[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roztaczasz przed nią kształtów nieskończonośćI coraz nowe przesuwasz obrazy,Stroisz się w błękit morza, w łąk zieloność,W błyszczące piaski, w niebotyczne głazy,Rozwijasz widzeń tęczę malownicząAdam AsnykPoezje 203I świeżych wrażeń napawasz słodyczą.Ty ją przenikasz barw i dzwięków falą,Przez zmysły drogę otwierając do niej,Rzucasz w nią ognie, co się wiecznie paląW obłoku marzeń i kwiecistej woni,Podajesz przędzę, którą ona bierze,Snując z niej dalej pasma uczuć świeże.Ty jej swe wszystkie skarby zgromadzoneRzucasz na pastwę z rozrzutnością matki,Pozwalasz zdzierać z twarzy swej zasłonęI coraz nowe zadajesz zagadki,Kryjąc w swej dłoni jako Izys czarnaKwiaty lotusów i pszeniczne ziarna.Dobra piastunko! trzymasz nas tak mocnoNa swojej piersi, co się ciągle chwieje -Sny cudowności zsyłasz porą nocną,A we dnie własne opowiadasz dzieje.Nawet prostaczkom dając mądrość wielką,Adam AsnykPoezje 204Dobra piastunko i nauczycielko!My się nie możem oderwać od ciebie,Ciężarem ciała z ciałem twym spojeni,I chociaż myślą wzlatujem po niebie,Sny zaświatowe ścigając w przestrzeni,Musimy zawsze czuć pod nogą swojąTen grunt, na którym kształty nasze stoją.Musimy z tobą w zgodzie żyć - inaczejDuch się obłąka w mgle urojeń ciemnej,W złudnych zachwytach, w bezpłodnej rozpaczy,W sennym omdleniu lub walce daremnej,I poza światem pędzi żywot chory,Nie mając twardej dla siebie podpory.Musim żyć z tobą w zgodzie - do mogiły,Chociaż cel wyższy stawiamy przed oczy -Pragnąc zaczerpnąć świeży zasób siły,Każdy z nas musi w walce, którą toczy,Adam AsnykPoezje 205Tak jak Anteusz dotykać się ziemi.Bośmy, o matko, wszyscy dziećmi twemi.Na twoich błoniach wschodzimy jak kwiaty,A ty stosowne nam wyznaczasz grządki;Każdy dla siebie znajdzie grunt bogaty,Swych poprzedników prochy i pamiątki,I każdy tylko na swej własnej niwieMoże zakwitać silnie i szczęśliwie.Tam tylko znajdzie odpowiednie soki,Właściwy zakres i warunki bytu,Skwarny blask słońca albo cień głęboki,Modrą toń jezior lub krawędz granitu,Tam kształt i barwę właściwą przybiera,Na czas dojrzewa - i na czas zamiera.Zna się z burzami swej ojczystej stronyI z tchnieniem wiosny, która go upieści.I od początku idzie uzbrojonyNa rozkosz życia i jego boleści.Adam AsnykPoezje 206Więc nic dziwnego, że nad wszystkie inneMusi ukochać zagony rodzinne.To przywiązanie, które ludzie prościCzerpią z cichego z naturą przymierza,Stwarza ojczyznę jako cel miłościI coraz więcej zakres swój rozszerza,Aż cały krąg twój obejmie, o ziemio!Razem z zmarłymi, co w grobowcach drzemią.A kto ukochał ciebie sercem swojemI w twe objęcia chyli się z tęsknotą,Tego pogodnym obdarzasz spokojem,Spojrzeniem matki i matki pieszczotąW zaczarowane znów wprowadzasz koło,Wracając młodość jasną i wesołą.Chociaż do ciebie przybędzie złamany,Uchodząc losów ciężkiego rozbicia,Ty, dobrotliwa, zagoisz mu ranyAdam AsnykPoezje 207I spędzisz z duszy palący ból życia,I cierpiącego pojednasz człowiekaZ tym, co już przeżył, i z tym, co go czeka.I wszystkim, którzy do ciebie się garną,Pozwalasz zebrać odpowiednie żniwo;Młodzieńcom dajesz serca moc ofiarną,A starcom dajesz wytrwałość cierpliwą,Zadowolenie, co twarz krasi bladą,I uśmiech, z jakim do grobu się kładą.Bo ty, o matko, masz dla swoich dzieciZawsze miłością promienne oblicze,I twój wzrok jasny, co nam w życiu świeci,Jeszcze rozwidnia mroki tajemnicze,Kiedy zamykasz miłosierne łonoNad garścią prochów - prochom powróconą.7 styczeń 1880Adam AsnykPoezje 208Ranek w górachWyzłocone słońcem szczytyJuż różowo w górze płoną,I pogodnie lśnią błękityNad pogiętych skał koroną.W dole - lasy skryte w cieniuToną jeszcze w mgle perłowej,Co w porannym oświetleniuMknie się z wolna przez parowy.Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza,I ta rwie się w chmurek stada.Jak pajęcza, wiotka przędzaNa krawędziach skał osiada.A spod sinej tej zasłonyZwiat przegląda coraz szerzej,Z nocnych, cichych snów zbudzony,Taki jasny, wonny, świeży.Adam AsnykPoezje 209Wszystko srebrzy się dokołaPod perlistą, bujną rosą,Zwierki, trawy, mchy i ziołaBalsamiczny zapach niosą.A blask spływa wciąż gorętszy,Coraz głębiej oko tonie,Cudowności świat się piętrzyW wyzłoconej swej koronie.Góry wyszły jak z kąpieliI swym łonem świecą czystym,W granitowej świecą bieliW tym powietrzu przezroczystym.Każdy zakręt, każdy załomWyskakuje żywy, dumny;Słońce dało życie skałom,Rzezbiąc światłem ich kolumny.Adam AsnykPoezje 210Wszystko skrzy się, wszystko mieni,Wszystko w oczach przeistacza -Gra przelotnych barw i cieniCoraz szerszy krąg zatacza.Już zdrój srebrną pianą bryzga,Gdy po ostrych głazach warczy.Już się żywszy odblask ślizgaPo jeziorek sinej tarczy.Już pokraśniał rąbek lasu.Już się wdzięczy i uśmiechaBrzeg doliny - aż szałasuDolatują śpiewne echa.Przez zielone łąk kobierce,Dzwoniąc, idą paść się trzody.Jakaś rozkosz spływa w serce,Powiew szczęścia i swobody.Adam AsnykPoezje 211Pierś się wznosi, pierś się wzdymaI powietrze chciwie chwyta -Dusza wybiec chce oczymaUpojona, a nie syta;Niby lecieć chce skrzydlata,Obudzona jak z zaklęcia.I tę całą piękność świataChce uchwycić w swe objęcia.23 listopad 1878Morskie OkoIPonad płaszczami borów, ściśnięte zaporąZcian olbrzymich, co w koło ze sobą się zwarły,Ciemne wody rozlewa posępne jezioro,Odzwierciedlając w łonie głazów świat zamarły.Adam AsnykPoezje 212Stoczone z szczytów bryły, mchu pokryte korą,Po brzegach rumowisko swoje rozpostarły;Na nim pogięte, krzywe kosodrzewu karłyGdzieniegdzie nagą pustkę w wianki swe ubiorą.Granitowe opoki, wyniesione w chmury,Rzadko tam żywsze blaski słoneczne dopuszczą.I tajemnicze głębie kryje cień ponury.Cisza - tylko w oddali gdzieś potoki pluszcza,Lub wichry, przelatując nad zmartwiałą puszczą,Swym świstem grozę dzikiej powiększą natury.IITu myśl twórcza straszliwą pięknością wykwita:Pięknością niezmierzonej potęgi i siły,Co gromami na skałach rozdartych wyryta,Zwiadczy dziś o przewrotach w łonie ziemskiej bryły.Dziki zamęt! - Głazami zasłane korytaAdam AsnykPoezje 213Zdają się placem boju, gdzie niegdyś walczyłyPółnocne grozne bogi i krew ofiar piłyZ czary, która w jezioro upadła - rozbita.Wszystko tu do ostrego tonu się nagina:Poszarpane gór grzbiety, wody, co czernieją,Skały, wiszące śniegi, zarośla, mgła sina.Wszędzie surowa wielkość, przed którą malejąSny człowieka, co staje, jak mała dziecina,Przed skamieniałą dawnych bogów epopeją!IIISłońce, gdy na zachodzie złotą tarczę skłoni,Purpurą zdobi jeszcze skał korony wierzchnie -Tysiąc tęczowych świateł po szczytach się goni,Tu zsinieje.tam ogniem zaświeci.znów zmicrzchnie;A w dole na jeziora zamąconej toniOdbity blask zakrwawią drżących wód powierzchnię,Póki skrwawionej fali płaszcz mgły nie osłoniAdam AsnykPoezje 214I ostatni rumieniec wieczoru nie pierzchnie.Wszystko zgasło.świat cały napełniony mrokiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]