[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zahamowałem raptownie, wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do nich.- Dosyć mam już gadania! - ryczał tatuś.- Powtarzam ci, że masz to natychmiast zabrać, i koniec!Miał wielki rozpłaszczony nos pokryty siecią nabrzmiałych żył, policzki koloru świeżo wypalonej cegły i gruby, nabiegły krwią kark wystający z rozpiętego kołnierzyka roboczej koszuli.- Nie będę jechał na obręczy - odpowiedział Arnie.- Już to panu mówiłem.Pan też by tego nie zrobił, gdyby to był pański samochód.- Zaraz sam się przejedziesz na obręczy, panie śliczny - warknął tatuś, zapewne pragnąc zademonstrować dzieciom, w jaki sposób Mocni Ludzie rozwiązują swoje problemy w Prawdziwym Świecie.- Nie będziesz parkował tej kupy złomu przed moim domem.Nie wnerwiaj mnie, szczeniaku, bo zaraz ci się dostanie!- Nikomu nic się nie dostanie - wtrąciłem się.- Niech pan da nam chwilę czasu.Arnie skierował na mnie przepełnione wdzięcznością spojrzenie i dopiero wtedy zobaczyłem, jak bardzo był przerażony.Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jest w nim coś - jeden Bóg raczy wiedzieć co - wywołującego w określonym typie facetów pragnienie stłuczenia go na kwaśne jabłko.Musiał być pewien, że czeka go to znowu, lecz tym razem nie cofnął się ani o krok.Mężczyzna spojrzał na mnie.- Jeszcze jeden - stwierdził takim tonem, jakby dziwił się, że na świecie może być aż tylu kretynów.- Chcecie oberwać we dwóch? Chcecie obaj dostać? Możecie mi wierzyć, dam sobie radę.Tak, znałem ten gatunek.Gdyby był o dziesięć lat młodszy, znajdowałby się z pewnością wśród chłopaków uważających za znakomity kawał wytrącenie Arniemu książek z rąk, kiedy śpieszył się do klasy, lub wrzucenie go w ubraniu pod prysznic po lekcji wf.Oni nigdy się nie zmieniają, tylko starzeją i dostają raka płuc od palenia zbyt wielu papierosów albo umierają w wieku pięćdziesięciu trzech lat na zator mózgu.- Nie, nie chcemy oberwać - powiedziałem.- Na litość boską, przecież on tylko złapał gumę! Panu nigdy się to nie zdarzyło?- Ralph, niech oni się stąd natychmiast wynoszą!Tłusta żona wyszła na ganek.Miała wysoki, podekscytowany glos.Oto działo się coś ciekawszego od programu Phila Donahue.Sąsiedzi wyszli przed domy, żeby zobaczyć, o co chodzi, a ja pomyślałem ze znużeniem, że nawet jeśli jeszcze nikt nie wezwał glin, to ktoś na pewno lada chwila to uczyni.- Nie, nigdy nie złapałem gumy i nie trzymałem przez trzy godziny przed niczyim domem takiej przerdzewiałej kupy złomu - odparł głośno Ralph, szczerząc groźnie zęby.W gasnących promieniach słońca widziałem na nich błyszczące kropelki śliny.- Jeszcze nawet nie minęła godzina - zauważyłem spokojnie.- Nie bądź taki mądry, chłoptasiu - warknął Ralph.- Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia.Nie lubię takich jak wy.Ciężko haruję, żeby zarobić na życie, wracam zmęczony do domu i nie mam czasu na dyskusje.Macie to stąd natychmiast zabrać, zrozumiano?- Przywiozłem zapasowe koło - powiedziałem.- Gdyby po­zwolił nam pan je założyć.- I gdyby miał pan choć odrobinę zwykłej przyzwoitości.- wtrącił Arnie.To prawie załatwiło sprawę.Jeśli istniała jakaś kwestia, której nasz rozmówca nie miał najmniejszej ochoty roztrząsać w obecności dzieci, to była nią jego zwykła przyzwoitość.Zamachnął się na Arniego.Nie wiem, czym by się to wszystko skończyło - być może Arnie wylądowałby w areszcie, a jego cenny pojazd na policyjnym parkin­gu - gdyby nie udało mi się wykonać błyskawicznego ruchu i chwycić Ralpha za przegub.W gęstniejącym mroku zabrzmiało to jak ciche klaśnięcie.Tłusta dziewczynka wybuchła płaczem.Tłusty chłopiec aż przysiadł na swoim rowerku z dolną szczęką zwisającą niemal do piersi.Arnie, który przemykał niczym zjawa przez najbardziej niebez­pieczne miejsca w szkole, tym razem nawet nie drgnął.Wyglądało na to, że wręcz chce zostać uderzony.Ralph skierował na mnie wściekłe spojrzenie wytrzeszczonych oczu.- Dobra, gówniarzu! - wycharczał.- Ty pierwszy.Wzmocniłem nacisk na jego rękę.- Daj spokój, człowieku - powiedziałem półgłosem.- Mówię ci, w kufrze mam zapas.Potrzebujemy pięciu minut, żeby zmienić koło i zniknąć.Proszę.Nacisk jego ręki stopniowo zelżał.Zerknął na swoje dzieci - dziewczynka nadal pochlipywała, a chłopiec wpatrywał się w nas z rozdziawionymi ustami - i podjął decyzję.- Pięć minut - zgodził się.- Masz cholerne szczęście, że nie wezwałem policji - dodał, patrząc na Arniego.- Ten złom nie jest dopuszczony do ruchu, a w dodatku nie ma tablic rejestracyjnych.Spodziewałem się, że Arnie odpowie coś, co jeszcze bardziej zaogni konflikt, ale okazało się, że jednak pozostała mu odrobina rozsądku.- Dziękuję - bąknął.- Przepraszam, jeśli się uniosłem.Ralph chrząknął coś niewyraźnie, kilkoma gwałtownymi ruchami wepchnął sobie koszulę w spodnie, po czym przeniósł spojrzenie na dzieci.- Do domu! - ryknął.- Co tu robicie? Mam wam zaraz przyłupić?Boże, co za onomatopeiczna rodzina! Może lepiej nie przyłupuj im, tatuśku, bo jeszcze zrobią w majtki be-kaku.Dzieciaki uciekły do matki, zostawiając rowerki na trawniku.- Pięć minut - powtórzył Ralph, patrząc na nas złowróżbnym wzrokiem.Później wieczorem, kiedy chłopcy przyjdą do niego na piwo, opowie im, w jaki sposób przyczynił się do ochrony zdrowej części społeczeństwa przed pokoleniem seksu i narkotyków.“Tak jest, panowie, kazałem im zabrać sprzed chałupy tę kupę złomu, zanim im nie przyłupię, i mówię wam, ruszali się tak, jakby zaczęło im się palić pod butami i przypiekać w tyłki”.A potem zapali lucky strike’a.Albo camela.Wsadziliśmy podnośnik pod zderzak, lecz Arnie zdążył zaledwie trzy razy poruszyć lewarkiem, kiedy rozległ się suchy trzask i lewarek pękł na dwie części, rozsiewając na jezdni drobinki rdzy.Arnie spojrzał na mnie smutnym, żałosnym wzrokiem.- Nie przejmuj się - powiedziałem.- Weźmiemy mój.Robiło się coraz ciemniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl