[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłuścioch spojrzał na mnie. Dobre z ciebie dziecko, Aniu.Zawsze taka byłaś.Widać, że wiążesznadzieje z tym pomysłem.Cieszę się, że przyszłaś z tym do mnie.Niestetyrodzina się na to nie zgodzi.Nie zamierzałam tak łatwo rezygnować. Dlaczego? To proste, Aniu.Firma Balanchine Chocolate zarabia dzięki temu, żeczekolada jest nielegalna.Gdyby stała się legalnym produktem (i można byją było kupić w sklepiku medycznym), nasza firma przestałaby działać.Jesteśmy związani z czarnym rynkiem, Aniu.Na tej samej zasadzie działamoja restauracja.Zalegalizowanie czekolady oznacza koniec Tłuściocha.Może zresztą kiedyś ją zalegalizują, ale mam nadzieję, że wtedy będęmartwy.Nic nie powiedziałam.Tłuścioch spojrzał na mnie ze smutkiem. Kiedy byłem dzieckiem, moja babcia staruszka czytała mi bajkio wampirach.Wiesz, co to jest wampir, Aniu? Chyba tak. Wampiry to istoty pijące ludzką krew.Wiem, że to bez sensu, ale babciaOlga miała obsesję na ich punkcie.Pamiętam jedną z historii być możedlatego, że była wyjątkowo długa.Pewna dziewczyna zakochuje sięw wampirze.On też ją kocha, ale jednocześnie chce zabić.To trwa bardzodługo, nie uwierzyłabyś, jak długo! Wampir zastanawia się, czy pocałowaćdziewczynę, czy też ją zabić.Całują się i całują bez końca.Ale on w finalei tak ją zabija. Dlaczego mi to mówisz? przerwałam mu. Chcę tylko powiedzieć, że wampir to wampir.My, członkowie rodzinyBalanchine ów, jesteśmy wampirami, Aniu.Zawsze będziemy wampirami.%7łyjemy w nocy, otoczeni ciemnością. Nie zgadzam się z tobą.Czekoladę Balanchine sprzedawano kiedyślegalnie.Tata nie był kryminalistą od samego początku.Był szanowanymbiznesmenem i próbował sobie radzić z trudnościami. Pokręciłam głową.Na pewno istnieje jakiś sposób. Jesteś młoda.Masz prawo tak myśleć stwierdził Tłuścioch i wyciągnąłdo mnie rękę nad stołem. Wróć do mnie, jak wymyślisz coś innego,dzieciaku.Wracałam na piechotę z Klubu Basenowego.Po drodze minęłam LiceumZwiętej Trójcy.Pózniej szłam przez park.Było tu obskurnie i ponuro.Kiedyprzebiegłam przez Wielki Trawnik i mijałam południowe skrzydło MałegoEgiptu, usłyszałam krzyk małej dziewczynki.Stała obok pokrytej graffitirzezby niedzwiedzia.Była to rzezba z brązu.Mała była bez butów, miała nasobie tylko podkoszulek.Zbliżyłam się do niej. Dobrze się czujesz? Potrzebujesz pomocy?Dziewczynka pokręciła głową i zaczęła płakać.W następnej chwili obcymężczyzna zaatakował mnie od tyłu.Poczułam, jak jego ręce zaciskają sięna mojej szyi. Daj mi wszystkie swoje pieniądze! rozkazał.Domyśliłam się, że on i dziewczynka są w zmowie.Przeżyłam szok.Swojąnieostrożność tłumaczę tym, że byłam pogrążona w myślach po rozmowiez Tłuściochem.Miałam przy sobie niewiele pieniędzy.Oddałam wszystko.Zastanawiałam się, czy wyciągnąć maczetę, ale nie zamierzałam zabijaćmężczyzny za kradzież pieniędzy. Przestań powiedział metaliczny głos. Ja ją znam.Chwilę pózniej zobaczyłam