[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Używając poprzeczki zamontowanej między przednimi nogami żelaznego płuca jako pierwszego stopnia, dziewczyna uniosła się na tyle, że jej piersi znalazły się powyżej górnej krawędzi urządzenia.Znalazła wąskie oparcie dla stopy na spawie łączącym podpórkę z korpusem, dźwignęła się i oparła ciałem o górną część cylindra.Obróciwszy się, zdołała wprowadzić stopy do otworu.Potem jednak znalazła się w kłopocie.Choć Joanna próbowała przytrzymać ją za nogi, dziewczyna nie mogła znaleźć sposobu, by wsunąć do środka resztę swego ciała, nie spadając przy tym na podłogę.— To nic nie da — stwierdziła wreszcie Deborah.Obróciła się i zeskoczyła na podłogę.— Musisz się pospieszyć — upomniała ją ochrypłym szeptem przyjaciółka.Światło na korytarzu stawało się z każdą chwilą jaśniejsze, a teraz dołączyły do niego głosy.Mężczyźni zbliżali się już do końca skrzydła.Deborah wcisnęła się głową naprzód do wnętrza aparatu, tak głęboko, jak tylko była w stanie.— Chwyć mnie i ciągnij — poprosiła Joannę w przypływie desperacji.Szarpiąc się i wijąc, zdołała wreszcie z pomocą przyjaciółki wcisnąć się do środka, choć otarła sobie przy tym skórę z ud i łydek o przednią krawędź metalowego cylindra.Podparła się rękoma i wczołgała jak najgłębiej.Z powodu ciasnoty dziewczyny ułożyły się w końcu na boku, przyciśnięte jedna do drugiej „na waleta”.— Spróbuj zamknąć drzwiczki, na ile ci się uda — szepnęła Deborah z głębin aparatu.Joanna wyciągnęła rękę, chwyciła gumowy kołnierz i przyciągnęła go ku sobie.Drzwiczki powoli zaczęły się zamykać, ale gdy zaskrzypiały, od razu je puściła.Był już najwyższy czas.Wiązka światła latarki wniknęła do pomieszczenia i omiotła je dookoła.Przez krótką chwilę poprzez trzy wzierniki na boku zwróconym w stronę drzwi oświetliła wnętrze żelaznego płuca.Potem opadła w dół i łukiem przesunęła się pod łóżkami, przeszukując najciemniejsze kąty.Dziewczyny odruchowo wstrzymały oddech.Jeden z mężczyzn szybkim krokiem przemierzył środek sali, nie raz, lecz dwa razy przechodząc niespełna kilka metrów od na wpół otwartego żelaznego płuca.Pochylił się i kołysał latarką z boku na bok, oświetlając spodnie części łóżek, ze szczególnym uwzględnieniem wezgłowi i stolików nocnych.— Widzisz coś? — zawołał nagle.Dziewczyny drgnęły z przerażenia.Z sali po drugiej stronie korytarza drugi mężczyzna odpowiedział przecząco.Strażnik wszedł do łączącej sale komórki.Słychać było, jak klnąc, głośno trzaska drzwiczkami szafek.Deborah wciąż widziała przez wziernik migotanie jego latarki, dopóki nie przeszedł przez gabinet zabiegowy do następnej sali.Niemal jednocześnie dziewczyny wypuściły powietrze z płuc i wzięły głęboki oddech.Dla Deborah nie był on zbyt świeży.— Niewiele brakowało — szepnęła Joanna.— Tak jak mówiłaś, najwyraźniej przeczesują budynek — stwierdziła Deborah.— Zostańmy jeszcze przez chwilę tutaj, na wypadek gdyby facet wrócił — powiedziała Joanna.— I lepiej zacznijmy się zastanawiać, jak się stąd wydostać.Czas wlókł się niemiłosiernie, zwłaszcza dla Deborah, która wklinowana w denko wąskiego cylindra zaprojektowanego na jedną osobę, zaczęła doświadczać klaustrofobii.Jej położenie wybitnie nie sprzyjało myśleniu.Ostra woń starego materaca i wszechobecny kurz drażniły zmysły.Kilka razy jedynie wysiłkiem woli zdołała powstrzymać się od kichnięcia.W końcu zaczęła się pocić i dusić z braku powietrza.Po niemal pół godzinie stwierdziła, że nie wytrzyma tego dłużej.— Słyszałaś coś albo widziałaś jakieś światła? — zapytała.— Widzę tylko jakieś migotanie za oknami — odparła Joanna.— Na zewnątrz jest jakieś światło, którego wcześniej nie było.— A w środku?— Nic a nic.— Muszę stąd wyjść — stwierdziła Deborah.— Otwórz pokrywę i postaraj się nie narobić przy tym hałasu.Joanna popchnęła drzwiczki.Otworzyły się niemal na oścież, nawet nie skrzypnąwszy.— Wychodzę — oświadczyła Deborah.— Jeśli położę rękę gdzieś, gdzie nie powinnam, z góry przepraszam.Wijąc się i postękując, dziewczyna wygramoliła się z aparatu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]