[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero jest południe, zaraz po nim nastaje noc!"Zdarzyło się to podobno w epoce drugiego słońca.Pod znakiemtrzeciego słońca niepojęty, śmiertelny spektakl przeobraził się w katastrofę:"Zwie się ono Słońcem Ognistego Deszczu.W tej epoce z nieba spadał ogień paląc mieszkańców.A wraz z nim spadały kamieniste piaski.Starcy powiadają, że wówczas rozsypały się kamieniste piaski, które widzimy teraz, i spiętrzały się w pęcherzowate lawy andezytowe,[Andezyt - magmowa skała wylewna.]wówczas pojawiły się różne czerwonawe skały."Na pewno chodziło w tym przypadku o zjawisko znacznie poważniej-sze i mające znacznie większy zasięg niż "zwykłe" zaćmienie Słońca- bo przecież zaćmienia Słońca były znane zarówno Majom, jaki Aztekom, nawet w Kodeksie Drezdeńskim znajdują się tabele zaćmieńzawierające dokładne dane na ten temat.Zdumiewający jest również fakt, że Kodeks Chimalpopoca mówio olbrzymach w epoce drugiego słońca.Pozdrawiali się oni podobnozawołaniem "Nie spadnij!", bo kto spadł, gubił się w ciemnościach.Zaćmienie Słońca trwa zazwyczaj kilka minut, lecz nawet wtedy jest dość jasno, żeby zobaczyć, gdzie stawia się nogi.Olbrzymy, o których wspomina kodeks, pojawiają się w wielu mitach - w niektórychrejonach naszego globu badacze odkryli nawet ślady ich potężnych stóp odciśnięte w skałach osadowych.Całkowitego zaćmienia nie da się również wyjaśnić wielkim wybuchem wulkanu i wiążącymi się z tym zjawiskami: deszczem ogniai piasku - niezależnie od tego, czyjest to zdarzenie lokalne czy obejmujewiększe obszary.Deszcze ognia połączone z całkowitym zaćmieniem(a może brakiem?) Słońca i powodziami zauważono by bez wątpienia na całym świecie.Wygodnejest wprawdzie rozsądnie brzmiące tłumaczenie, że fenomeny zostały wywołane przez wstrząsy sejsmiczne, lecz po dokładniejszym przeanalizowaniu okazuje się zbyt proste, a nawet sprawia wrażenia kuglarskiej sztuczki, pozwalającej ominąć zagadkę problemu.Nadal niemożliwe jest całościowe ogarnięcie tego zagadnienia: kataklizm mianowicie przedstawiono nie tylko w azteckim kodeksie! Musiał być zjawiskiem globalnym, bo opisy tego rodzaju - zbliżone w treści,a nawet w szczegółach - można znaleźć w wielu legendach ludówróżnych regionów naszego globu.Jeżeli założymy, że była to eksplozja którejś z planet Układu Słonecznego, wówczas kataklizm miałby istotnie zasięg ogólnoświatowy.Słońce uległoby całkowitemu zaćmieniu trwającemu nie godziny, lecz miesiące bądź lata -jak piszą o tym stare kroniki.Pył kosmiczny rozprzestrz¦niłby się w całym Układzie Słonecznym, rozżarzone szczątki ciała niebieskiego uderzałyby w Ziemię, pozostając na jej powierzchni jako "czerwonawe" skały.Rozgrzane do białości pociski rozdzierałyby cienką, delikatną powłokę naszej planety, wstrząsając jej jądrem - a byłoby to nie tylko wynikiem ostrzahi z Kosmosu, lecz również przesunięć sił ciężkości w obrębie całego Układu Słonecznego.Wybuchająca i rozpadająca się planeta pozbawiłaby dotychczasowej równowagi niezwykle skomplikowaną strukturę orbit pozostałychplanet - na Ziemi spowodowałoby to powodzie, Słońce uległobyzaćmieniu (albo by było nieobecne?), spadałyby ogniste deszcze.Byłoby jak w legendach: mieszkańcy Ziemi odnosiliby wrażenie, że niebopłonie, że runie na nich za chwilę.Szalałyby żywioły: morze