[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starzec ssaÅ‚ ustnik, ażzapadÅ‚y mu siÄ™ policzki.Wkrótce wypuÅ›ciÅ‚pierwszy kÅ‚Ä…b różowego dymu.PodaÅ‚ fajkÄ™Jednodniówce, która nosemi ustami wypuÅ›ciÅ‚a z pÅ‚uc delikatnÄ… różanÄ…mgieÅ‚kÄ™.ZadrżaÅ‚em, obserwujÄ…c ten osobliwyposiÅ‚ek wciąż niezwykÅ‚y, mimo że sam przezcaÅ‚e życie tak siÄ™ od-żywiaÅ‚em.Na bÅ‚Ä™kitnym niebie pojawiÅ‚y siÄ™ pierwszegwiazdy.Wiatr rozniecaÅ‚ żarw główce fajki i unosiÅ‚ dym.Być może jedna zwidocznych o zmierzchu gwiazdbyÅ‚a rodzinnÄ… ziemiÄ… chleba, lecz teraznajsilniejszy wiatr nie zaniesie tam różowejchmury.Rankiem nastÄ™pnego dnia niebo byÅ‚o zachmurzone.RzekÄ… z poÅ‚udnia przypÅ‚y-nęły tratwy.Chlebiarze trudzili siÄ™ przez caÅ‚ydzieÅ„, dÅ‚ugimi kijami zaopatrzony-mi w hakizrywajÄ…c dorodne grona z pni Å›ciÅ›niÄ™tychsznurowymi pÄ™tlami; wÅ›ródokrzyków podnosili je i ciÄ…gnÄ™li ku tratwom (wchÅ‚odny dzieÅ„ kule nie wydawaÅ‚y siÄ™ lżejsze odpowietrza, ale byÅ‚y niemal równie lekkie);mocowali do belek za pomocÄ… haczyków i linprzeciÄ…gniÄ™tych przez cienkÄ… membranÄ™.Jednodniówkai ja niewiele mogliÅ›my pomóc, ale biegaliÅ›my odgrupy do grupy, ciÄ…gnÄ…c i pcha-jÄ…c ze wszystkichsiÅ‚, bo kiÅ›cie powietrznych kul musiaÅ‚y byćzaÅ‚adowane przed zmrokiem; gdyby zapadÅ‚y siÄ™jak namioty, nikt by ich nie ruszyÅ‚ z miejsca.50SpÅ‚awiono wszystkie grona w dół rzeki, gdzielinia Klamry wypalaÅ‚a drew-no wiÄ…zów na wÄ™giel drzewny potrzebny dosuszenia chleba, który potem kruszysiÄ™, sortuje i pakuje do przewiezienia.NaogoÅ‚oconej polanie zostaÅ‚y turkusowe Å‚odygi.Ludzie spÅ‚awiajÄ…cy tratwy okryli je workami nazimÄ™, a tymczasem reszta owijaÅ‚a siewcÄ™plastikiem i szmatami, by Å›nieg nie zaszkodziÅ‚pierwotnemuszczepowi.I już byÅ‚o po zbiorach, w którychpomagaliÅ›my z JednodniówkÄ…; od-pÅ‚ynÄ™liÅ›my jednÄ… z ostatnich tratw.Dziewczyna odpoczywaÅ‚a z gÅ‚owÄ… na moim udzie.KtoÅ› nam pożyczyÅ‚ grubypÅ‚aszcz, którym siÄ™ owinÄ™liÅ›my, bo wiatr byÅ‚chÅ‚odny. Idzie zima powiedziaÅ‚em. Nie odparÅ‚a sennie. Jeszcze nie. W koÅ„cu musi przyjść. Nie. Wiesz, że zima. Milcz przerwaÅ‚a.