[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyczyn, którego dzisiaj dokazałam, stanowił granicę mych możliwości.Nie wyślę przecież tych ludzi prosto w wir czarów.Zwycięstwo wpłynie na wzrost ich wiary we własne siły, ale to z kolei na dłuższą metę może spowodować kłopoty, jeśli przyzwyczają się je przeceniać.Po części właśnie dlatego Konował przegrał swą ostatnią bitwę.Kilka razy pod rząd dopisało mu szczęście i zaczął nadmiernie na nie liczyć.A szczęście ma swoje sposoby, by się od każdego odwrócić.- Masz rację, Narayan.Nie ma potrzeby dopraszać się o kłopoty.Jutro o tym porozmawiamy.Przekaz rozkazy.Wyruszamy wcześnie rano.Odpocznijcie.Być może będziemy musieli zrobić to znowu.Ludziom trzeba przypomnieć, że czekają ich kolejne bitwy.Pozostali wyszli, zostaliśmy tylko Ram, Klinga i ja.Spojrzałam na Klingę.- Dobrze zrobione, Klinga.Bardzo dobrze.- Pokiwał głową.Wiedział o tym.- Jak przyjęli to twoi przyjaciele? - Łabędź i Mather wyjechali ze swym oddziałem Straży Radishy.Wzruszył ramionami.- Om spoglądają dalej w przyszłość.- Hm?- Czarna Kompania odejdzie, a Taglios pozostanie.Zapuścili tutaj swe korzenie.- Zrozumiałe.Czy będą sprawiać kłopoty? Klinga zachichotał.- Oni nie mają ochoty sprawić kłopotów nawet Wirującemu Cieniowi.Jeżeli byłby na to jakiś sposób, to prowadziliby swoją tawernę i trzymali się od wszystkich z daleka.- Ale swoją przysięgę wobec Radishy biorą poważnie?- Równie serio jak ty swój kontrakt.- A więc cieszy mnie, że mogę być pewna, iż nie ma między wami żadnych tarć.Odkaszlnął.- Cienie nie muszą o tym wiedzieć.- Prawda.A więc jutro.Wstał i wyszedł.- Ran, chodźmy się przejechać.Ram jęknął.Za jakieś sto lat, być może, zostanie zupełnie niezłym jeźdźcem.Wciąż byliśmy w zbrojach, niewygodnych jak to tylko możliwe.Poprawiłam nasze zaklęcia.Przejechaliśmy między ludźmi.Musiałam dbać, aby nie zapomnieli o moim istnieniu.Przystanęłam i podziękowałam wyróżniającym się żołnierzom.Kiedy przedstawienie dobiegło końca, wróciłam na swoje miejsce w obozie, niczym nie różniące się od pozostałych, i zanurzyłam w conocnej porcji koszmarów.Znowu byłam chora.Ram robił wszystko, żeby ludzie się nie dowiedzeli.Zauważyłam, jak Sindhu szepce na ten temat z Narayanem.W tej chwili o to nie dbałam.Sindhu wyśliznął się, przypuszczalnie po to, by poinformować Klingę.Narayan podszedł do mnie.- Być może powinnaś wezwać lekarza.- Masz jakiegoś pod ręką?Jego uśmiech stanowił cień tego, czym był niegdyś.- Nie.Nie ma żadnego.Oznaczało to, że niektórzy ranni umrą niepotrzebnie, a równie wielu w wyniku zastosowania domowych metod leczenia.Konował zaczynał wbijać im do głów rygor medyczny już od momentu, kiedy uczył ich równo maszerować.I miał rację.Miałam w życiu do czynienia z wieloma żołnierzami i armiami.Infekcja i zaraza są groźniejszymi wrogami niż ramiona nieprzyjaciół.Surowa dyscyplina zdrowotna stanowiła jedną z mocniejszych stron Kompanii, zanim odszedł Konował.Ból.Niech mnie cholera.Wciąż boli.Dotąd nigdy nie opłakiwałam nikogo.Było już wystarczająco jasno, by zniknęły nietoperze i cienie.- Narayan.Czy wszyscy już jedli? - Cholera z tą chorobą - Każ im ruszać.