[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem przygotuj się; pójdziesz ze mną.Trzeba przede wszyst-kim pozyskać człowieka, w którego rękach znajduje się tajemnica urodzenia Manuela.Co siętyczy Cyrana, który sprowadził mi na kark tę śliczną awanturę, zajmiemy się nim pózniej. Dokąd idziemy? Do Domu Cyklopa.Choć była to już noc pózna, hrabia i Rinaldo, obaj zresztą dobrze uzbrojeni, dotarli bezprzeszkody do legowiska Ben Joela.Na widok Rolanda de Lembrat twarz opryszka rozpromieniła się.Po ustach jego przebiegłuśmiech wymowny. Oczekiwałem jasnego pana rzekł, nisko się kłaniając. Oczekiwałeś mnie? I z czegóż to wniosłeś, że przyjdę? Mam zwyczaj, jasny panie, na wszystko zważać, a potem wszystko rozważać odpo-wiedział z bezwstydną czelnością.Wszyscy trzej zamknęli się w komnacie Zilli i mieli długą, tajemniczą naradę.W chwili, gdy hrabia opuszczał Dom Cyklopa, słaby blask występował na niebo.Zwitało.Roland de Lembrat wydawał się bardzo zadowolonym.W otwartym oknie siedziała Zilla, chłodząc rozpalone czoło świeżym tchnieniem poranku,a uśmiech nieokreślony błądził po jej półotwartych ustach.XIIRoland nie spieszył się bynajmniej z przedstawieniem brata margrabiemu de Faventines,ale ten ostatni położył koniec jego namysłom, przybył bowiem pierwszy do pałacu przy ulicyZwiętego Pawła, aby powinszować obu braciom tak szczęśliwego zdarzenia.48Wieczorem tegoż samego dnia Roland i Ludwik udali się do margrabiego, na szczególnejego zaproszenie, i po raz pierwszy od pamiętnej sceny improwizacji Manuel znalazł się okow oko z Gilbertą. Pani! rzekł Roland de Lembrat do narzeczonej z lekkim uśmiechem, którego zdra-dziecka słodycz nie została przez nikogo zauważona oto ów śmiały poeta, którego natchnie-niem stałaś się pani dnia pewnego.Wolno mu teraz prawić pani tyle wierszy, ile mu się podo-ba.Nie jest to już człowiek obcy, jest to brat mój.i pani także dodał z naciskiem.Spojrzenia Gilberty i Manuela spotkały się i twarz panny de Faventines oblała się silnymrumieńcem, młodzieniec zaś, nadzwyczaj pomieszany, wyjąkał kilka słów bez związku.Dopełniwszy nieuniknionej formalności, Roland pozostawił brata sam na sam z narzeczo-ną i zajął miejsce obok margrabiny.Znajdował dziką rozkosz w igraniu z ogniem, w pozo-stawieniu pozornej swobody miłosnym zabiegom Manuela.Możliwe następstwa tego zbliżenia mało go obchodziły.Alboż nie miał poczucia swejwielkiej siły? Alboż nie wiedział, że gdy zechce, jedno słowo jego wystarczy do rzuceniabrata w ściek, z którego wyciągnął go Cyrano?Ochłonąwszy nieco, Manuel usiadł odważnie obok Gilberty i postanowił nie tracić ani mi-nuty, aby wydobyć się z położenia, którego delikatność umiał ocenić właściwie jedynie Ber-gerac.Wiemy już, że był to charakter łatwo zapalny i skłonny do wybuchów; osobliwa mieszani-na odwagi i obawy; umysł niedostatecznie jeszcze zrównoważony i może niezupełnie dora-stający zadania, które los przed nim postawił.Gdy Manuel odnalazł brata, przyrzekł mu posłuszeństwo, przyjazń i szacunek, a oto naglewidzimy go zapominającego najzupełniej, pod wpływem miłości, o wszystkich przyrzecze-niach.Osądził, że dość czyni, zrzekając się majątkowych