[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostaniesz pochowany w morzu, przyrzekam ci to!Być może rycerz westchnął albo tylko przez chwilę oddech wychodzący z jego ust wydał leciutki dźwięk.Lecz jego oczy zamknęły się, a twarz odprężyła.- Och, biedaczek - powiedziała Meluzyna wciąż ściskając go za rękę.Jednak Giles nie umarł jeszcze.Jego pierś poruszała się lekko wraz z oddechem.- To wody pragnie.- szepnęła Meluzyna wpatrując się w rycerza.- Tak jak ja właśnie w wodzie pragnie spocząć po śmierci.Jim podniósł się na nogi i zorientował się, że półkolem otaczają go zbrojni, stojący tuż za księciem, który przez cały ten czas obserwował jego i Gilesa.Książę, podobnie jak zbrojni, miał w oczach utkwionych w Jimie nadzieję, że będzie on mógł zrobić coś, co nie dopuści do śmierci rycerza.Jim powoli pokręcił głową.- Chciał mi powiedzieć, że pragnie być pochowany w morzu - rzekł.- Obiecałem mu, że tak się stanie.Bardziej poruszony, niż myślałby, że to możliwe, odwrócił się od Gilesa.Odchrząkując przeszedł wśród ludzi do miejsca pod flagą, gdzie hrabia Cumberland i król Francji, Jean, wciąż dyskutowali nad warunkami rozejmu, który, sądząc z widoku wciąż walczących wojowników rozproszonych po polu, daleki był od wprowadzenia w życie.Gdy Jim zbliżył się, rozmawiali o pochówku zmarłych.- Tak - mówił król Jean.- Podoba mi się ten pomysł, mój panie hrabio.Sam ufunduję i wyposażę kaplicę, gdzie odprawiać się będzie modły za Francuzów, którzy dziś padli na tym polu.- A król Edward bez wątpienia uczyni to samo - powiedział hrabia - dla tych Anglików, którzy tutaj zginęli.Samo pole bitwy zostanie poświęcone, a wszyscy Anglicy, którzy dziś polegli, zostaną pochowani razem.- W jednej mogile.Tak, zrobimy też tak samo z naszymi francuskimi zmarłymi - kontynuował król Jean.- Godnie uczcimy to zdarzenie i zgodnie z naszymi celami, przyciągniemy uwagę całego świata do miejsca, a nie do faktu, że sprawa rozejmu pozostała nie rozwiązana.Nasi zmarli, śpiąc razem, lecz w dwóch osobnych mogiłach, przypieczętują tę sprawę w sposób, który uciszy pytania.- Musimy przeszukać pole, żeby się upewnić, iż żadne z ciał angielskich rycerzy nie zostanie pominięte.Niższe szarże, ci, którzy nie są szlachetnych rodów - hrabia machnął ręką - mogą być pochowani w lesie, żeby nie umniejszać powagi faktu, iż nasza szlachta tu leży.- Podobnie nasi francuscy szlachetni panowie - powiedział król Jean.- Pomniejsze rangi, zwłaszcza zaś Genueńczycy, muszą zostać pochowani z osobna, poza polem bitwy.Nie będzie to kłopot.- Proszę mi wybaczyć.- przerwał im Jim.Przez chwilę wydawało się, że tych dwóch albo go nie słyszało, albo zdecydowało się zupełnie zignorować.Potem obaj powoli odwrócili głowy w jego kierunku i spiorunowali go wzrokiem.- To jeden z twoich Anglików, jak sądzę, milordzie - mruknął król Jean.- Przyznaję to ze wstydem! - powiedział sucho hrabia, nie spuszczając oczu z Jima.- Panie, czy nie nauczono cię żadnych manier w miejscu, skąd pochodzisz? Król Francji i ja rozmawiamy ze sobą.Ton hrabiego podziałał Jimowi na nerwy, ale postarał się zachować spokój i uprzejmość w głosie.- Wiem -.skłonił się - proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam, milordzie, Wasza Królewska Mość.W ogóle bym się nie odzywał, lecz usłyszałem mimochodem o waszych planach wspólnych mogił dla rycerzy obu stron i kaplic przeznaczonych na modły za ich dusze.To świetny pomysł.Chciałbym tylko zaznaczyć, że jeden z rycerzy angielskich, którzy dziś tutaj padli, życzył sobie być pochowany gdzie indziej.Hrabia Cumberland przyglądał mu się, a jego krótko przycięta siwawa broda i wąsy zjeżyły się.