[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyrwał mu prawo jazdy i sprawdzając je spytał:- Ile pan wypił?- Ani grama - odparł Gray.Gliniarz wypisał mandat i zadowolony z siebie wręczył go Granthamowi.Nie pozostało mu nic innego jak wsiąść do samochodu i odjechać.Usiadł za kierownicą i spojrzał na sumę do zapłacenia.Nagle usłyszał z tyłu jakieś głosy.Obok białego stał czarny policjant i prowadził z nim zażartą dyskusję.Cleve! Tak, to on! Cleve chciał, żeby biały anulował mandat, tamten tłumaczył, że nie może, a poza tym ten idiota z volvo pruł sto dwadzieścia na skrzyżowaniu!- To mój znajomy - powiedział Cleve.- Więc naucz go prowadzić, zanim kogoś zabije - rzucił biały gliniarz, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.Cleve uśmiechał się figlarnie, zaglądając w okno samochodu Granthama.- Tak mi przykro - rzekł, choć wcale nie było mu przykro.- To twoja wina.- Następnym razem jedź wolniej.Grantham rzucił mandat na podłogę.- Do rzeczy.Wspomniałeś ostatnio, że sierżant słyszał, jak rozmawiano o mnie w zachodnim skrzydle, czy tak?- Zgadza się.- Zapytaj sierżanta, czy mówią też o innych dziennikarzach, szczególnie z “New York Timesa”.Muszę to wiedzieć.- To wszystko?- Tak, ale załatw to szybko.Darby przedłużyła pobyt w hotelu na następny tydzień, po części dlatego, że chciała wrócić do znajomego miejsca, gdyby zaszła taka potrzeba, po części zaś z tej przyczyny, że nie miała gdzie zostawić nowych ubrań.Uciekając, wszędzie zostawiała nowe ciuchy.Rzeczy kupione w Nowym Jorku nie były niczym nadzwyczajnym i nie różniły się specjalnie od tych, które nosiła przedtem.Kosztowały jednak znacznie więcej i chciała je zatrzymać.Nie ryzykowałaby jednak dla samych ubrań, ale ciuchy plus pokój plus miasto warte były małej nieostrożności.Nadszedł czas, by znów ruszyć w drogę, nie mogła zabierać bagażu.Biegnąc z St.Moritz do czekającej przy krawężniku taksówki, niosła jedynie małą płócienną torbę.Dochodziła jedenasta wieczorem w piątek.Mimo późnej pory na Central Park South panował duży ruch.Po drugiej stronie ulicy stały dorożki czekające na amatorów romantycznych nocnych przejażdżek po parku.Taksówka dziesięć minut wlokła się do skrzyżowania Siedemdziesiątej Drugiej i Broadwayu.Cel, do którego Darby zmierzała, znajdował się w przeciwnym kierunku, ale musiała zacierać ślady.Po wyjściu z taksówki przeszła kilka jardów i zniknęła na schodach do metra.Sprawdziła swoje położenie na planie kolejki podziemnej i w informatorze.Powinno się udać.Stacja wcale jej się nie podobała.Nigdy dotąd nie korzystała z nowojorskiego metra, ale słyszała o nim wiele historii mrożących krew w żyłach.Wybrała trasę pod Broadwayem - najczęściej używanej linii na Manhattanie i ponoć najbezpieczniejszej.Jeśli ma się szczęście.W zasadzie na ulicach nie było lepiej.W Nowym Jorku nigdzie nie jest bezpiecznie.Stanęła w pobliżu podpitych, ale dobrze ubranych wyrostków.Po kilku minutach pojawiły się wagoniki.W kolejce nie było tłoczno.Usiadła przy środkowych drzwiach.“Nie rozglądaj się i mocno trzymaj torbę” - pomyślała.Opuściła głowę, lecz obserwowała ludzi zza ciemnych szkieł okularów.Tej nocy potrzebne jej było szczęście.Razem z nią jechali zwyczajni ludzie.W zasięgu jej wzroku nie było punków z nożami, żebraków ani zboczeńców.Mimo to serce kołatało jej ze strachu.Pijane wyrostki wysiadły przy Times Square, ona na następnym przystanku.Nigdy nie była na dworcu Penn Station, ale nie miała czasu na zwiedzanie.Może kiedyś tu wróci, ale pod warunkiem, że za najbliższym rogiem nie będzie czaił się Tucznik z Chudzielcem i Bóg wie kto jeszcze.Wsiadła do pociągu tuż przed planowanym odjazdem.Zajęła miejsce z tyłu wagonu i omiotła wzrokiem pasażerów.Żadnych znajomych twarzy.Na pewno, tak, na pewno zgubiła ich podczas tej szaleńczej ucieczki.Kiedy jechała do Nowego Jorku, zdradziły ją karty kredytowe.Na lotnisku O’Hare w Chicago zapłaciła za cztery bilety kartą American Express.Prześladowcy głowili się trochę, ale domyślili się, że poleciała do Nowego Jorku.Wtedy w cukierni Tucznik nie zauważył jej, ale przecież nie on jeden ją śledził.Mogło być ze dwudziestu takich jak on! Zresztą czy to ważne? Wyciągnęła z torby książkę w kieszonkowym wydaniu i udawała, że czyta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]