[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odgadła, że to będzie kobieca torebka zawinięta w plastikową reklamówkę i miała rację.Brązowa, z jakiejś jaszczurczej skóry.Kobiety zostawiają torebki,potem przypominają sobie, dzwonią, każą kierownikowi odesłać je przez posłań-ca.Zazwyczaj dobry napiwek.Ringer i kilku innych otworzyłoby ją, przejrza-ło zawartość, czasem znajdując narkotyki.Ona nigdy tego nie robiła.Pomyślałao okularach.Dziś nic się nie składało.Allied nie łączyło zleceń, ale czasemudawało się to przypadkowo: podjąć tu, doręczyć tam i dostać następne.Jednakrzadko.Pracując dla Allied, trzeba było się zwijać.Jej rekord wynosił szesnaście70zleceń jednego dnia; to jak czterdzieści w innej firmie.Przewiozła torebkę z Fulton na Masonie i dostała dwie piątki, kiedy właści-cielka sprawdziła, że niczego nie brakuje. Ci z restauracji powinni oddać ją policji powiedziała Chevette. Nielubimy brać na siebie takiej odpowiedzialności.Puste spojrzenie właścicielki to-rebki, jakiejś sekretarki.Chevette schowała do kieszeni piątaki. 298 Alabama powiedział Bunny, jakby oferował jej drogocenną perłę. Daj odpocząć nogom.Pogoni tam z wywalonym językiem, a potem doręczy i zrobi to.Chociaż i taknie będzie potem w lepszej formie.Okulary tego dupka. Z przyczyn taktycznych powiedziała blondynka obecnie nie radzimyużywać przemocy ani czarów wobec indywidualnych osobników.Chevette właśnie przypedałowała z Alabama Street, po ostatnim zleceniu te-go dnia.Kobieta na małym płaskim ekranie nad drzwiami kanciapy Bunny egomiała na sobie coś czarnego naciągniętego na twarz, z trzema wyciętymi w mate-riale trójkątnymi otworami.Niebieskie litery na dole ekranu głosiły FIONA X RZECZNICZKA FRONTU WYZWOLENIA SOUTH ISLAND.Oświetlony jaskrawym światłem neonówek korytarz wiodący do Allied Mes-sengers śmierdział rozgrzanym styrenem, laserowymi drukarkami, porzuconymibutami i starymi kanapkami; ta ostatnia woń nasunęła Chevette wspomnienie ja-kiejś nie ogrzewanej piwnicy przedszkola w Oregonie, z bezbarwnym zimowymsłońcem wpadającym przez mętne szyby okienek pod sufitem.Nagle jednak za jejplecami otworzyły się z trzaskiem drzwi na ulicę i para zabłoconych jaskrawychtrampek numer jedenaście zadudniła po schodach.Samuel Saladin DuPree, z po-liczkami noszącymi ślady szarego ulicznego kurzu, stanął przed nią, obdarzającją szczerym uśmiechem. Co cię tak cieszy, Sammy?Najprzystojniejszy pracownik Allied, niezrównany DuPree, metr dziewięć-dziesiąt osiem hebanowej energii, zamkniętej w tak eleganckim i sprawnym ciele,że Chevette czasem wyobrażała sobie, że jego kości są z polerowanego metalu,potrójnie chromowanego idealny mechanizm posłańca.Podobny do faceta zestarych filmów, tego który pózniej, na stare lata, zajął się polityką.Większośćdziewcząt chętnie wypróbowałaby Sammy ego Sala, ale Chevette nie miała na toochoty.Był gejem, przyjaznili się, a poza tym ona ostatnio nie była pewna, czyw ogóle ma chęć na te sprawy. Rzecz w tym odparł Sammy Sal, ścierając brud z policzka grzbietemjednej długiej dłoni że postanowiłem zabić Ringera.I wiesz co, poczułem sięwolny.71 Aha zauważyła Chevette pewnie doręczałeś dziś na 456. Tak, moja droga, byłem tam.Aż na samej górze, w brudnej windzie towa-rowej.Bardzo wolnej windzie towarowej.A dlaczego? Bo Ringer wyrył swój znak w ich mosiądzu, Sal, a także w ich różanymdrewnie? Dodo-kładnie, kochana. Sammy Sal zdjął z szyi niebieskobiałą chustkęi otarł nią twarz. Dlatego ten dupek zginie marnie..i musi natychmiast zacząć systematycznie sabotować miejsce pracy płynęły z ekranu słowa Fiony X albo zostanie napiętnowany jak wróg ludzkiejrasy.Drzwi do kanciapy dyspozytora, tak grubo