mężczyznę?— Nie wiem — Megan pokręciła głową.— Od tamtej awantury nie byłam w domu.— A jaka jest pani opinia na ten temat?— Chyba siostra nie spotykała się z tamtym mężczyzną.Przypuszczam, że zwinął chorągiewkę, jak się dowiedział, że istnieje możliwość kompromitacji.Ale nie zdziwiłabym się wcale, gdybym usłyszała, że Betty znów raz czy drugi okłamała Dona.Widzi pan, ona przepadała za kinem i tańcami, a Dona nie stać było na prowadzanie jej dokądś każdego wieczora.— Czy sądzi pani, że w takich przypadkach mogła zwierzać się komuś, na przykład koleżankom z kawiarni?— To mało prawdopodobne.Betty nie cierpiała tej Higley.Uważała ją za ordynarną dziewczynę.A inne kelnerki są nowe.W ogóle Betty nie odznaczała się skłonnością do zwierzeń.Dzwonek elektryczny zaterkotał głośno nad głową Megan, która zbliżyła się do okna, wyjrzała i szybko cofnęła się, jak gdyby przestraszona.— To Don…— Proszę go tu sprowadzić — zawołał szybko Poirot.— Chciałbym zamienić z nim kilka słów, nim dostanie się w łapy naszego inspektora.Megan Barnard błyskawicznie wybiegła z kuchni i po kilku sekundach wróciła prowadząc za rękę pana Donalda Frasera.Rozdział XIIDonald FraserZ miejsca zrobiło mi się żal tego młodego człowieka.Miał tragiczną twarz i półprzytomne oczy, co dowodziło, iż doznał niebywałego wstrząsu.Był przystojnym, dobrze zbudowanym chłopcem.Miał blisko sześć stóp wzrostu, piegowatą twarz, płomiennorude włosy, wystające kości policzkowe i chociaż trudno go było nazwać urodziwym, robił miłe wrażenie.— Co się tu dzieje, Megan? — spytał.— Dlaczego przyjechałaś? Na miłość boską, powiedz… usłyszałem po drodze, że Betty… — głos mu się załamał.Poirot podsunął fotel, na który młody człowiek opadł ciężko.Wówczas mój przyjaciel dobył z kieszeni płaską flaszkę, wlał jej zawartość do kubka, który wziął z kredensu, i powiedział:— Proszę to wypić, panie Fraser.Dobrze panu zrobi.Młodzieniec posłuchał.Koniak przywrócił nieco barwy jego twarzy.Wyprostował się w fotelu i ponownie zwrócił do Megan.Zachowywał się teraz spokojnie i z opanowaniem.— Myślę, że to prawda — powiedział.— Betty… nie żyje… zamordowana…— Prawda, Don.— Czy przyjechałaś dziś rano? — zapytał jakby bezwiednie.— Tak.— Przyjechałaś pociągiem o dziewiątej trzydzieści, co? — ciągnął Donald Fraser.Widocznie podświadomie uciekał od rzeczywistości i szukał ratunku pośród drobiazgów bez znaczenia.— Tak — odpowiedziała dziewczyna i zapadło głuche milczenie.— A co robi policja? — zapytał Fraser.— Jest w tej chwili na górze.Zdaje się przetrząsa rzeczy Betty.— Nie wiadomo jeszcze kto?… Nikogo nie podejrzewają? — urwał; widocznie, jak większość osób nieśmiałych, nie znosił mówienia o sprawach tragicznych.Poirot postąpił krok naprzód i zapytał beznamiętnym tonem, jak gdyby interesujący go w tej chwili szczegół nie miał większego znaczenia:— Czy panna Barnard nie mówiła panu, dokąd wybierała się wczoraj wieczorem?— Mówiła, że z jakąś przyjaciółką jedzie do Saint Leonards.— Uwierzył jej pan?— Widzi pan… — Fraser, który dotychczas odpowiadał jak automat, wrócił nagle do życia.