[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ca ły mi la ta mi od ci na łem się od prze szło ści, bo nie po tra fi łem so bie z niąpo ra dzić.Te raz je stem go to wy na przy ję cie tego, co w niej było po zy tyw ne.Ale to,co w moim ży ciu te raz naj lep sze, to zwią zek z tobą, ko cha nie.Resz ta to tyl kokupa ce gieł.Chcesz sprze dać dom? %7ła den pro blem.Chcesz za miesz kać w cha ciez li ści pal mo wych na Bali? Już się robi. Mó wi łam, że chcę się bzy kać na pla ży w Bra zy lii. Za ła twio ne oznaj mił z ra do ścią w oczach.Po pa trzy łam na nie go, mo je go wy ma rzo ne go chło pa ka. Uwiel biam ten dom.Nie sprze da my go stwier dzi łam i na chy li łam sięw jego stro nę. I chcę mieć po kój dzie cię cy, ale jesz cze nie te raz.Czy to możepo cze kać?Mój głos był bar dzo, ale to bar dzo po waż ny.Chry ste, oma wia my ży cio we de cy zje. Oczy wi ście, że tak.Prze cież nikt nie mó wił, że to musi się stać od razu. Pro szę cię, nie wra caj my do te ma tu Ruth szep nął i ści snął moją dłoń, wi dząc, że chcę coś po wie dzieć. Po win nam ją prze pro sić. Chy ba tak. I cie bie tak że. Za co? Za to, że nie za ufa łam ci na tyle, żeby po wie dzieć ci o tym wszyst kim odrazu.Nie chcia łam psuć tej sie lan ki.Kto by na rze kał, kie dy spra wy ukła da ją sięide al nie? Cza sem le piej po na rze kać, niż kłó cić się na par kin gu w desz czu.Zgo dzisz sięze mną?Miał ra cję. To ja to bie je stem wi nien prze pro si ny po wie dział. Po wi nie nem był na pra wić to okno. Si mon, nie.Po wie dzia łam to w zło ści. Nie, to moja wina.Ale znaj dę Cli ve a.Obie cu ję. Do oczu zno wu na pły nę łymi łzy. Chodz do mnie.Prze szłam na jego stro nę sto li ka i usia dłam mu na ko la nach.Moc no mnieprzy tu lił, a ja go po ca ło wa łam.Póz niej wy ru szy li śmy na po szu ki wa nia na sze gokota.***Rano za dzwo ni li śmy do schro ni ska, na sze go we te ry na rza, a na wet do ho te ludla zwie rząt.Wie ści o za gi nio nym ko cie po szły w świat.Cały dzień trwa ły po szu ki wa nia w ca łym mie ście.Roz ma wia li śmy z są sia da mi i po in for mo wa li śmy ich,do kogo mają dzwo nić, je śli zo ba czą Cli ve a.Trzy ma jąc się za ręce, cho dzi li śmy z Si mo nem po oko li cy do wie czo ra.Na wo ły wa li śmy kota, aż ochry płam.Mia łam zmie nio ny głos tak że od pła czu.Nie mo głam prze stać be czeć, cho ciaż sta ra łam się ukryć to przed Si mo nem, bo było mubar dzo przy kro z po wo du tego ze psu te go okna.Wi dok mo ich łez na si lał jego wy rzu ty su mie nia.Dla te go pła ka łam w ukry ciu w to a le tach na sta cjach ben zy no wychalbo uda jąc, że za wią zu ję sznu rów ki.Sta ra łam się za cho wać zim ną krew, ale cza sem pa ni ka bra ła górę.Znaj dzie my Cli ve a.Nie może być ina czej.Ale mi nął dru gi, a po tem trze ci dzień.W koń cu prze le ciał cały ty dzień, a kotaani widu, ani sły chu.No ca mi nie spa łam, cze ka jąc, aż usły szę stu kot pa zu rów nade skach pod ło gi, wszyst ko oka że się głu pim kosz ma rem, a Cli ve bę dzie le żał sku lo ny przy moim boku.Na słu chi wa łam, czy nie miau czy gło śno pod drzwia mi, pró bu jąc po wie dzieć mi: Hej, pa niu siu.To nie był sen.Ucie kłem, ale już je stemz po wro tem, więc wpuść mnie, bo zim no!.Ulot ki mo kły od desz czu i dar ły się od wia tru.Za wie sza li śmy nowe, ale onetak że szyb ko się nisz czy ły.Naj gor sze było to, że wy obra ża łam so bie róż ne sce na riu sze losu Cli ve a.Wy obraz nia pod su wa ła mi ob ra zy tego, co mo gło go spo tkać.Naj wy raz niej los chciał spraw dzić, ile po tra fię znieść.Zmar z nię ty i zmok nię ty Cli ve pró bu je do stać się do ko sza na śmie ci, żeby cośzjeść.Cli ve zbli ża się do nie zna jo mej oso by i zo sta je od pę dzo ny mio tłą.Cli ve przy cup nię ty pod drze wem i oto czo ny przez trzy inne koty.Nie maprzed nich pa zu rów do obro ny.W koń cu był za dba nym ko tem do mo wym, któ rysy piał na mo jej po dusz ce i do sta wał dział ki ko ci mięt ki na za wo ła nie.Wró ci łam do pra cy.Mu sia łam.Bo za ję cie się czymś po ma ga ło.Bo ko cha łammoją pra cę.I dla te go, że ho tel Cla re mont był go to wy na otwar cie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]