zalewałoby całe połacie lądu, orkany pędziłyby masy wody, wybuchałyby wulkany,a ich żar gasłby we wrzącej, wzburzonej pianie wodnej - byłobydokładnie tak, jak to relacjonują podania.Ogień spadł z nieba, słońce zgasło, ludzie, którym udało się przeżyć,błąkali się bez celu, unosząc na barkach wizerunki bogów i szukając ochrony przed rozszalałym żywiołem.Coraz więcej Indian bliskich śmierci głodowej docierało na wierzchołek góry Hacawitz - któranazywa się też "miejscem odpoczynku".Zmarznięci trwali w mrokachnie kończącej się nocy obok wizerunków swoich bogów:"[.] Nie spali, stali i wielka była tęsknota ich serc i trzewi za jutrzenkąi świtem.Tam również odczuwali bojaźń, ogarnął ich wielki smutek,wielka udręka i zostali przygnieceni bólem.[.] - Ach, przybyliśmybez radości! Gdybyśmy mogli choć zobaczyć narodziny słońca! Cóżteraz poczniemy? [.) - mówili rozmawiając ze sobą pośród smutkui strapienia, i głosem pełnym skargi.Mówili, ale nie gasła tęsknota ich serc, by ujrzeć nadejście jutrzenki [.]."Panowie naukowcy wolą twierdzić, że plemiona indiańskie zebrały sięna górze Hacawitz co najwyżej w oczekiwaniu wschodu Wenus, którączcili.Panowie ci jednak celowo nie chcą dostrzec, że Popol Vuh odróżnia Wenus od Słońca.Stojąc w trwożliwym wyczekiwaniu ludzie ujrzeli, że gdzieś w otchłaniach Kosmosu, wśród nocy rozbłysła Wenus - ucieszyli się, że widzą wreszcie słabiutki blask światła na niebie.Zaczęli śpiewać i tańczyć, a na cześć bogów zapalili kadzidło z wonnej żywicy:"[.] Potem zapłakali, gdyż nie widzieli i nie oglądali jeszcze narodzin słońca.I zaraz wzeszło słońce.Uradowały się zwierzęta małe i dużei podniósłszy się w dolinach rzek i w wąwozach usadowiły się na szczycie gór i wszystkie skierowały wzrok tam, gdzie wschodzisłońce."Podanie przedstawia koniec długiej nocy pełnej lęku: puma i jaguar, które ukryły się na widok śmierci bogów, zaryczały znowu, milczące dotychczas ptaki zaczęły ćwierkać, orły i sępy wzniosły się w powietrze ze swoich wysokich skalnych gniazd.Wracało życie.Opis ten komentuje się zwykle tak: Jest to wyłącznie opiewanie nadejścia nowego dnia lub - z mitologicznego punktu widzenia- odtworzenie pierwszego dnia ludzkości: "I stała się światłość."Jestem innego zdania.Słońce świeciło już od stuleci, od tysiącleci, od dawna żyły stworzeniawszelkiego rodzaju - niemal całe zoo z arki Noego.Miasta Majów- jak ich legendarną stolicę Tulę - zbudowano na długo przedkataklizmem.Kiedy nadeszła katastrofa, nie było widać nie tylko Słońca - nie świecił również Księżyc i gwiazdy.Zapanowała całkowita ciemność.Powierzchnię Ziemi zaczęły pokrywać jałowe bagna.Ci, którym udało się przeżyć, cieszyli się więc, kiedy po odejściu nocy, zdawałaby się nieskończonej, nastąpił dzień.Ale to, co powtarza się z naturalną regularnością 365 razy do roku, nie wywołałoby takich łezradości.W Popol Tiuh [7] zapisano, że trudno było wytrzymać palące promienie nowego słońca: "Jego żar był nie do zniesienia", to zaś, co "dziś" - czyli właśnie w okresie, w którym powstawała kronika- można było ujrzeć na niebie, było tylko "jak lustrzane odbicie"prasłońca.Opis bardzo prawdopodobny! Podczas nie kończącej się nocyatmosfera ziemska uległa znacznemu ochłodzeniu, burze i katastrofalne opady deszczu oczyściły powietrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]