— O co panu, u diabła, chodzi?Wyraz jego twarzy skurczonej nagłym gniewem powiedział mi w tej chwili, że Betty naprawdę mogła obawiać się zdenerwowania narzeczonego.— Betty Barnard została zamordowana przez jakiegoś szaleńca czy zwyrodnialca — podjął sucho Poirot.— Jedynie mówiąc całkowitą prawdę może pan nam pomóc w trafieniu na ślad zbrodniarza.Młody człowiek pytająco spojrzał na Megan.— To prawda, Don — powiedziała.— Nie pora teraz chronić własne albo czyjeś uczucia.Musisz wyjść czysto z tej historii.— Kto pan jest? Chyba nie służy w policji? — Fraser spojrzał podejrzliwie na sławnego detektywa.— Jestem kimś znacznie lepszym niż policja — oznajmił Poirot bez samochwalstwa, gdyż uważał to za proste stwierdzenie faktu.— Powiedz mu wszystko — zachęciła Megan, a Fraser skapitulował.— Widzi pan, nie byłem zupełnie pewien.Wierzyłem Betty, jak mi mówiła, gdzie się wybiera.Niczego wtedy nie podejrzewałem.Ale… ale w jej zachowaniu było coś takiego, co obudziło moje wątpliwości.— Tak, rozumiem — wtrącił Poirot.Usadowił się naprzeciwko Donalda Frasera i wpatrywał mu się w oczy jak hipnotyzer.— Wstyd mi nawet było, że mam nieuzasadnione podejrzenia, ale cóż… z natury jestem podejrzliwy.Chciałem pójść na bulwar i śledzić Betty po wyjściu z kawiarni.Nawet tam już poszedłem, lecz w ostatniej chwili zrozumiałem, że nie zdobędę się na to.A zresztą, Betty mogłaby mnie zobaczyć i pogniewać się na mnie.Od razu by odgadła, że ją obserwuję.— Więc co pan zrobił?— Pojechałem do Saint Leonards.Byłem tam już około ósmej i obserwowałem wszystkie autobusy, żeby przekonać, się, czy przyjechała.Ale nie było nawet śladu Betty.— Co dalej?— Całkiem straciłem głowę.Nie wątpiłem już, że jest gdzieś z jakimś facetem.Wmówiłem sobie, że ten ktoś musiał ją zabrać samochodem do Hastings.Pojechałem tam.Zaglądałem do wszystkich restauracji, kawiarni, czekałem przed kinami, spacerowałem po molo.Zachowywałem się jak skończony osioł.Nawet gdyby tam była, nie spotkałbym jej najprawdopodobniej, a poza tym jest sto miejscowości, do których ten ktoś mógłby ją zawieźć zamiast do Hastings.Umilkł.Przez cały czas mówił spokojnym, rzeczowym tonem, pod którym wszakże wyczuwałem nurt tłumionego gniewu i rozpaczy.— Wreszcie zrezygnowałem.Wróciłem do Bexhill.— O której?— Nie wiem.Szedłem piechotą.Musiała już być północ, może nawet później.Poszedłem prosto do siebie.— I co?W tej chwili otwarły się drzwi kuchni.— Aha, tutaj jesteście — ucieszył się aspirant Kelsey.Inspektor Crome usunął go z drogi, złym spojrzeniem zmierzył Poirota, a potem podejrzliwie obejrzał dwoje nieznajomych.— Panna Megan Barnard i pan Donald Fraser — zaprezentował mój przyjaciel niby w salonie.— A to inspektor Crome z Londynu — w dalszym ciągu mówił już tylko do inspektora.— W czasie, kiedy pan prowadził poszukiwania na piętrze, ja rozmawiałem tutaj z panną Barnard i panem Fraserem.Próbowałem dowiedzieć się czegoś, co rzuciłoby bodaj iskrę światła na tę ciemną sprawę.— O, czyżby? — inspektor Crome był w tej chwili bardziej zajęty parą nowo przybyłych niż Herkulesem Poirotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl