[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KWATERA GŁÓWNA UNRUSFOR, CHABAROWSK13 lutego, 22.00 GMT (8.00 czasu lokalnego)Clark nie mógł patrzeć na żenujące widowisko.W podziemnej sali konferencyjnej trwało specjalne przesłuchanie przed komisją kongresową.- Proszę podać nazwisko - rzekł przewodniczący do mikrofonu.- Henry Adams - odparł wyraźnie zdenerwowany oficer.Stał na wprost stołu prezydialnego, przed szeregiem mikrofonów i kamer, mających służyć “celom archiwizacyjnym”.- Podpułkownik armii Stanów Zjednoczonych.- Dowodził pan oddziałem artylerii wspierającym drugi batalion Dwieście Sześćdziesiątego Trzeciego Pułku Lekkiej Piechoty? - spytał kongresman.Ilekroć pochylał się do mikrofonu, nad ciasnym kołnierzykiem koszuli wylewał się gruby wałek tłuszczu.- Tak.- Iloma sprawnymi działami dysponował pan tego dnia, kiedy Chińczycy zaatakowali pozycje batalionu?Pułkownik chrząknął.- Miałem trzydzieści dwa działa kalibru sto pięćdziesiąt pięć milimetrów.- A ile pocisków w czasie bitwy wystrzelono z tych trzydziestu dwóch dział?Poszarzały na twarzy oficer spuścił wzrok.- Sto trzy.Kongresman pokiwał głową.Musiał znać już odpowiedzi, na pewno czytał szczegółowy raport.Pytał tylko po to, żeby pognębić pułkownika, który i tak silnie przeżywał samo wezwanie przed komisję.- Wypada niewiele ponad trzy pociski na jedno działo.Czy tak właśnie miało wyglądać wsparcie ogniowe, jakie powinien pan zapewnić batalionowi?Oficer pokręcił głową.Bał się spojrzeć politykom w oczy.- Nie, panie senatorze.Plan taktyczny nakazywał postawienie skoncentrowanej zasłony ogniowej na pozycje wroga szykującego się do zmasowanego ataku.Powinniśmy odpalić mniej więcej po trzydzieści pocisków z każdego działa, czyli łącznie co najmniej osiemset.- Czy pańskim zdaniem, pułkowniku Adams, uczyniłoby to jakąś różnicę, gdyby pańskie baterie wystrzeliły w sumie osiemset pocisków zamiast stu? - Pułkownik pokiwał głową.- Dla potrzeb protokołu proszę odpowiedzieć pełnym zdaniem.- Tak.- Adams urwał nagle i jeszcze niżej spuścił wzrok.Clark pomyślał, że takie jedno przesłuchanie może całkowicie człowieka załamać.- Miarą skuteczności artylerii jest odpalanie maksymalnej liczby pocisków w jak najkrótszym czasie.A więc tak, na pewno uczyniłoby to różnicę.Nate zamknął oczy i pokręcił głową.Pułkownik zdecydował się wziąć na siebie całą odpowiedzialność.Kiedy znów spojrzał na salę, przewodniczący komisji znacząco wydymał policzki.- Więc dlaczego z pańskich dział nie wystrzelono odpowiedniej liczby pocisków, pułkowniku?- Z powodu mrozu zgęstniały wszystkie smary - odpowiedział zrezygnowany Adams.- Oporopowrotniki nie działały, w niektórych działach udawało się otworzyć zamki dopiero po trzech czy czterech minutach.A w tych bateriach, które ciągle strzelały, szybko wyczerpała się amunicja.Poza tym mróz osadzał się też na pociskach.Trzeba było czyścić łuski i rozmrażać spłonki.W rezultacie dało to bardzo duży odsetek strzałów chybionych, za krótkich oraz niewybuchów.- Z jakiego to powodu, pułkowniku, napotkaliście tak wiele trudności wywołanych warunkami pogodowymi?Adams w końcu podniósł głowę, spojrzał przewodniczącemu prosto w oczy i odparł:- Nie mieliśmy czasu na aklimatyzację i przygotowanie sprzętu do warunków zimowych, na strzelania próbne, które umożliwiłyby rozwiązanie problemów spowodowanych przez syberyjską zimę, zanim.- umilkł nagle i odwrócił głowę.- Proszę podać nazwisko.