[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak przezostatnie lata pokonałem te uczucia.Wstąpiłem do zakonu,ponieważ sądziłem, że boska chwała zdoła uczynić więcej, niżkiedykolwiek zdziałał mój ojciec przy użyciu broni.Nieproszę Boga o pokaranie tych, którzy są przeciwko mnie, leczo to, by ich oświecił i ukazał im prawdę. - A ja będę się modlił za ich zgubę.Marquez uśmiechnąłsię krzywo.- Tego właśnie po panu oczekiwałem, panie Chance.- Wjego słowach kryło się uznanie.Zaskrzypiały żelazne drzwi w końcu korytarza i zwalistystrażnik człapiąc podszedł do ich celi.- Chance - krzyknął, otwierając kratę.Mack zerwał się na równe nogi, niemal zapominając obólu i sińcach.- Czyżby ktoś wpłacił za mnie kaucję? Prawdopodobnieuczynił to Examiner".Ich policyjny reporter bez przerwysprawdza listy nowo przybyłych do aresztu.- Jasne, jasne.Wszystko już przygotowane - powiedziałstrażnik.- Dobra wiadomość - stwierdził Marquez.Gdy wyszli z celi, strażnik uderzył Macka pałką w plecy ztaką siłą, że runął on na kratę zamykającą celę naprzeciwko.Kiedy się odwrócił, z jego nosa spływała krew.Strażnikuśmiechnął się kołysząc trzymaną w dłoni pałką.- Kaucja za ciebie? Nie tak prędko.Jeden z detektywówchce zamienić z tobą dwa słowa.Lon Coglan - Stary SrebrnyZąb.Najlepszy specjalista od prowadzenia śledztwa.Czekacię miła zabawa.Detektyw Lon Coglan ubrany był w pasiasty garnitur.Wkieszonce marynarki miał srebrny zegarek - w identycznymkolorze co jego włosy i ząb.Wszystkie przednie zęby jegogórnej szczęki były wystające, ale ten srebrny najbardziejrzucał się w oczy.Nadawało to całej twarzy ostry, szczurzywyraz.Lata popijania taniej whisky odcisnęły się wyraznie najego czerwonym, przypominającym ogórek nosie.Był o półgłowy niższy od Macka, którego posadził naprzeciwko siebie,pod migotliwą gazową lampą, przykręconą tak, aby dawałajak najmniej światła.Pokój śmierdział wilgocią.Kawałki odpadłego od sufitugipsu leżały na podłodze, mieszając się ze szczurzymibobkami.Przy drzwiach stał z założonymi rękoma jeszczejeden detektyw.Mówiąc, Coglan bez przerwy chodził dookołakrzesła Macka.- Ktoś ze szmatławca Hearsta zwiedział się już, że tujesteś, tak więc wkrótce pozwolimy ci wyjść.Pan Huntingtonnie wnosi oskarżenia.Mack nie mógł wprost uwierzyć w tak dobrą wiadomość.Srebrny ząb Caglana połyskiwał, odbijając światło gazowejlampy.- Rozmawiałem z oficerem, który aresztował cię w Palace Hotel".Podobno oskarżyłeś pana Huntingtona o to, żezatopił twoją łódz i zabił wspólnika - detektyw z uśmiechempochylił się ku Mackowi.- Naprawdę uczyniłeś to, chłopcze?- To pan już wie.Coglan uderzył go.Cios, nieoczekiwany i silny, trafił poniżej splotusłonecznego.Mack szarpnął się do tyłu, krztusząc sięwymiocinami.Nie spadł z krzesła jedynie dlatego, że Coglanprzywiązał mu z tyłu ręce do oparcia.- Owszem, wiem i wprawia mnie to we wściekłość,ponieważ pan Collis Huntington jest uczciwym patriotą iszanującym prawo dżentelmenem.To moja osobista opinia,ale chcę, byś ją znał, pomimo że pan Huntington wcale nieprosił, bym cię o niej informował.Ponieważ jednak to właśnieja jestem detektywem, którego przydzielono do tej sprawy,mam podstawy przypuszczać, że zechcesz zapoznać się zmoimi sądami, co?Mack zamrugał oczyma, starając się złapać oddech.