korzyści, jakie mu zapewniało urodze-nie, i że za tę cenę wolno mu już słuchać głosu serca.Był bardzo młody, nie znał się na ustępstwach i ugodach praktykowanych w świecie;przede wszystkim zaś, był po uszy zakochany.Któż mógłby się dziwić, że miłość opanowała młodzieńca niepodzielnie? Któż zwłaszczamógłby go za to potępiać? Pani rzekł do Gilberty nadzwyczajne zdarzenie, które w życiu mym zaszło, jakkol-wiek wstrząsnęło całą moją istotę, nie pozwoliło mi jednak zapomnieć o przeszłości.W prze-szłości tej znajduje się fakt, który zmusza mnie prosić panią o przebaczenie.Panna spodziewała się tych słów; prawie czekała na nie.Jednak gdy nadeszły, wysłuchałaich z drżeniem, prawie z trwogą.W tejże chwili uświadomiła sobie wszakże, że ma przed sobą już nie biednego, ulicznegośpiewaka, lecz szlachcica, brata człowieka, który ma zostać jej mężem, i że, tak czy owak, niezdoła uniknąć tego niebezpiecznego starcia; przybrała więc minę poważną, prawie lodowatą izwróciła na Manuela zimne pytające spojrzenie. Tak jest podjął młodzieniec muszę prosić panią o przebaczenie.Gdym nie był ni-czym, śmiałość moja, choć w istocie nadzwyczajna, nie mogła pani dotknąć ani nawet byćprzez panią zauważona; dziś.Zaciął się.Gilberta powtórzyła: Dziś? Dziś kończył czuję, że szlachcic winien wytłumaczyć się z zuchwalstwa, którego do-puścił się względem pani włóczęga. Panie! odpowiedziała spuszczając oczy Gilberta zrywając całkowicie z przeszłością,powinieneś pan zapomnieć o wszystkim, co ma z nią łączność.49 Zapomnieć! powtórzył młodzieniec. %7łądasz pani ode mnie jedynej rzeczy, którejprzyrzec ci nie mogę.Każ mi pani upokorzyć się i uniżyć przed sobą, przypomnij, żem ciwinien głęboki szacunek, ale nie żądaj ode mnie ofiary z mych wspomnień.Gilberta nic nie odrzekła. Pozwól pani podjął Manuel, podniecając się dzwiękiem słów własnych, a bardziejjeszcze olśniewającą pięknością Gilberty pozwól, abym się wyspowiadał przed tobą.Gdypoznasz pani moje całe życie, zdobędziesz się może na słówko choćby wyrozumiałości lubwspółczucia.Jął mówić, ośmielony jej milczeniem; jął mówić o wszystkim, co wycierpiał, o wszystkim,na co się odważył.Opowiedział, jak nocami przemykał się w cieniu murów pałacowych; wy-jaśnił tajemnicę bukietów, które każdego poranku rozkwitały na oknie Gilberty; wyspowiadałsię ze wszystkich marzeń, ze wszystkich próżnych zamysłów, ze wszystkich szaleństw poety izakochanego.Gdy Gilberta słuchała tej spowiedzi, tajało jej w piersiach serce i zatrzymywał się oddech.Zapomniała o ojcu, zapomniała o Rolandzie, zapomniała o świecie całym.Wyrwało ich z tego odurzenia, zarazem bolesnego i rozkosznego, spojrzenie Rolanda.Hrabia od kilku chwil stał przed nimi, obrzucając oboje wzrokiem ognistym.Manuel opuścił salon margrabiego na pół przytomny i nic nie było w stanie otrzezwić go ztego półsnu, w jaki wprawiła go rozmowa z ukochaną.Następnych dni wicehrabia Ludwik de Lembrat powracał nieustannie do pałacu Faventi-nes.Reszta łatwa do odgadnięcia: Manuel i Gilberta wzajem się pokochali.Wyznanie miłosnewybiegło z ich ust prawie mimowolnie; przyszłość ukazywała im się teraz pełna trwogi igrózb
[ Pobierz całość w formacie PDF ]