[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ostrzegam cię - powiedział - że gdybyś chciała dzielić ze mną to wszystko, byłby to straszny ciężar.- Ale czy ulżyłoby to tobie.Panie?- Nie ulżyłoby, ale łatwiej byłoby mi to zaakceptować.- Zatem chcę z tobą to dzielić.Powiedz mi, Panie.- Jeszcze nie teraz, Hwi.Musisz być jeszcze cierpliwa.Przełknęła rozczarowanie, wzdychając ciężko.- To tylko dlatego, że mój Duncan Idaho staje się niecierpliwy - powiedział Leto.- Muszę się nim zająć.Obejrzała się za siebie, ale mała sala nadal była pusta.- Chcesz, żebym cię teraz zostawiła?- Chciałbym, żebyś mnie nigdy nie opuszczała.Wpatrzyła się w niego, zdziwiona żarliwością, z jaką Leto wypo­wiedział swoją deklarację.Dostrzegła wyraz żalu i bezsilności, malu­jący się na jego twarzy.- Panie, dlaczego właśnie mnie mówisz o swych tajemnicach?- Bo chciałbym prosić cię, żebyś została oblubienicą Boga.Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.- Nie odpowiadaj - rzekł.Ledwie poruszając głową, przesunęła spojrzeniem po pogrążonym w cieniu całym jego ciele.- Nie próbuj odnaleźć tych części mego ciała, które już nie istnieją - powiedział.- Niektóre formy fizycznej intymności nie są już dla mnie możliwe.Wróciła spojrzeniem do jego okapturzonej twarzy, zauważając ró­żową skórę policzków, normalne, ludzkie rysy.- Jeżeli chciałabyś mieć dzieci - rzekł - prosiłbym jedynie, byś pozwoliła mi wybrać ojca.Ale jeszcze cię o nic nie prosiłem.- Panie, nie wiem, co.- Jej głos był bardzo cichy.- Wkrótce powrócę do Twierdzy - powiedział.- Przyjdziesz tam do mnie i porozmawiamy.Powiem ci wtedy o tym, czemu zapobie­gam.- Jestem przerażona, Panie.Bardziej przerażona niż kiedykolwiek wyobrażałam sobie, że mogę być.- Nie bój się mnie.Nie mogę być inny, tylko łagodny wobec mojej łagodnej Hwi.Co do innych niebezpieczeństw, Mówiące-do-Ryb osłonią cię własnymi ciałami.Nie dopuszczę do tego, by spotkała cię krzywda.Hwi podniosła się, cała drżąca.Leto widział, jak głęboko poruszy­ły ją jego słowa i jaki sprawiły ból.Oczy Hwi błyszczały od łez.Za­cisnęła silnie dłonie, by powstrzymać ich drżenie.Wiedział, że z własnej woli przybędzie do niego do Twierdzy.Bez względu na to, o co by poprosił, jej odpowiedź będzie odpowiedzią Mówiących-do-Ryb:Tak, Panie.Leto uświadomił sobie w tej chwili, że gdyby tylko mogła zamie­nić się z nim miejscem, przejąć jego brzemię, poświęciłaby się.Fakt, że nie może tego zrobić, powiększa jej ból.Była intelektem opartym o głęboką wrażliwość, bez śladu hedonistycznej słabości Malky'ego.Była przerażająca w swej doskonałości.Wszystko w niej utwierdzało go w przekonaniu, że jest dokładnie tego rodzaju kobietą, której - gdyby dorósł normalnie do wieku męskiego - pragnąłby (Nie! Po­żądałby!) jako swojej towarzyszki.A Ixianie o tym wiedzieli.- Zostaw mnie teraz - wyszeptał.Jestem dla mojego ludu zarówno ojcem, jak i matką.Poznałem ekstazę narodzin i ekstazę śmierci i znam wzo­ry, których musicie się nauczyć.Czyż nie błąkałem się - z trucizną drążącą mój organizm - przez wszechświat pełen kształtów? Tak! Widziałem wasze sylwetki w świetle.Ten wszechświat, o którym mówicie, ze widzicie go i czujecie, ten wszechświat jest moim snem.Moje siły skupiają się na nim i oto jestem w każdym z królestw i jestem każdym z nich.Tak oto narodziliście się."Wykradzione dzienniki"- Mówiące-do-Ryb powiedziały mi, że udałeś się do Twierdzy na­tychmiast po rytuale Siajnoku - rzekł Leto.Popatrzył oskarżycielsko na Idaho, stojącego blisko miejsca, w którym zaledwie godzinę wcześniej siedziała Hwi.Tak niewielki odstęp czasu - a mimo to Leto odczuwał pustkę stuleci.