- Nate Clark, generał armii Stanów Zjednoczonych.- Jest pan głównodowodzącym amerykańskiej armii pacyficznej i Rosyjskiego Korpusu Sił Pokojowych Organizacji Narodów Zjednoczonych?- Tak, panie senatorze.- A więc, generale, dwudziestego szóstego stycznia, trzy dni po napaści Chin na Rosję, została odcięta droga łącząca Birobidżan z Chabarowskiem.Zgadza się?- Tak.- I w rezultacie baza lotnicza w Birobidżanie, której obsady nie zdążono ewakuować do Chabarowska, znalazła się w okrążeniu.Tak było?- Tak.- Czy może pan teraz wyjaśnić komisji, jakim sposobem Chińczycy zdołali zablokować drogę przed zakończeniem ewakuacji bazy?- Chińskie oddziały zwiadowcze przenikały na Syberię już od dłuższego czasu.Według zeznań jeńców żołnierze mieli kategoryczny zakaz nawiązywania kontaktu z siłami UNRUSFOR.Olbrzymi obszar będący pod kontrolą korpusu pokojowego i porastające go gęste lasy uniemożliwiły nam odkrycie, jakimi drogami i w jakiej sile oddziały wroga przekroczyły granicę.- Ale jeszcze przez kilka godzin po tym, jak Chińczycy, prawdopodobnie w sile jednej dywizji, opanowali drogę, dowódca bazy w Birobidżanie, nieżyjący generał Merrill, wciąż wysyłał słabo uzbrojone konwoje szosą do Chabarowska.Zgadza się?- Pierwsze meldunki o odcięciu drogi ewakuacji napłynęły od zwiadu powietrznego, który zauważył porzucone samochody na poboczu szosy.Generał Merrill doszedł do słusznego wniosku, że konwój wpadł w zasadzkę, dlatego wysłał odsiecz w sile jednego batalionu z rozkazem unieszkodliwienia nieprzyjaciela.Później zaś wysłał następny konwój pod osłoną zmechanizowanej piechoty, bo chciał jak najszybciej zakończyć ewakuację wobec zbliżających się szybko głównych sił chińskiej armii.Prawdopodobnie zakładał, że batalion piechoty zdołał oczyścić drogę.- Ale droga nie została oczyszczona? - zapytał przewodniczący, mimo że doskonale znał odpowiedź.- Nie, panie senatorze.Oddziały poniosły olbrzymie straty w starciu z nieprzyjacielem.Wiele samochodów zostało zniszczonych, trzeba je było usuwać spychaczami na pobocze.Tylko nieliczne pojazdy zdołały się przedrzeć z powrotem do Birobidżanu.Łącznie około pięciuset ludzi zginęło albo dostało się do niewoli.Kongresman pokiwał głową.- Jak pan prywatnie ocenia decyzje generała Merrilla w czasie obrony bazy w Birobidżanie?- Jestem głęboko przekonany, że generał Merrill, podobnie jak pułkownik Adams i wszyscy żołnierze służący pod moimi rozkazami, wykazali się najwyższą odwagą i walecznością w niewyobrażalnie trudnych warunkach bojowych.Nikt nie był przygotowany na to, co nas tu spotkało.Jestem również przekonany, że to nie przedstawiciele władz, które nas tu przysłały, powinni teraz zadawać pytania, dlaczego tak się stało.BAZA LOTNICZA W BIROBIDŻANIE, SYBERIA14 lutego, 12.00 GMT (22.00 czasu lokalnego)- Na pewno sobie poradzisz? - zapytał dowódca drużyny Stempela.Jego ściszony, pełen napięcia głos odzwierciedlał stopień zagrożenia.Harold skinął głową, próbując opanować przyspieszony puls.Sierżant poszedł dalej wzdłuż szeregu.Sprawdzał zamocowanie sprzętu, żeby nic nie stukało; powtarzał kryptonimy radiowe; na wszelki wypadek kazał im też zapamiętać kryptonimy dowództwa kompanii oraz batalionu wsparcia artyleryjskiego.Wszyscy musieli powtórzyć hasło umożliwiające powrót przez linie obrony.Rozmawiając z ludźmi, sierżant ściskał ich za ramiona albo poklepywał po plecach dla dodania otuchy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]