oklejone schematami, mapkami,postrzępionymi przepisami miejskimi i faksami ze skargami, że Chevette nie mia-ła pojęcia, jak wyglądają pod spodem, otworzyły się.Bunny wystawił pokrytąszramami i niedokładnie ogoloną głowę, jak żółw, mrugając w ostrym świetle ko-rytarza, odruchowo patrząc w górę, zwabiony głosem Fiony X.Obojętnie spojrzałna czarną maskę, kojarząc, zanim zdążył podnieść głowę. Ty powiedział, patrząc na Chevette. Chevy.Wejdz. Zaczekaj na mnie, Sammy Sal powiedziała.Bunny Malatesta przez trzydzieści lat jezdził na rowerze po San Franciscojako posłaniec.Nadal robiłby to, gdyby nogi i krzyż nie odmówiły mu posłuszeń-stwa.Był jednocześnie najlepszą i najgorszą rzeczą dla pracujących w Allied.Najlepszą, ponieważ miał w głowie mapę miasta, dokładniejszą niż generowa-na przez jakikolwiek komputer.Pamiętał każdy budynek, każde drzwi i służbęochrony.Miał tę robotę we krwi, ten Bunny, a ponadto znał zasady, historię i opo-wieści, które sprawiały, że czułeś się częścią czegoś choćby wydawało się towariactwem co warto było robić.Bunny był niemal legendą i zaliczył w cza-sie swej kariery przednie szyby siedmiu policyjnych radiowozów, ustanawiającrekord, którego jeszcze nikt nie zdołał pobić.Jednocześnie z tych samych wzglę-dów był zmorą, ponieważ nie dawał sobie wcisnąć kitu.Pracując z innymi dys-pozytorami, pozwalali sobie na trochę luzu.Jednak nie z Bunnym.On zawszewiedział.Chevette weszła do środka, a on zamknął za nią drzwi.Okulary, których uży-wał na dyżurze, wisiały mu na piersi, miękka wyściółka z jednej strony sklejo-na celofanową taśmą.W pomieszczeniu nie było okien, a Bunny podczas pracygasił światło.Pół tuzina kolorowych monitorów stało łukiem przed czarnym ob-rotowym fotelem z różowym, gumowym, profilaktycznym gorsetem Bunny ego,przyczepionym do oparcia niczym wielka obła larwa.Bunny rozmasował sobiekrzyż nasadą dłoni. Ten dysk mnie wykańcza mruknął do siebie. Powinieneś pozwolić, żeby Sammy Sal ci go nastawił podpowiedziała. Dobrze to robi.72 On już jest nastawiony, kochana.Nic więcej nie da się zrobić.A terazpowiedz mi, co robiłaś wczoraj wieczorem w Morriseyu.I lepiej, żeby to byłodobre wyjaśnienie. Zawiozłam przesyłkę powiedziała Chevette, wyrzucając słowa jak au-tomat, jedyny sposób, żeby skłamać i nie dać tego po sobie poznać.Właściwiespodziewała się czegoś takiego, ale nie tak szybko.Patrzyła, jak Bunny zdejmuje okulary, rozłącza je i kładzie na jednym z mo-nitorów. Więc dlaczego nie zgłosiłaś wyjścia? Zadzwonili do nas i powiedzieli, żeweszłaś z przesyłką, zeskanowali twoją odznakę, ale nie wyszłaś.Na to ja mówięim, wiem, że jej tam nie ma, chłopcy, ponieważ właśnie wysłałem ją na AlabamaStreet, rozumiecie?Popatrzył na nią. Hej, Bunny, to był mój ostami kurs, rower miałam w podziemiu, zobaczy-łam towarową windę zjeżdżającą w dół i wskoczyłam.Wiedziałam, że powinnamodmeldować się ochronie, ale myślałam, że będą mieli kogoś na parkingu, wiesz?Pojechałam rampą, a tam nikogo, jakiś samochód wyjeżdżał, więc śmignęłam podszlabanem i już byłam na ulicy.Miałam wracać i zgłaszać się w recepcji? Przecież wiesz.Takie są przepisy. Było pózno, rozumiesz.Bunny usiadł, krzywiąc się, w fotelu z gorsetem.Objął oba kolana wielkimidłońmi i patrzył na nią.Jak nie Bunny.Jakby coś go naprawdę niepokoiło.Nietylko platfusy z ochrony, bo nie odmeldował im się jakiś goniec. Jak pózno? Hm? Chcą wiedzieć, kiedy wyszłaś. Może dziesięć minut po tym jak weszłam.Góra piętnaście.Te podziemiato istny labirynt. Weszłaś o 6:32:18 powiedział. Tak zapisali, kiedy cię zarejestrowali.Rozmawiali z tym prawnikiem, więc wiedzą, że dostarczyłaś mu przesyłkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]