[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówią, że zrobił się teraz milczący i że unika kobiet.Usunięcie Stiopy z Varietes nie sprawiło Rimskiemu takiej satysfakcji, jaka mu się marzyła od paru lat.Po wyjściu z kliniki, po powrocie z Kisłowodska staruszek dyrektor finansowy z trzęsącą się głową złożył podanie o zwolnienie go z pracy z Varietes.Ciekawe, że podanie przywiozła do Varietes żona Rimskiego.On sam nie znalazł w sobie dość siły, by choćby za dnia odwiedzić ów dom, w którym widział zalaną księżycową poświatą popękaną szybę w oknie i długą, sięgającą ku dolnej zasuwce rękę.Zwolniwszy się z Varietes dyrektor finansowy objął posadę w teatrze lalek ma Zamoskworieczu.W teatrze tym już nie musiał wykłócać się o akustykę z wielce szanownym Arkadiuszem Siemplejarowem.Arkadiusz Apołłonowicz został bowiem momentalnie przeniesiony do Briańska na stanowisko kierownika punktu skupu runa leśnego.Mieszkańcy Moskwy jedzą teraz solone rydzyki i marynowane prawdziwki, nie mogą się ich nachwalić i są rozentuzjazmowani tym, że Arkadiusz Apołłonowicz zmienił posadę.Teraz można już powiedzieć, że nie radził on sobie z akustyką i choć wiele robił, by ją udoskonalić, nie poprawiła się ani na jotę.Alojzy Mogarycz działa do dziś na stanowisku, którego zrzekł się Rimski, to znaczy na etacie dyrektora finansowego Varietes.W dobę mniej więcej po wizycie u Wolanda, oprzytomniawszy w pociągu gdzieś pod Wiatką, Alojzy stwierdził, że wyjeżdżając w zaćmieniu umysłu z Moskwy zapomniał włożyć spodnie, ale za to – nie wiadomo dlaczego – ukradł zupełnie mu niepotrzebną księgę meldunkową przedsiębiorcy budowlanego.Za olbrzymie pieniądze Alojzy nabył od konduktora stare, zaplamione portki i z Wiatki zawrócił do Moskwy.Ale już, niestety, nie zastał domku przedsiębiorcy.Płomień strawił doszczętnie i domek, i stare rupiecie.Alojzy był jednak człowiekiem niezmiernie przedsiębiorczym.W dwa tygodnie później mieszkał już w pięknym pokoju w zaułku Briusowa, a po kilku miesiącach zasiadał już w gabinecie Rimskiego.I tak jak przedtem Rimski cierpiał przez Stiopę, tak teraz Warionucha cierpi przez Alojzego.Iwan Sawieliewicz marzy tylko o jednym – o tym, żeby tego Alojzego zabrano z Varietes dokądkolwiek, byle jak najdalej, ponieważ – jak Warionucha czasem mówi o tym szeptem w zaufanym towarzystwie – “takiego ścierwa jak ten Alojzy nie spotkał chyba jeszcze nigdy w życiu i że, zobaczycie, wszystkiego się po tym Alojzym można spodziewać”.Być może zresztą, że administrator nie jest bezstronny.Nigdy nie zauważono, żeby Alojzy robił coś złego, nie zauważono zresztą, żeby w ogóle robił cokolwiek, jeśli, oczywiście, nie liczyć zaangażowania na miejsce bufetowego Sokowa kogoś innego.Andrzej Fokicz zmarł na raka wątroby w klinice Pierwszego Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego w dziesięć miesięcy po pobycie Wolanda w Moskwie.Tak więc minęło lat kilka i wydarzenia zgodnie z prawdą opisane w tej książce zblakły, zatarły się w pamięci.Ale nie wszyscy o nich zapomnieli, nie wszyscy.Co roku na wiosnę, skoro się tylko zacznie świąteczna pełnia księżyca, pod lipami na Patriarszych Prudach zjawia się przed wieczorem człowiek może trzydziestoletni, może nieco po trzydziestce.Rudawy, zielonooki, skromnie ubrany.Jest to pracownik Instytutu Historii i Filozofii, profesor Iwan Nikołajewicz Ponyriow.Przyszedłszy pod lipy zasiada zawsze na tej samej ławeczce, na której siedział owego wieczora, kiedy to dawno już przez wszystkich zapomniany Berlioz po raz ostatni w swym życiu ujrzał rozpryskujący się na kawałki księżyc.Teraz księżyc nie uszkodzony, o zmierzchu biały, później złoty, płynie nad byłym poetą Iwanem Bezdomnym, a jednocześnie tkwi bez ruchu na wysokościach, a na powierzchni księżyca siedzi ni to koń, ni to smok.Profesor Ponyriow wie o wszystkim, wszystko wie, wszystko rozumie.Wie, że za młodu padł ofiarą zbrodniczych hipnotyzerów, że potem leczył się i wyleczył.Ale wie również, że z pewnymi sprawami nie może sobie poradzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]