dziewczynę o włosach koloru mysiej sierści.Była to moja koleżanka, Myszka. Ona jest w porządku.Siedziałyśmy razem w zakładzie na WyspieWolności.Mężczyzna rozluznił uścisk. Naprawdę?Myszka podeszła do mnie. Tak.To Ania Balanchine.Lepiej z nią nie zadzieraj.Myszka dziwnie pachniała, na głowie miała kołtuny.Domyśliłam się, żespędzała noce na dworze. Myszko, ty mówisz. Tak.Wyleczyłam się dzięki tobie.Nie spytałam, co się z nią działo po wyjściu z zakładu.Wyglądało na to,że dołączyła do bandy nieletnich kryminalistów.Spytałam, czy zadzwoniła do Simona Greena. Tak powiedziała. Nie wiedział, kim jestem, i mnie spławił.Ale niemam ci tego za złe.Wiem, że miałaś dużo na głowie. Przykro mi.Jeśli mogę ci jakoś pomóc. Może załatwisz mi pracę? spytała Myszka.Wyjaśniłam jej, że nie mam już nic wspólnego z rodzinnymi interesami.Zaproponowałam pomoc finansową.Myszka pokręciła głową. Nie przyjmuję jałmużny, Aniu.Mówiłam ci w zakładzie, że potrafięzapracować na swoje utrzymanie.Zdawałam sobie sprawę, jak wiele jej zawdzięczam. Może mój kuzyn Tłuścioch załatwi ci pracę. Tak? Byłoby miło.Spytałam, jak będę mogła się z nią kontaktować. Znajdziesz mnie tutaj odpowiedziała Myszka. Zpię obok rzezbyniedzwiedzia. Cieszę się, że się spotkałyśmy, Kate. Cicho sza! Nikt nie zna mojego prawdziwego imienia.Po powrocie do domu skontaktowałam się z Tłuściochem.Mój kuzynobiecał, że załatwi Myszce pracę.Nadal miałam do niego pretensję, żeodrzucił mój pomysł, ale uważałam, że jest przyzwoitym człowiekiem.Wieczorem odwiedził mnie Win. Jesteś dziś milcząca stwierdził. Myślałam, że mój pomysł zostanie doceniony.Opowiedziałam Winowi o swojej wizji i reakcji Tłuściocha. A więc dlatego chciałaś pójść na spotkanie organizacji Pora na Kakao.Wiedziałem, że coś ukrywasz.Skinęłam głową. Naprawdę myślałam, że coś z tego będzie.Win wziął mnie za rękę. Nie bierz tego do siebie, ale cieszę się, że nic z tego nie wyszło.Nawetgdybyś znalazła sposób na legalną sprzedaż czekolady, i tak prędzej czypózniej oskarżyliby cię o złamanie prawa.Wypowiedziałabyś wojnęwładzom.Masz chyba dostatecznie dużo na głowie.Jeśli ten pomysł wziąłsię stąd, że nie wiesz, co robić po maturze. Wcale tak nie jest! Masz mnie za idiotkę? Pokręciłam głową. Wiem,że to brzmi głupio, ale od dawna marzyłam o tym, żeby firma BalanchineChocolate działała zgodnie z prawem.Mój ojciec też by tego chciał. Posłuchaj, Aniu.Przekazałaś Tłuściochowi władzę nad firmą.Sophiai Miki wyjechali.Yuji Ono też.Jesteś wolna.Spróbuj potraktować to jakodar.Win chciał mnie pocałować, ale nie miałam na to ochoty. Jesteś na mnie zła? spytał. Nie.Oczywiście byłam na niego zła. Spójrz mi w oczy.Tak zrobiłam. Mój ojciec zachowuje się tak jak ty. Nie porównuj mnie z nim. Przez ostatnie pół roku ojciec nic nie robił.Fakt, że przegrał wybory, todar dla nas wszystkich.Dla mnie, dla ciebie, dla mojej matki.Ale główniedla niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]