- Sądzę, że tak.Coglan znowu go uderzył.- Głośniej, chłopcze.Nic nie słyszę. - Powiedziałem - strużka czerwonej śliny spłynęła popoliczku Macka - że wysłucham pana.- Tak już o wiele lepiej.Mack dusił się, jakby związano go grubym drutem.Detektyw na nowo podjął spacer dookoła krzesła.- Jesteś w tym mieście nikim, Chance.I jesteś takżestrasznym dupkiem, jeśli sądziłeś, że możesz bezkarnieobrzucać błotem SP.Dwaj moi kuzyni pracują dla kolei.Toprzyzwoici ludzie, chrześcijanie z dużymi rodzinami.Powiadam ci, że gdyby usłyszeli twoje oskarżenia podadresem pana Huntingtona, rozszarpaliby cię na strzępy.Budując kolej pan Huntington i jego wspólnicy zjednoczylidla nas ten wielki kraj.Kolej zrobiła dla tutejszychbiznesmenów i farmerów, a także dla całej Kalifornii, więcejniż ty czy twoje skośnookie, złodziejskie szczuryzrobilibyście, gdybyście nawet żyli sto lat.- Coglan umilkłna chwilę.- I jeszcze jedno.Strażnik powiedział Jackie'emu -Coglan wskazał drugiego detektywa - że szeptałeś o czymś ztym komunistycznym księdzem.Czy to prawda?- Znam go.Czyżby było to niezgodne z prawem?Detektyw uderzył go po raz kolejny, przewracając wraz zkrzesłem.Mack zagryzł wargi, żeby nie krzyknąć.- Nie pyskuj mi, chłopcze.To nie ty jesteś tutaj odzadawania pytań.Mack krwawił.Coglan zachichotał.Lubiłtakie sytuacje.- Skoro znasz Marqueza, dużo to o tobie mówi.Niechcemy takich jak ty w naszym mieście.Jestem tutaj po to, bycię co do tego całkowicie upewnić.Pozorna łagodność tych słów sprawiła, że Mack ścierpłcały.- Chcę przekonać cię, że nie będziemy tolerować turadykałów, próbujących obalić panujący porządek orazposuwających się do grózb i obelg wobec naszych najbardziejszanowanych obywateli.Wytłumaczę ci to w taki sposób, byśnigdy nie zapomniał tej lekcji.Wyciągnął przed siebie prawą rękę, na której lśnił wielkisygnet z oszlifowanym diamentem.- Podaj mi kastet, Jackie - rozkazał.Wsunął na palce pierścienie z żółtego metalu.- To będzie króciutki wykład, Chance.Uważam, że jesteśdostatecznie bystry, by od razu pojąć, o co nam chodzi.Potempozwolimy ci stąd wyjść.Będziesz miał dwadzieścia czterygodziny na opuszczenie San Francisco.Pan Fairbanksprzekonał pana Huntingtona, aby odstąpił od oskarżenia.Dzięki temu unikniemy niepotrzebnego niepokojenia opiniipublicznej i oszczerczych artykułów prasowych.W zamian zato zapewniliśmy naszych szacownych obywateli, że się ciebiepozbędziemy.Lewą ręką chwycił Macka za włosy i odchylił mu głowędo tyłu.Mack zagryzł wargi i mocno zacisnął powieki.Bólzdawał się przenikać całe jego ciało.- Jeśli jakikolwiek policjant znajdzie cię jeszcze w tymmieście jutro po północy, wrócisz do tego pokoju z następnąwizytą.Pózniej będziesz już gotów wynieść się dokądkolwiek.- Ty pieprzona małpo - wysyczał Mack.- Jeślikiedykolwiek spotkamy się sam na sam w uczciwej walce,zabiję cię.Zanim Coglan ochłonął ze zdumienia, twarz Macka znowubyła spokojna i pozbawiona wyrazu.- To było niegrzeczne, chłopcze.Ordynarne i niegrzeczne.Trzeba będzie nieco przedłużyć naszą lekcję - powiedziałdetektyw i uderzył go z całej siły.Na kastecie zalśniła krew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]