- A cóż może znaczyć życzenie jakiegoś tam rycerza? - uciął hrabia.- Oczywiście, że będzie spoczywał ze wszystkimi! Inaczej nie ma sensu cała sprawa z założeniem Bractwa Kaplicy i opowiadania światu, że wszyscy polegli Anglicy tu leżą.- Obawiam się - powiedział Jim, z trudem utrzymując spokojny ton swej prośby - że to niemożliwe.- Na psy piekieł! - wybuchnął hrabia.- Ty mi mówisz, że coś jest niemożliwe? Skąd bierzesz podobną impertynencję? Mówię ci, że będzie pochowany z całą resztą i sprawa jest zamknięta! A teraz odejdź!- Nie rozumiesz, hrabio - upierał się desperacko Jim.- Mówię o sir Gilesie de Mer.Rycerzu, który obronił księcia, kiedy rycerze Malvinne'a chcieli go zabić, podczas gdy my prowadziliśmy tu rozmowy.Z pewnością zasłużył sobie na prawo do tego, by pochować go kiedy, gdzie i jak sobie tego życzył.- Będzie pochowany z innymi! - warknął hrabia.- Odejdź! Zanim każę cię stąd odwlec.- Ty mnie każesz odciągnąć, milordzie? - po raz pierwszy trochę z powstrzymywanego z trudem, lecz rosnącego gniewu wkradło się w głos Jima.- Masz ze sobą czterech ludzi.Nie dopowiedział tego, że on sam ma pięćdziesięciu, ale nie umknęło to uwagi hrabiego.- Odejdź! - powtórzył szlachcic.Jima cechował pewien upór, jakkolwiek rzadko objawiany, ale w tej chwili odzywał się w nim coraz żywiej.- Odejdę po tym, jak zostanie jasno zrozumiane, że sir Giles zostanie pochowany w morzu, tak jak o to przed chwilą prosił - powiedział.- Dałem mu słowo, że tak się stanie.- A co mnie obchodzi twoje słowo? - burknął hrabia.- Myślisz, że mnie wystraszysz czerwienią na swojej tarczy albo czymkolwiek innym? Myślisz, że mnie zmusisz, bo masz tę garstkę ludzi, gdy ja jestem sam? Tacy jak ty nie decydują o podobnych sprawach.Decydują o nich tacy jak ja i Jego Królewska Wysokość.Zostanie pochowany z pozostałymi i nic tego nie zmieni.Powiedziałem!Upór zawładnął już Jimem zupełnie.- W takim razie traciłeś słowa, milordzie, na coś, co się nie zdarzy - powiedział.-.Pójdę.Ale odchodzę, oświadczając ci stanowczo, że sir Giles nie zostanie pochowany tu, na tym polu.Pochowany będzie tam, gdzie sobie tego życzył, w morzu.Z wściekłości twarz hrabiego stała się ceglastoczerwona.- Nie spotkałem się nigdy z podobną bezczelnością! - krzyknął.- Na wszystkich świętych w niebie, możesz sobie mówić, że ten twój rycerz-szlachetka będzie pogrzebany w morzu.Możesz nawet próbować zabrać tam jego ciało.Ale w chwili gdy rozejm będzie przypieczętowany, co z pewnością nastąpi w ciągu dwudziestu czterech godzin, jeśli nie wcześniej, wyślę twoim śladem takie siły, że wytropią cię jak królika i sprowadzą te jego kości i resztki śmierdzącego ścierwa tutaj, gdzie ich miejsce!- Wasza Lordowska Mość nie będzie musiał czekać więcej niż dwadzieścia cztery godziny - rozległ się zza króla Jeana zjadliwy głos Malvinne'a.- Ja, minister Francji, to ci obiecuję.- No to spróbuj! - uciął Jim i odwrócił się, żeby pójść, zabrać Gilesa, jeśli już umarł, i wyruszyć z nim w kierunku odległych wód Kanału Angielskiego, którymi obaj przybyli do tych ziem.- Chwileczkę - odezwał się głos Carolinusa.Jim zobaczył, że sędziwy Mag znów pojawił się jakby znikąd.Ale czarodziej nie patrzył na Jima ani nie do niego się zwracał.Mówił do hrabiego.- Jeśli Wasza Lordowska Mość wysłuchałby moich słów.- A niech was wszystkich, czarnoksiężnicy! - wściekał się hrabia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]