- Dokąd idziemy?- Zawołaj Klingę.Wszystko wam wyjaśnię.Po krótkiej odprawie pojechałam naprzód z kawalerią, zostawiając Klingę, aby poprowadził pozostałych.Przejechałam dziesięć mil na wschód i skręciłam między wzgórza.Wrony leciały za mną.Nie dbałam o nie.Nie donosiły Władcom Cienia.Po dziesięciu milach wśród wzgórz zatrzymałam się.Z tego miejsca mogłam dostrzec część równiny.- Z koni! Odpocznijcie.Zachowujcie się cicho.Przerwa na zimny posiłek.Ram, chodź ze mną - Ruszyłam naprzód - Cisza.Tu mogą być czaty wroga.Nie spotkaliśmy żadnych i wkrótce już roztoczył się przede mną widok w pełnej krasie.Dużo się zmieniło.Kiedy byliśmy tu ostatnio, wzgórza zieleniły się polami i sadami.Teraz znaczyła je brązowa ziemia, szczególnie na południu.Kanały nie sprawowały się tak dobrze jak powinny.- Ram, przyprowadź dwóch ludzi z czerwonymi rumel, Abdę i tego drugiego, nie pamiętam, jak się nazywa.Poszedł.Uważnie wpatrywałam się w otaczającą panoramę.Obozy żołnierzy Wirującego Cienia i machiny oblężnicze otaczały miasto.W pobliżu północnej bramy oblegający usypali ziemną rampę niemalże do samego szczytu muru, bez wątpienia było to znaczne osiągnięcie.Dejagore zbudowano na szczycie wysokiego pagórka, mury obronne liczyły co najmniej czterdzieści stóp.Rampa była poważnie uszkodzona.Teraz nosili ziemię potrzebną do jej rekonstrukcji.Przypuszczalnie tędy szedł główny atak zeszłej nocy, cokolwiek się stało, było już po wszystkim.Oblegający wyglądali na wściekłych.Stan ich obozów sugerował podupadające morale.Czy mogłam to jakoś wykorzystać? Czy wieści o wczorajszej niemiłej przygodzie dotarły już na pierwszą linię? Gdyby się dowiedzieli, gdyby zdali sobie sprawę, że potężna siła może w każdej chwili rozbić ich na kowadle miejskich murów, wówczas klęska dojrzałaby już w ich sercach.Nie potrafiłam zlokalizować Wirującego Cienia.Być może ukrył się w pozostałościach stałego obozu na południe od miasta.Miał swój własny mur i fosę.Jeżeli nie, to bardzo dbał o to, by się nie pokazywać.Być może Mogaba miał zwyczaj celować w niego.Ram wrócił, prowadząc ze sobą Abdę i tego drugiego człowieka.Powiedziałam:- Chcę się dostać niepostrzeżenie na dół.Rozdzielcie się, spróbujcie znaleźć jakieś zejście.Wypatrujcie posterunków.Jeżeli nam się uda, to dzisiejszej nocy może ich czekać przykra niespodzianka.Pokiwali głowami i wymknęli się chyłkiem.Ram na pożegnanie obdarzył mnie swoim zwykłym, zatroskanym spojrzeniem.Wciąż nie wierzył, że sama potrafię o siebie zadbać.Czasami ja również w to wątpiłam.Pozwoliłam im się oddalić na odpowiednią odległość, potem ruszyłam na zachód.Miałam przygotować niespodziankę dla Władców Cienia - jeśli oczywiście na jej wykonanie wystarczy mi niepozornego talentu.Zabrało mi to więcej czasu, niż myślałam, ale odniosłam wrażenie, że będzie działać.“To” było pułapką na nietoperze, do której zwabione będą ginąć jak ćmy v płomieniu świecy.Obmyślałam różne jej wersje od czasu, jak opuściliśmy Taglios.Po wprowadzeniu kilku poprawek powinna równie dobrze działać na wrony.Zostawały tylko cienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]