- Potrzebowałem czasu, żeby pomyśleć - odparł Idaho.Skierował wzrok na pogrążone w cieniu zagłębienie, gdzie spoczywał Wóz Leto.- I porozmawiać z Sioną?- Tak.- Idaho spojrzał prosto w twarz Leto.- Ale pytałeś o Monea - rzekł Leto.- Czy one donoszą o każdym moim ruchu? - zapytał z naciskiem Idaho.- Nie o każdym.- Czasami ludzie potrzebują samotności.- Oczywiście, ale nie wiń Mówiących-do-Ryb, że się o ciebie tro­szczą.- Siona mówi, że ma zostać poddana jakiejś próbie!- To dlatego pytałeś o Monea?- Co to za próba?- Moneo wie.Przypuszczam, że to dlatego chciałeś się z nim wi­dzieć.- Ty nic nie przypuszczasz.Ty wiesz.- Siajnok bardzo cię zdenerwował, Duncanie.Przepraszam.- Masz w ogóle pojęcie, jak to jest być mną.tutaj?- Los gholi nie jest lekki - powiedział Leto.- Niektórym jest cię­żej żyć niż innym.- Nie potrzebuję żadnej filozofii dla szczeniaków!- Czego chcesz, Duncanie?- Chcę wiedzieć kilka rzeczy.- Takich jak?- Nie rozumiem żadnej z osób, które są dookoła ciebie.Nie zdradzając żadnego zaskoczenia, Moneo mówi mi, że Siona uczestni­czy w buncie przeciw tobie.Jego własna córka!- W swoim czasie Moneo również był buntownikiem.- Wiesz, co mam na myśli.Jego też poddałeś próbie?- Tak.- Ze mną również to uczynisz?- Właśnie to robię.Idaho popatrzył na niego i rzekł:- Nie pojmuję twoich rządów, twojego Imperium, niczego.Im więcej się dowiaduję, tym bardziej uświadamiam sobie, że nie wiem, co się tutaj dzieje.- Jakie to szczęście, że odkryłeś drogę do mądrości - powiedział Leto.- Co? - Rozniecony gniew Idaho sprawił, że zabrzmiało to jak okrzyk wojenny, wypełniający małą salę pogłosem.Leto uśmiechnął się.- Duncanie, czyż ci nie powiedziałem, że kiedy myślisz, że coś wiesz, to jest to najdoskonalsza obrona przeciw dowiedzeniu się tego?- Więc powiedz mi, co się tu dzieje.- Mój przyjaciel Duncan Idaho nabiera nowego zwyczaju.Uczy się spoglądać poza to, co wydaje mu się, że wie.- Dobrze, dobrze.- Idaho powoli kiwał głową w rytm słów.- Za­tem, co stało za udzielonym mi pozwoleniem wzięcia udziału w tym całym Siajnoku?- Chęć przywiązania Mówiących-do-Ryb do ich Dowódcy Stra­ży.- A ja muszę je hamować! Eskorta, która zabrała mnie do Twier­dzy, chciała koniecznie zatrzymać mnie na orgię.A te, które wzięły mnie tu z powrotem, kiedy ty.- Wiedzą, jaką przyjemnością jest dla mnie widok dzieci Duncana Idaho.- Do diabła z tobą! Nie jestem twoim ogierem!- Nie ma potrzeby, byś krzyczał, Duncanie.Idaho kilkakrotnie wciągnął głęboko powietrze i po chwili powie­dział:- Kiedy mówię im "nie", najpierw zachowują się tak, jakbym je skrzywdził, a później traktują mnie jak jakiegoś przeklętego.- po­trząsnął głową -.przeklętego świętego lub coś w tym rodzaju.- Czy nie są ci posłuszne?- Niczego nie kwestionują.dopóki to nie jest sprzeczne z twoimi rozkazami.Nie chciałem tu wracać.- A mimo to sprowadziły cię.- Wiesz aż za dobrze, że nie sprzeciwiłyby się tobie.- Cieszę się, że tu jesteś, Duncanie.- Och, widzę to!- Mówiące-do-Ryb wiedzą, jak bardzo jesteś wyjątkowy, jak cię lubię, jak wiele ci jestem winien.Jeżeli chodzi o ciebie i mnie, to ni­gdy nie pojawia się kwestia posłuszeństwa czy nieposłuszeństwa.- Więc czego?- Lojalności.Leto zamyślił się.- Czułeś siłę Siajnoku?- Oddawanie czci bożkom.- Zatem dlaczego cię to zaniepokoiło?- Twoje Mówiące-do-Ryb to nie armia, to siła policyjna.- Na moje imię, zapewniam cię, że tak nie jest.Policje są w spo­sób nieunikniony skorumpowane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl