[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedzieli jednak, że jeżeli chcą zgubić prześladowców w labiryncie najniższych poziomów lasu, nie mogą ani na chwilę przystanąć.Okrągłe, żółte czujniki optyczne Em Teedee jarzyły się, rozjaśniając mroki łagodną poświatą.Uciekinierzy nie mogli pozwolić sobie na lepsze oświetlenie, gdyż wówczas ryzykowaliby, że zostaną zauważeni.- Bardzo proszę, niech pan uważa na te gałęzie, panie Lowbacco - odezwał się miniaturowy android, kiedy jakaś gałąź zarysowała powierzchnię jego srebrzystej obudowy.- Nie chciałbym się odczepić od pasa i spaść z wysoka.O ile pan pamięta, już raz coś takiego mi się przydarzyło.Zapewniam pana, że to było przerażająco nieprzyjemne doświadczenie.Lowie jęknął, wspomniawszy niefortunną przygodę, którą przeżył na Yavinie Cztery.Zgubienie androida-tłumacza przysporzyło mu także innych kłopotów, ponieważ żaden uczeń ani instruktor akademii Jedi nie mógł zrozumieć jego ostrzeżenia, że Jacen i Jaina zostali uwięzieni przez pilota myśliwca typu TIE, Qorla.Kiedy przeskakujący nad głowami zbiegów szturmowcy ponownie zaczęli strzelać z blasterów, ciemności rozjaśniła błyskawica, która spopieliła następną gromadę liści.Lowie odruchowo się skulił, a Sirra zeskoczyła na niższą gałąź, nie troszcząc się o sprawdzenie, czy zdoła utrzymać ciężar jej ciała.Po chwili w gąszcz liści poszybowały następne laserowe sztychy, które wznieciły niewielkie pożary i wzbiły kłęby gęstego dymu.- Hej, uważajcie! - krzyknął Jacen.Tenel Ka chwyciła jakąś gałąź i zeskoczyła na poziom, na którym stała Sirra.- Tędy - powiedziała.- Jest bezpiecznie.Lowie, objąwszy w pasie Jacena, zeskoczył tuż za nią, po czym zaczął biec po porośniętej wilgotnym mchem gałęzi.Im dalej od poziomów, do których docierał blask słońca, tym większym zmianom ulegał krajobraz lasu.Wyglądało na to, że każde piętro stanowi odrębny ekosystem, charakteryzujący się czy to tworzącymi platformy gąszczami splecionych winorośli, czy to zrośniętych gałęzi, czy wreszcie skupiskami zwierzęcych odchodów, w których pieniły się przeróżne grzyby, porosty i kwitnące rośliny.Słysząc hałas powodowany przez nieproszonych gości, do ucieczki rzucało się tysiące owadów, ptaków, gadów, płazów i gryzoni.Lowie zaczął sapać, dając znak pozostałym, żeby podążali jego śladami.Pewnie stawiając płaskie stopy, raz po raz marszczył czarny nos i wciągał przesycone odorem zgnilizny powietrze.W pewnej chwili pochwycił jednak elektryzujący aromat.aromat, który już kiedyś poczuł.Zapach, którego omal nie przypłacił życiem.W łagodnym blasku, rzucanym przez optyczne czujniki Em Teedee, dostrzegł szeroko rozwarte szczęki kwiatu syreniowca.Połyskujące żółte płatki, odrastające z krwistoczerwonej łodygi, przypominały żarłoczną paszczę, czekającą na ofiarę.Roślina jakimś cudem zapuściła korzenie w szczelinie między zrośniętymi gałęziami i wegetowała, żywiąc się mieszkańcami tego poziomu dziewiczego lasu.Iskrzące się długie włókna tworzyły wyrastający pośrodku kielicha pióropusz.Płonący kuszącym blaskiem, wespół z niebiańskim aromatem, kusił ofiary, by zechciały się zbliżyć.Podążająca śladami brata Sirra także węszyła i również zauważyła śmiercionośną roślinę.Cicho zaryczała, zapewne rada, że jej marzenia wreszcie będą mogły się spełnić.Mimo to zjeżyła włosy wystrzyżonej w dziwaczne wzory sierści.Lowie jednak położył dłoń na jej ramieniu.Pokręcił głową, a potem pochwycił siostrę za rękę.Doskonale wiedział, że Sirra wprost się pali, żeby jak najszybciej zdobyć bezcenne włókna i w ten sposób udowodnić sobie i wszystkim, jaka jest dorosła i odważna.Rozczarowana Sirra warknęła, ale świetnie rozumiała, co w tej chwili jest najważniejsze.Ścigający ich szturmowcy, skaczący po konarach nad ich głowami, znów strzelali, tym razem do jakiegoś dużego zwierzęcia, z trzaskiem łamanych gałęzi usiłującego ocalić życie.To było zbyt niebezpieczne.Imperialni żołnierze w każdej chwili mogli ich pochwycić.Sirra wydała pełen rezygnacji jęk, po czym wysforowała się na czoło małej grupy, pozwalając, żeby teraz Lowie wskazywał drogę przyjaciołom.Tenel Ka przeciskała się przez plątaninę wilgotnych, porośniętych mchem i uginających się pod ciężarem jej ciała gałęzi, od czasu do czasu pochylając głowę, by nie zaczepić zaplecionymi złocistorudymi warkoczami o ciernie czy konary.Rozkoszowała się swoją zwinnością, jakby wykonywała gimnastyczne ćwiczenia, dzięki którym jej ciało było zawsze takie gibkie i prężne.Wolałaby oczywiście, aby tym ćwiczeniom nie towarzyszyła obawa nagłej śmierci po trafieniu przez blasterową błyskawicę, wystrzeloną przez jakiegoś szturmowca.Opancerzony kostium z jaszczurczej skóry zakrywał jedynie tors dziewczyny, pozostawiając obnażone ręce i nogi, narażone na zadrapania i ukąszenia owadów.Młoda wojowniczka z Dathomiry nie zamierzała jednak pozwolić, aby takie błahostki zaprzątały jej uwagę.Widząc, że przyjaciele coraz bardziej zapuszczają się w głębiny dżungli, Tenel Ka starała się zachować równowagę, ale nie przestawała obserwować Jacena.Mimo iż chłopiec świetnie potrafił wyczuwać obecność dziwnych stworzeń, ustępował dziewczynie pod względem sprawności fizycznej i siły.Teraz jednak wszyscy uciekali, by ocalić życie.Byli ścigani.Znajdowali się w środowisku, w którym ona czuła się jak w swoim żywiole.Tyle tylko, że w tej chwili Tenel Ka nie była łowczynią, ale łupem.Uświadamiając sobie, że niczego nie widzi, dziewczyna starała się wytężać wszystkie inne zmysły.Mogłaby co prawda zapalić miecz, aby oświetlić drogę, ale nie ośmielała się wysunąć energetycznego ostrza, w obawie, że ujawniłaby w ten sposób, gdzie się znajduje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]