[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Galayn padł na kolana, wpatrując się czarnymi oczyma w Tiste Andii.Tańczące gwiazdy uspokoiły się, a chodnik pod stopami złodzieja odzyskał równowagę, choć był wypaczony i nierówny.Crokus poczuł w ustach smak żółci.Nie spuszczał wzroku z demona.Wydawało się, że Galayn zapadł się w sobie.Łańcuchy czarnego dymu zacieśniały się coraz bardziej, wciągając go w głąb miecza.Demon padł na plecy.Rake wbił sztych miecza między kamienie bruku, przygważdżając przeciwnika.Potem wsparł się ciężko na rękojeści.Crokus zauważył, że szata na ramieniu Tiste Andii, w miejscu gdzie trafiła go łapa demona, przesiąknęła krwią.Rake przeniósł znużone spojrzenie na złodzieja.– Śpiesz się – wychrypiał.– Alchemik jest w niebezpieczeństwie.Teraz nie zdołam go obronić.Ruszaj się, powierniku monety.Crokus odwrócił się i zerwał do biegu.W ich myślach wciąż niosła się echem śmierć Travale'a, trzeciego z członków koterii.Pośrodku pokoju czarownica Derudan usypała z popiołu krąg na podłodze.Z pomocą Baruka ustawiła w nim dwa pluszowe fotele i usiadła na jednym z nich.Paliła spokojnie wodną fajkę, nie spuszczając wzroku ze spacerującego w kółko alchemika.Barakowi nie śpieszyło się wejść do ochronnego kręgu.Choć byliby w nim bezpieczni, otoczeni czarami Wielkiej Tennes, gdyby zjawiła się Vorcan, nie mieliby możliwości kontrataku.Ponadto istniały rzeczy zdolne przebić magiczne osłony.Natychmiast na myśl przyszedł mu otataral, niezwykły, przypominający rdzę kruszec wydobywany w rejonie Wzgórz Tanno w Siedmiu Miastach.Biorąc pod uwagę, że Vorcan była wielkim magiem, nie wydawało się prawdopodobne, by posiadała ten materiał, Baruk nie chciał jednak znaleźć się w sytuacji, która uniemożliwiłaby mu skorzystanie z groty w walce ze skrytobójczynią.– Ci członkowie koterii, którzy zginęli, tak? – wycedziła przeciągle Derudan.– Byli uparci, sądzili, że są niezwyciężeni.Na pewno chodzili niespokojnie po swych pokojach, czekając na przybycie Vorcan.Baruk zatrzymał się, chcąc jej odpowiedzieć, lecz przerwał mu głośny, nieludzki wrzask, który rozległ się na zewnątrz.Natychmiast po nim nadszedł wstrząs, od którego zadrżały ściany.Alchemik ruszył ku drzwiom.– Zaczekaj! – zawołała siedząca w kręgu Derudan.– Zapanuj nad swą ciekawością, Baruku, bo inaczej Vorcan z pewnością ją wykorzysta, tak?– Osłona pękła – oznajmił alchemik.– W moim kręgu obronnym powstał wyłom.– Tym bardziej powinieneś być ostrożny – skarciła go czarownica.– Przyjacielu, błagam cię, usiądź tu ze inną.– Proszę bardzo.– Baruk ruszył ku niej z westchnieniem.Nagle jego lewy policzek musnął lekki podmuch.Derudan ostrzegła go krzykiem.Alchemik odwrócił się błyskawicznie.Vorcan runęła na Baruka.Jej skryte w rękawiczkach dłonie lśniły czerwonym blaskiem.Alchemik uniósł ręce, doskonale wiedząc, że jest już za późno.W tej samej chwili z mroku wypadła inna postać, która zasypała mistrzynię skrytobójców serią ciosów.Vorcan zatoczyła się do tylu, po czym wyciągnęła rękę i uderzyła gwałtownie przeciwniczkę.Pomieszczenie wypełnił krzyk bólu.Baruk wytrzeszczył oczy.Dopiero teraz zorientował się, że jego obrońcą jest kobieta Tiste Andii.Usunął się zręcznie na bok, gdy jej ciało przemknęło obok niego.Potem padło na podłogę i znieruchomiało pod ścianą.Alchemik przeniósł spojrzenie na Vorcan i zauważył, że jedna z jej rękawiczek już nie świeci.Skinął dłonią.Z jego ramienia trysnęły żrące czary, które przeszyły pokój żółtą błyskawicą.Vorcan wysyczała przeciwzaklęcie i wiązkę pochłonęła czerwona mgiełka, która szybko pociemniała i zniknęła.Skrytobójczym przeszła do ataku.Baruk usłyszał niewyraźnie krzyk Derudan, nie potrafił jednak oderwać spojrzenia od zwiastujących śmierć oczu mistrzyni skrytobójców.Łatwość, z jaką rozproszyła jego moc, dowodziła, że jest potężniejszą czarodziejką od niego.Zdał sobie dobitnie sprawę, że może jedynie czekać na śmierć.Wtem usłyszał za sobą stękniecie.Vorcan wciągnęła nagle powietrze.Z jej piersi sterczała rękojeść sztyletu.Zmarszczyła brwi, uniosła rękę, wyrwała broń i odrzuciła ją na bok.– To wszystko.– wydyszała leżąca na podłodze za alchemikiem kobieta Tiste Andii –.wszystko, co byłam w stanie zrobić.Wybacz, panie.Za Vorcan pojawiła się Derudan, która uniosła dłonie, rozpoczynając inkantację.Skrytobójczym odwróciła się błyskawicznie i cisnęła czymś w czarownicę, która stęknęła i osunęła się na podłogę.Porażony rozpaczą Baruk rzucił się na Vorcan z nieartykułowanym rykiem.Uchyliła się ze śmiechem, wysuwając skrytą w rękawicy dłoń.Alchemik uchylił się rozpaczliwie, ledwie unikając śmiercionośnego dotyku.Potem zatoczył się za siebie.Znowu usłyszał jej śmiech.Tym razem próbowała zajść go od tyłu.Dwanaście stóp przed Barukiem były drzwi.Alchemik wybałuszył oczy, widząc, że są otwarte.Przykucnął w nich jakiś młodzieniec, który trzymał w obu dłoniach kanciaste przedmioty.Baruk rzucił się naprzód, w każdej chwili spodziewając się dotknięcia Vorcan.W tej samej chwili chłopak wyprostował się i machnął najpierw prawą, a potem lewą ręką.Alchemik padł na podłogę.Przeleciały nad nim dwie cegły, które uderzyły stojącą za nim kobietę, jedna z chrupnięciem, a druga z trzaskiem.Temu drugiemu dźwiękowi towarzyszył czerwony błysk.Upadek pozbawił Baruka tchu.Nim zdołał znowu go zaczerpnąć, minęły pełne cierpienia sekundy.Przetoczył się na plecy.Vorcan leżała nieruchomo tuż obok jego stóp.Ujrzał przed sobą twarz chłopaka, który zmarszczył czoło zaniepokojony.Po twarzy spływały mu strużki potu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]