[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast wieża na WyspieWartowniczej niewielkie miała pod tym względem znaczenie.Wystarczającą ochronę235zapewniała wysoka i skalista linia wybrzeża; niedoszłym najezdzcom trudno by się by-ło nie rozbić o brzeg.Piraci rzadko niepokoili południowe wybrzeża księstwa.Sama Wyspa Wartownicza była głównie siedzibą dudków, kozłów oraz imponują-cej populacji mięczaków.Ale jednocześnie stanowiła krytyczny punkt obrony ZatokiPołudniowej, leżącej już na obszarze Księstwa Dębów.Roztaczał się z niej widok naokoliczne szlaki lądowe i morskie, a że usytuowana była na naturalnym wzniesieniu,nadawane z niej sygnały świetlne doskonale widziano na lądzie.Książę Dorzeczny miałwieżę strażniczą na Wyspie Lęgowej, ale ten spłachetek piachu, ledwie wystający z falpodczas wysokiego przypływu, nie zapewniał dobrego widoku na morze, a i stale trze-ba było naprawiać skutki oddziaływania sztormów i podnoszących się piasków.Jednakwłaśnie stamtąd widać było ostrzegawcze światło z Wyspy Wartowniczej.Jak długorozpalano tam ogień.Tereny połowowe wokół Wyspy Wartowniczej oraz pobliskie plaże obfitującew małże były częścią terytorium Księstwa Cypla i obsadzenie tamtejszej wieży strażni-czej także należało do obowiązków księcia Rozumnego.Jednak aby utrzymać garnizon,trzeba było ludziom dać zakwaterowanie i zapewnić wyżywienie, a także dostarczyć236drewno i oliwę do utrzymania ognia oraz podołać obowiązkowi naprawiania samej wie-ży po oceanicznych sztormach, które przewalały się nad nagą wysepką.Pełnienie tamsłużby uważano ogólnie za subtelną formę kary dla niesubordynowanych.Niejeden razksiążę Rozumny, będąc pod dobrą datą, deklarował, że jeśli obsadzenie wieży jest dlaKsięstwa Dębów tak ważne, książę Dorzeczny powinien się tym zająć sam.Lecz równo-cześnie Księstwo Cypla nie zamierzało rezygnować z obszarów rybackich wokół wyspyani z bogatych kolonii mięczaków.I tak osady Księstwa Dębów gęsto padały ofiarą najazdów.Wczesną wiosną, gdynatura z radością budziła się do życia, płonęły obsiane pola, a kotne owce były zarzyna-ne, kradzione lub rozpędzane.Książę Dorzeczny wniósł do króla skargę, twierdząc, żeksiążę Rozumny dopuszcza się zaniedbań w obsadzaniu wież.Ten z kolei wszystkiemuzaprzeczył, utrzymując, iż niewielka siła, jaką zainstalował na Wyspie Wartowniczej,całkowicie wystarczała w tym miejscu, które ogromnie rzadko potrzebowało obrony. Obserwatorów, a nie wojowników potrzeba do wieży na Wyspie Wartowniczej przekonywał.237Zrekrutował kobiety i starców.Niektórzy byli swego czasu żołnierzami, ale w prze-ważającej części załoga składała się z uchodzców ze stolicy księstwa, Strażnicy Zato-ki.Byli tacy, którzy twierdzili stanowczo, że to niewypłacalni dłużnicy, kieszonkowcyi podstarzałe kokoty, podczas gdy poplecznicy księcia Rozumnego zapewniali, iż są topo prostu leciwi mieszczanie, szukający bezpiecznego zajęcia.Wszystko to były sprawy dobrze mi znane wszak słuchałem plotek w tawernie,a także nauk Ciernia.Ale trzymałem język za zębami i siedziałem spokojnie w izbie nadstajnią przez cały czas szczegółowych wyjaśnień.Któryś już raz zdałem sobie sprawę,że Brus uważał mnie za nieco powolnego w myśleniu.Moje milczenie brał omyłkowoza brak polotu raczej niż niechęć do mówienia.Tak więc zaczął pracowicie instruować mnie na temat manier, które, jak powiedział,inni chłopcy nabyli po prostu dzięki przebywaniu w towarzystwie dorosłych.Miałempozdrawiać ludzi, kiedy spotykałem ich po raz pierwszy w ciągu dnia albo jeśli wsze-dłem do pomieszczenia, gdzie ktoś był; w takiej sytuacji ciche wycofanie się byłobyzachowaniem niegrzecznym.Powinienem zwracając się do ludzi wymieniać ich imię,a jeśli to ktoś starszy ode mnie albo dostojniejszy czyli właściwie każdy, z kim będę238miał do czynienia podczas tej podróży powinienem go także tytułować.NastępnieBrus zapoznał mnie z protokołem: kto oraz w jakich okolicznościach będzie przedemną wychodził z komnaty.Prawie wszyscy i niemal w każdych okolicznościach oka-zali się ważniejsi ode mnie.Potem opowiedział mi o zachowaniu przy stole.Nakazałpamiętać, gdzie zostałem posadzony, i być wyjątkowo uprzejmym dla wszystkich, któ-rzy zajmą wyższe miejsca.Miałem też spożywać posiłek w tym samym tempie co oni.Dalej nauczył mnie, jak wypijać toast albo serię toastów, żeby się nie upić.I jak mó-wić zajmująco, a raczej słuchać uważnie każdego, kto zostanie posadzony przy posiłkuobok mnie.I tak dalej.Aż zacząłem z rozrzewnieniem marzyć o czyszczeniu uprzęży.Brus szarpnął mnie ostro za ramię. Tego także nie będziesz robił.Wyglądasz jak głupek, kiedy tak siedzisz i my-ślisz o niebieskich migdałach.Niech ci się nie wydaje, że nikt tego nie zauważy.I niepatrz tak, kiedy ktoś ci zwraca uwagę.Siedz prosto i postaraj się mieć na twarzy wy-raz uprzejmego zainteresowania.Nie taki tępy uśmiech, tumanie.Ach, Bastardzie, co jamam z tobą zrobić? Jak mam cię chronić, kiedy sam pakujesz się w kłopoty? A w ogóle,dlaczego chcą cię tam zabrać?239Ostatnie dwa pytania, które postawił samemu sobie, zdradzały jego prawdziwą tro-skę.Może jednak byłem głupi, że tego wcześniej nie dostrzegłem.Wyjeżdżałem, a onzostawał tutaj.Nie potrafił zrozumieć przyczyny.Brus żył na dworze wystarczającodługo, by nauczyć się ostrożności.Od kiedy powierzono mu opiekę nade mną, po razpierwszy miał mnie stracić z oczu.I miało się to zdarzyć niedługo po pogrzebie moje-go ojca.Tak więc zastanawiał się, choć nie śmiał tego powiedzieć głośno, czy miałemw ogóle powrócić, czy też ktoś stwarzał sposobność, by mnie po cichu usunąć.Zrozu-miałem też, jakim ciosem dla jego dumy i reputacji byłoby moje zniknięcie.Westchnąłem i ostrożnie wysunąłem przypuszczenie, że może potrzebny jest jesz-cze jeden pomocnik do koni i psów.Książę Szczery nigdzie nie ruszał się bez swojegowilczarza, Lwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]