[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak to wpłynie na ich kolejne misje? Poczucie winy, wyrzuty sumienia.mogą rozwiązać im języki.Czy możemy to całkowicie wykluczyć?– No, może nie całkowicie.ale w ten sposób dodamy kolejny element do tego równania.Można powiedzieć „nie”, kiedy trzeba powiedzieć „tak”.Każdy może powiedzieć „nie”.A to nie zawsze najlepsze wyjście.Nie można przesadzać z ostrożnością.– Jestem innego zdania.– No dobra.Więc kogo chcesz tam wysłać? – spytał Granger.– Zastanówmy się.Powinien to być.musi być ktoś, kogo znają i komu ufają.– zawiesił głos.Udało mu się wyprowadzić z równowagi szefa wydziału operacyjnego.Zafiksował sobie coś w głowie, wiedząc aż nazbyt dobrze, że w tym budynku jego słowo – słowo szefa Campusu – jest prawem.Nie istnieje żadna wyższa instancja.Jeśli zatem Granger ma wybrać kogoś do tego zadania, musi to być ktoś, kto niczego nie spieprzy.Autostrada była wspaniale, wręcz genialnie zaprojektowana.Dominic zaczął się zastanawiać, kto ją zbudował.Droga wyglądała na starą.Łączyła Niemcy z Austrią.może to sam Hitler kazał ją wybudować? W każdym razie nie było żadnych ograniczeń prędkości.Sześciocylindrowy silnik porsche mruczał jak polujący tygrys, który zwęszył świeże mięso.Niemieccy kierowcy są zadziwiająco uprzejmi.Wystarczy tylko zamrugać światłami, a ustępują z drogi, jakby przed Najwyższym.Zupełnie inaczej niż w Stanach, gdzie jakaś starowinka w wiekowym pinto jedzie lewym pasem, bo jest leworęczna, a poza tym lubi stopować maniaków w wyścigowych samochodach.Nawet po słonej pustyni Bonneville nie można mknąć szybciej.A Brian? Starał się opanować strach.Od czasu do czasu przymykał oczy, w myślach powracając do lotów na niskim pułapie przez przełęcze górskie Sierra Nevada.Często latali śmigłowcami CH-46, starszymi od niego.Przeżył to.Teraz chyba też przeżyje.Jako oficer marines nie mógł okazywać strachu czy słabości.A prawdę mówiąc, to ekscytujące.Jak jazda kolejką górską bez trzymanki.Enzo natomiast bawił się jak nigdy w życiu.Czuł się pewnie, bo miał zapięte pasy, a ten niemiecki samochodzik zaprojektowali pewnie ci sami fachowcy, którzy konstruowali tygrysy.Przejazd przez góry okazał się najbardziej ekscytujący.Kiedy już wjechali na tereny rolnicze, krajobraz stał się bardziej płaski, a droga mniej kręta.Bogu niech będą dzięki.– „Wzgórza rozbrzmiewają dźwiękami muuuzyki” – Dominic zanucił fragment z musicalu Dźwięki muzyki, fałszując straszliwie.– Gdybyś tak zaśpiewał w kościele, Pan Bóg strzeliłby ci w tyłek piorunem – dociął mu Brian, wyciągając ze schowka plan Wiednia.Ulice miasta okazały się istnym labiryntem.Stolicę Austrii zbudowano przed nadejściem rzymskich legionów.Nie było tu długich prostych ulic, po jakich zwykle defilowali legioniści przed tribunus militaris w dzień urodzin cesarza.Plan ukazywał obwodnice: wewnętrzną i zewnętrzną, pewnie tamtędy przebiegały średniowieczne mury obronne.Turcy kilkakrotnie próbowali przyłączyć Austrię do swego imperium, jednak ten fragment historii wojskowości nie znalazł miejsca w programie nauczania marines.Austria, jako dawna monarchia habsburska, była krajem zamieszkanym w większości przez katolików, co nie przeszkodziło Austriakom eksterminować prominentną i dobrze prosperującą mniejszość żydowską po tym, jak Hitler przyłączył Österreich do Rzeszy.Stało się to po plebiscycie w sprawie anszlusu w 1938 roku.To tu właśnie, a nie w Niemczech, urodził się Hitler.Austriacy odpłacili mu za lojalność, stając się bardziej nazistowscy niż on sam.Tak przynajmniej mówiły podręczniki historii.Był to jedyny kraj na świecie, gdzie Dźwięki muzyki poniosły kasową porażkę.być może dlatego, że film prezentował niepochlebną opinię o partii nazistowskiej.Wiedeń wyglądał jak dawna stolica cesarstwa.Szerokie bulwary okolone drzewami, piękne budynki, przemili mieszkańcy.Kierując się wskazówkami Briana, dojechali do hotelu Imperial na Kartner Ring.Budynek wyglądał jak przybudówka do słynnego pałacu Schönbrunn.– Musisz przyznać, że mieszkamy w ładnych miejscach, Aldo – zauważył Dominic.Wnętrze zrobiło na nich jeszcze większe wrażenie.Złocone tynki i boazeria jakby wykonana przez rzemieślników żywcem przeniesionych z renesansowej Florencji.Hol niezbyt obszerny, ale trudno było nie zwrócić uwagi na recepcję: personel w uniformach, jak na obsługę hotelową przystało.– Dzień dobry – powitał ich portier.– Panowie Caruso?– Tak – odparł zdziwiony Dominic.– Macie państwo rezerwacją dla mojego brata i dla mnie?– Tak, sir – odparł portier tyleż usłużnie, co entuzjastycznie.Akcent miał harwardzki.– Dwa przyległe pokoje z oknami na ulicę.– Wspaniale.– Dominic wyjął czarną kartę American Express i podał pracownikowi hotelu.– Dziękuję bardzo.– Są dla nas jakieś wiadomości? – spytał Dominic.– Nie, sir.– Czy boy mógłby zająć się naszym samochodem? Jest wypożyczony.Jeszcze nie wiemy, na jak długo.– Oczywiście, sir.– Dziękuję.Możemy zobaczyć nasze pokoje?– Naturalnie.Są na pierwszym piętrze.o, przepraszam, na drugim, jak to państwo mówią w Ameryce.Franz! – zawołał.Boy mówił po angielsku nie gorzej od portiera.– Tędy proszę, panowie.Nie było windy, tylko wyłożone czerwonym dywanem schody, u szczytu których wisiał zajmujący całą ścianę portret jakiegoś ważniaka w białym mundurze, z pięknie uczesanymi długimi bokobrodami.– Któż to taki? – spytał boya Dominic.– Cesarz Franciszek Józef, sir.Odwiedził nasz hotel zaraz po jego otwarciu, w dziewiętnastym wieku.– Ach tak.– To wyjaśniało klasę personelu.Styl tego miejsca był nie do podrobienia.Po piętnastu minutach rozgościli się już w pokojach.Brian zajrzał do brata.– Cholera, w Białym Domu tak nie mają.– Tak sądzisz? – nie dowierzał Dominic.– Facet, ja to wiem.Byłem tam.Wujek Jack zaprosił mnie, kiedy dostałem nominację oficerską.nie, gdy ukończyłem szkołę zasadniczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]