[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy przyszłam do pokoju, Chad siedział tam jeszcze zajęty zabawą z kotem.Uśmiech­nął się do mnie.Odpowiedziałam uśmiechem.Nie byłam szczęśliwa, ale zrezygnowana.Zakończenie całej sprawy okazało się mniej straszne, niż się spodziewałam.Wszystkie dzieci podlegały obowiązkowi nauczania, a ja byłam jedynym źródłem edukacji Sheili.Idąc na kompromis, Ed polecił, aby pan Collins wyznaczył dodatkową dyżurną, która miała pilnować tylko naszej klasy.Ponadto Sheili nie wolno było opusz­czać klasy bez mojej opieki.Tak więc problem został rozwiązany, przynajmniej tymczasowo.Pomimo całego zamieszania życie w klasie płynęło spokojnie.Ponownie stworzyliśmy grupę, teraz już z Sheilą.Zimny początek lutego zwiastował jeszcze przynajmniej sześć tygodni zimy.Sheilą adaptowała się coraz lepiej i nasza dwunastka wydawała się całkiem szczęśliwa.Ten nieoczekiwany okres spokoju bardzo mnie ucieszył, ponieważ zdarzało się to dość rzadko.Jeśli chodzi o naukę, Sheila czyniła ogromne postępy.Jej bystry umysł wciąż domagał się czegoś nowego.Nie namawiałam jej na pracę na papierze, chociaż nie przestałam o tym myśleć.Whitney, Anton albo ja sprawdzaliśmy jej wiedzę ustnie i rozmawialiśmy z nią o tym, co robiła.Sheila uwielbiała czytać, dlatego z trudem nadąża­łam z przynoszeniem jej książek.Z drugiej strony bardzo się z tego cieszyłam, ponieważ rozwiązywanie zadań na papierze, czego nie robiła Sheila, stanowiło znaczną część zajęć dzieci.Rozwój społeczny Sheili przebiegał wolniej, ale systematycznie.Między nią i Sarah zawiązała się przyjaźń, którą cieszyły się w ty­powy dla małych dziewczynek sposób.Poleciłam też Sheili, aby pomogła Susannah Joy nauczyć się rozpoznawania kolorów.Zrobi­łam to z kilku powodów: dzięki temu zyskałam pomocnika, wypeł­niłam czas wolny Sheili, ona zaś miała coś, za co czuła się odpowie­dzialna i co pozwoliło jej zgłębić tajniki związków międzyludzkich.Zadanie to miało także wzmocnić wiarę w siebie Sheili.Była ogrom­nie zadowolona z faktu, że przynajmniej raz to ona ofiarowuje coś komuś, kto jej potrzebuje.Czasem po lekcjach pracowicie przygoto­wywała materiały i prowadziła ożywione dyskusje ze mną lub z Antonem o tym, co mogłaby zrobić z Susannah albo jak jej pomóc w nauce.Obserwując ją w takiej chwili, miałam ochotę się roze­śmiać.Zastanawiałam się, czyja wyglądam tak samo w oczach kogoś patrzącego z boku.Powstrzymywałam się jednak, widząc, z jaką powagą podchodzi do swojej pracy.Sheila w coraz mniejszym stopniu odczuwała potrzebę chodzenia za mną wszędzie.Wciąż mnie obserwowała albo siadała blisko mnie, jeśli tylko miała okazję, ale nie potrzebowała tak bardzo bezpośred­niego, fizycznego kontaktu ze mną.Czasem jednak, kiedy miała jakieś kłopoty, jeszcze zanim przyszła do szkoły albo kiedy ją upomniałam z jakiegoś powodu lub pokłóciła się z dziećmi, czułam, jak jej dłoń wsuwa się za mój pasek.Nie zniechęcałam jej, ponieważ wiedziałam, że potrzebuje potwierdzenia, że jej nie zostawię.Grani­ca między poleganiem na kimś i nadmierną zależnością była bardzo delikatna, ale zauważyłam już wcześniej, że większość moich dzieci przechodziła okres intensywnego przywiązania do mnie, który z czasem mijał.Wydawało się, że jest to naturalny etap ich rozwoju i jeśli wszystko przebiegało w porządku, po pewnym czasie dzieci czuły się na tyle bezpieczne, że nie potrzebowały tak mocnego potwierdze­nia opieki nad nimi.W tym względzie Sheila nie różniła się od nich.Incydent w klasie pani Holmes miał i swoją dobrą stronę.Wresz­cie dotarłam do ojca Sheili.Któregoś popołudnia na początku lutego oboje z Antonem pojechaliśmy do obozu emigrantów.Sheila i jej ojciec mieszkali w pokrytej papą chacie przy torach kolejowych.Jej ojciec był ogromnym mężczyzną, który miał ponad sześć stóp wzrostu.Duży brzuch wylewał się nad paskiem jego spodni, w dolnej szczęce miał tylko jeden ząb i bardzo cuchnęło mu z ust.Kiedy przybyliśmy, przywitał nas z puszką piwa w dłoni i widać było, że pił już wcześniej.Anton wepchnął się do malutkiego domku.Był tam tylko jeden pokój przedzielony zasłoną.W jednym jego końcu stała zniszczona brązowa kanapa, w drugim łóżko.Jedyne meble w całym pomiesz­czeniu, które cuchnęło moczem.Ojciec Sheili wszedł za nami do domu i dał nam znak, żebyśmy usiedli na kanapie.Sheila przycupnęła przy łóżku i patrzyła na nas przestraszonym wzrokiem.Siedziała skulona, tak jak zwykła siadać w klasie na początku roku, i nie odzywała się do nas.Zaproponowa­łam, żeby Sheila nie uczestniczyła w naszej rozmowie, ponieważ chciałam porozmawiać o rzeczach być może zbyt bolesnych dla niej.Ojciec pokręcił tylko głową i machnął ręką w kierunku córki.- Ma siedzieć w kącie.Nie można jej spuścić z oka nawet na pięć minut.Dopiero co próbowała podpalić coś tu niedaleko.Jak ją tylko wypuszczę, zaraz przyjdzie policja.- Opowiadał dalej, poda­jąc szczegóły.- Ona nie jest naprawdę moim dzieckiem - powie­dział i poczęstował Antona piwem.- To bękart tej suki, jej matki.Od razu widać, że to nie moje dziecko.Wystarczy popatrzeć, skóra i kości.Nie widziałem jeszcze dzieciaka, żeby z nim było tyle kłopotów.Słuchaliśmy z Antonem w milczeniu.Przerażał mnie fakt, że Sheila siedzi z nami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl