[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.149Anton zmarszczył nos.Nawet ten grymas wyglądał jakodegrany.Pasowałby idealnie w reklamie odświeża-czypowietrza.- Mówisz, senor, o mendzie ze strychu? Kiedyś po pi-jaku nasikał nam na drzwi.Potem amor kazała nam ścieraćlakier do gołej deski i malować na nowo.- Hiszpanwzdrygnął się na samo wspomnienie, nie wiadomo tylko,czy obsikanych drzwi, czy ciężkiej pracy.- Prawdziwy hijode puta*.Eros przypomniał sobie o swojej zarzyganej koszuli, atakże o rozmowie odbytej w eleganckiej galerii na strychu.Jeśli mieli się stąd jakoś wydostać - a przecież nie moglisiedzieć w tej kamienicy wiecznie - przydałby im się ktośtak sprytny jak malarz z poddasza.Ktoś, kto potrafi sięmaskować tak doskonale jak on.- Jenny, zastąpisz mnie chwilę?Drzwi do mieszkania i pracowni Jeana Baptiste Geri-caultwyglądały na zbite ze zwykłej sklejki.Zrobiono je na tyleprzekonująco, że na wysokości ramienia znajdowało się wnich wgniecenie, jakby ktoś próbował je kiedyś wyważać.Ponadto od dołu płyta podwijała się lekko - wyglądało, że zpowodu niegdysiejszej panującej na korytarzu wilgoci.- Bardzo przekonujące kłamstwo - mruknął Eros zuznaniem, myśląc, czy nabrałby się, gdyby nie widział tychsamych drzwi od drugiej strony - eleganckich, ma-* hijo de puta (hiszp.) - skurwysynsywnych, obitych dobrej jakości skórą.Doszedł do wnio-sku, że owszem, złapałby się w jednej chwili.Wystarczyłoprzypomnieć sobie, jak zareagował dawniej na koszulę ispływające po niej fałszywe wymiociny.Zapukał do drzwi.A potem, gdy przez dłuższą chwilęnie uzyskał odpowiedzi, zastukał jeszcze raz.Na dole kochankowie madame Bixby odpierali kolejnyszturm zombich atakujących tym razem od drzwiwejściowych.Słychać było pokrzykiwania i przekleństwa,zwłaszcza gospodarza domu na bieżąco oceniającegoszkody.Dwa razy wypalono nawet z zabytkowegorewolweru starszych państwa Babeuf z pierwszego, coznaczyło, że sytuacja wyraznie się zaostrzała.Eros po raz trzeci zapukał w sklejkę.- Kto tam? - dobiegło bełkotliwe pytanie z wnętrzamieszkania.- Elliot Ros, sąsiad.Byłem u pana z żoną, pamięta pan?Wpadliśmy przez dach i.Rozległ się dzwięk przekręcanego zamka, a zaraz po-tem czyjaś ręka uchyliła nieco drzwi.- Proszę, niech pan wejdzie.Eros wiedziony impulsem wytarł buty w brudną szmatęleżącą zamiast słomianki i przestąpił próg.Dopiero wtedypoczuł kuszący zapach pieczonego mięsa, który sprawił, żeusta wypełniły mu się śliną, a żołądek zawinął w pętelkę.- Może pan skosztuje? - zapytał gospodarz.Ubrany wT-shirt z komiksowego konwentu i gładko ogolony w ni-czym nie przypominał swojego artystycznego alter ego.Ani mi się waż odmawiać! - zagroził żołądek bogagłośnym burczeniem.151- Jeśli pan pozwoli, to chętnie.Rozejrzał się po galerii.Właściwie jeśli nie liczyćuprzątniętego szkła i tego, że na sztaludze miast obrazuznajdował się teraz szkic komiksowej strony - ze stojącymtyłem Wolverinem zapatrzonym w skąpaną w słońcuprowansalską winnicę - nic się nie zmieniło.Tym razemjednak bóg miłości miał czas, by przyjrzeć się temu miejscuuważniej.Dostrzegł stojący w kącie parawanskonstruowany tak sprytnie, że nieomal zlewał się ześcianą.Gdyby nie to, że teraz był lekko odchylony, niedałoby się go zauważyć.Tam pewnie stoi łóżko - pomyślał.- / może jakaś szafa,względnie kufer z niezbędnikiem prawdziwego kloszarda.Po lewej od wejścia znajdowała się wnęka kuchenna zeleganckimi meblami zrobionymi na wymiar.Tam właśniepichcił coś gospodarz, przyświecając sobie namiotowąlampką.- Mam nadzieję, sąsiedzie, że ani pan, ani małżonka niezdradziliście mojego małego sekretu? - zapytał, nakładającmięsiwo na talerz.- Ni słówkiem - zapewnił Eros.- Obawiam się jednak,że ta konspiracja jakby troszeczkę straciła na znaczeniu,odkąd naszą kamienicę szturmują demony i hordy żywychtrupów.- Tak, domyśliłem się - odparł Jean Baptiste tonemczłowieka rozmawiającego o tym, jak kłopotliwe bywajągołębie na Polach Elizejskich.- A z tego, co widziałem dziśw telewizji, nie tylko naszą kamienicę.Bóg miłości zamrugał gwałtownie.- %7łe co proszę? - zapytał.To było pierwsze, co przyszłomu teraz do głowy.152152152152Gospodarz odwrócił się i podszedł do gościa, podającmu talerz z pieczystym.- Mówię, że widziałem dziś w telewizji wiadomości itam mówili o.- Ma pan tu prąd?!- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]