ÓSMA FASETATo byÅ‚o w porze deszczu, po tym jak spÄ™dziÅ‚emrok ze Å›wiÄ™tym i dostaÅ‚emlist od doktor Boots, tamtej zimy, którÄ… przeżyÅ‚emsamotnie, wciąż drzemiÄ…c; odkryÅ‚em, że mój umysÅ‚zdolny jest do pewnej sztuczki: czasami w półśniewracaÅ‚o dzieciÅ„stwo i pierwsza mÅ‚odość.Jak mamto wytÅ‚umaczyć? WydawaÅ‚o mi siÄ™, żeznów jestem sobÄ… sprzed lat, jakby tamte chwilezostaÅ‚y mi zwrócone w caÅ‚oÅ›ci, bez żadnegouszczerbku, tak niespodziewanie, że czÄ™sto niemiaÅ‚em pojÄ™cia, co to za epizod.CzÄ™sto zanimprzyszÅ‚o olÅ›nienie, zapadaÅ‚em ponownie w senalbobudziÅ‚em siÄ™ skupiony i peÅ‚en energii, a chwilamijaÅ‚a.To ciekawe doÅ›wiadczenie.Nie brakÅ‚o czasu, byje powtarzać szczerzemówiÄ…c, nie miaÅ‚em nic innego do roboty; niekiedybywaÅ‚em nawet w dwu miej-scach jednoczeÅ›nie, niemal caÅ‚kowicie zwróconyku przeszÅ‚oÅ›ci, niewielkÄ… czÄ…st-kÄ… Å›wiadomoÅ›ciobserwujÄ…c zarazem inne wydarzenia.ZimaciÄ…gnęła siÄ™ niemi-Å‚osiernie i miaÅ‚em wrażenie, że moje życiedobiega kresu, toteż za wÅ‚aÅ›ciwe uzna-Å‚em odtworzenie z okruchów wspomnieÅ„ krótkiegobytowania, które mnie wyda-waÅ‚o siÄ™ bardzo dÅ‚ugie; przypominaÅ‚em mbabÄ™,przeglÄ…dajÄ…cÄ… zawartość rzezbio-nych kufrów.Nie miaÅ‚em wpÅ‚ywu na to, jakachwila do mnie powróci; mogÅ‚emstać siÄ™ dwulatkiem albo mieć znów lat dziesięć.Raz staÅ‚em na dachu w peÅ‚nilata, pomagaÅ‚em matce doglÄ…dać pszczół, a skroniepod kapeluszem i chustÄ… pul-sowaÅ‚y mi od upaÅ‚u.To znów siedziaÅ‚em zimÄ… w ciepÅ‚ych i dusznychkomnatachz dala od wyjÅ›cia, grajÄ…c z JednodniówkÄ… wpierÅ›cienie, a gÅ‚owÄ™ miaÅ‚em peÅ‚nÄ…zimowych wieÅ›ci, bo wokół czuÅ‚o siÄ™ już woÅ„chÅ‚odnych miesiÄ™cy.Wiadomo, żekażda pora roku (a nawet każdy dzieÅ„, poranek iwieczór) to zjawisko wyjÄ…tkowe i niezwykÅ‚e, októrym szybko siÄ™ zapomina, dopóki wrażenie niepowróci.CzÄ™sto miaÅ‚em okazjÄ™ sÅ‚uchać, jak BarwaCzerwieni gÅ‚Ä™bokim, donoÅ›nymgÅ‚osem snuje opowieÅ›ci o Å›wiÄ™tych, i zaczynaÅ‚o miÅ›witać, że w gruncie rzeczy wszystkie te historieskÅ‚adajÄ… siÄ™ na jednÄ…; to prosta opowieść o tym,jak żyć i pozostać czÅ‚owiekiem caÅ‚kiemzwyczajna, a zarazem niemożliwa do opowie-dzenia.Pewnego dnia przymknÄ…Å‚em powieki i czekaÅ‚embez ruchu, a potem staÅ‚em siÄ™dziesiÄ™ciolatkiem; byÅ‚a wiosna, siedziaÅ‚em zinnymi u wejÅ›cia należącego do linii Klamry iobserwowaÅ‚em kwitnÄ…ce drzewa, których pÅ‚atkizasÅ‚aÅ‚y drogÄ™ prowadzÄ…-52cÄ… na poÅ‚udnie.NadchodziÅ‚a stamtÄ…d gromadawÄ™drowców w czarnych strojach,odcinajÄ…cych siÄ™ wyraznie od wiosennej bieli iróżowoÅ›ci.Przybywali, by kupić chleb.Wokółmnie żółciÅ‚y siÄ™ w sÅ‚oÅ„cu przejrzyste Å›cianymieszkaÅ„ linii Klamry.SiedziaÅ‚em na glinianej podÅ‚odze zasÅ‚anejbarwnymi kilimami; obok mnie han-dlarze z linii Wody odziani w barwne stroje, dalejjasne sakwy z chlebem.Przy mnie Jednodniówka,która niespodziewanie wysunęła rÄ™kÄ™ z mojejdÅ‚oni.OcknÄ…-Å‚em siÄ™, zziÄ™bniÄ™ty i drżący od zimowego chÅ‚odu, zszeroko otwartymi oczymai mocno bijÄ…cym sercem; sÅ‚uchaÅ‚em, jak padazimowy deszcz.Tej wiosny od wielu tygodni JednodniówkamówiÅ‚a tylko o spodziewanej wi-zycie handlarzy z Rejestru doktor Boots;opowiadaÅ‚a o nich albo milczaÅ‚a.Kupcy z Rejestruco roku przybywali na wiosnÄ™; poza tym niktwÅ‚aÅ›ciwie nas nie odwiedzaÅ‚ i dlatego ichprzybycie stanowiÅ‚o wielkie wydarzenie, doktórego linia Szeptu przywiÄ…zywaÅ‚a szczególnÄ…wagÄ™. SÄ… moimi kuzynami oÅ›wiadczyÅ‚aJednodniówka, używajÄ…c sÅ‚owa, któ-rego nie rozumiaÅ‚em.Gdy poprosiÅ‚em owyjaÅ›nienie, nie potrafiÅ‚a wytÅ‚umaczyć, w czymrzecz; stwierdziÅ‚a tylko, że jako kuzynkÄ™ Å‚Ä…czy jÄ… znimi silna wiÄ™z. Czy to możliwe? spytaÅ‚em. Nie sÄ…prawdomówcami.Nie pochodzÄ…z twojej linii.Przecież nie znasz nawet ich imion.SÄ… dla ciebie anonimowi. MojÄ… liniÄ™ zaÅ‚ożyÅ‚a Olivia z Przymierza stwierdziÅ‚a Jednodniówka.Rejestr doktor Boots ma podobny rodowód.Dlatego jesteÅ›my kuzynami. Przymierze nie istnieje; to przeszÅ‚ość stwierdziÅ‚em. Tak powiedziaÅ‚aOlivia. Nie mów o sprawach, na których siÄ™ nie znasz rzekÅ‚a Jednodniówka.DrogÄ… nadchodziÅ‚ mniej wiÄ™cej tuzin wÄ™drowców,głównie mężczyzn,w ukwieconych kapeluszach o szerokich rondach iniskich główkach.Gdy po-deszli bliżej, usÅ‚yszeliÅ›my, że Å›piewajÄ…; wÅ‚aÅ›ciwietrudno nazwać te dzwiÄ™ki Å›pie-wem, bo nie byÅ‚ożadnych słów, a i melodia żadna; przybysze nucilicicho rozmaite dzwiÄ™ki z różnym natężeniem; tuktoÅ› mruczaÅ‚, tam burczaÅ‚, jedni zaczynali, innimilkli każdy na wÅ‚asnÄ… modÅ‚Ä™.Starcy istaruszki z linii Wody ruszyliw dół po zboczu, by ich powitać, a za nimi szlimÅ‚odzi, którzy mieli wnieść starannie zawiÄ…zanepaczki, kuferki i toboÅ‚ki.WszÄ™dzie sÅ‚yszaÅ‚o siÄ™powitalne sÅ‚owa wypowiadane od siebie lub wimieniu caÅ‚ej gromady.Mężczyzni w kapeluszachi postawne kobiety przekroczyli drzwi linii Wody iweszli do uroczych mieszkaÅ„ poÅ‚ożonychniedaleko wyjÅ›cia, gdzie czekaliÅ›my zJednodniówkÄ… i resztÄ… gapiów, którzy przyszlipowitać wÄ™drowców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]