[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem Panną, moi drodzy.Bardzo odpowiednie, prawda?Julius powiedział:- Są tu w okolicy ze dwa porządne miejsca, gdzie można dojechać samochodem.Służę panu nazwami.Zrobił to, a Dalgliesh skrzętnie zapisał je z tyłu w swoim kalendarzyku.Lecz gdy wracał do Chaty Nadziei, jego umysł odnotowywał już ważniejsze informacje.Zatem Maggie umawiała się z Bobem Loderem na obiady; uczynny Loder, równie chętnie zmieni testament ojca Baddeleya.albo mu to wyperswaduje?.lub pomoże Millicent wyłudzić od brata połowę kapitału ze sprzedaży Folwarku Toynton.Lecz ta mała wyprawa na pewno była pomysłem Holroyda.Czy on i Loder uknuli wszystko wspólnie? Maggie powiedziała im o randce z Loderem, nie kryjąc złośliwej satysfakcji.Jeśli mąż zaniedbał ją w dniu urodzin, miała pocieszyciela.Ale co z Loderem? Czy jego zainteresowanie sprowadzało się tylko do chęci skorzystania z usług rozczarowanej kobiety, czy może miał bardziej zbrodniczy motyw, by orientować się na bieżąco w wydarzeniach w Folwarku Toynton? A rozdarta zapałka? Dalgliesh jeszcze nie przyłożył jej do książeczki, która leżała przy łóżku ojca Baddeleya, lecz był przekonany, że będzie w którymś miejscu idealnie pasować.Nie mógł już dłużej wypytywać Maggie bez wzbudzania podejrzeń, lecz nie musiał tego robić.Nie mogła dać ojcu Haddeleyowi książeczki zapałek przed popołudniem jedenastego września, na dzień przed śmiercią Holroyda.Po południu natomiast, jedenastego, ojciec Baddeley odwiedził prawnika.Nie mógł zatem otrzymać zapałek wcześniej niż wieczorem tego samego dnia, a to znaczyło, że musiał być w Czarnej Wieży albo następnego ranka, albo po południu.Przydałoby się przy okazji zamienić słówko z panną Willison i zapytać, czy ojciec Baddeley był w środę rano w Folwarku.Zgodnie z wpisami w jego dzienniku chodził tam niezmiennie każdego poranka.To z kolei oznaczało, że najprawdopodobniej był w Czarnej Wieży po południu dwunastego i zapewne siedział przy wschodnim oknie.Te ślady na włóknach maty wyglądały na zupełnie świeże.Jednak nawet z tego okna nie mógł zobaczyć, jak fotel Holroyda spada ze skały; nie mógł dojrzeć odległych postaci Holroyda i Lernera, podchodzących głęboko osadzoną ścieżką do łaty zielonej darni.A nawet gdyby był w stanie cokolwiek zobaczyć, jaką wartość miałoby zeznanie samotnego staruszka, który sobie czytał i prawdopodobnie drzemał w popołudniowym słońcu? Szukanie tutaj motywu morderstwa nie miało zapewne wielkiego sensu.Załóżmy jednak, że ojciec Baddeley wiedział ponad wszelką wątpliwość, że ani nie czytał, ani nie drzemał? Wówczas nie byłaby to kwestia tego, co zobaczył, ale tego, czego nie zauważył, chociaż widocznie powinien.6BEZKRWAWE MORDERSTWOINastępnego popołudnia, w ostatnim dniu swego życia.Grace Willison siedziała na dziedzińcu w popołudniowym słońcu.Promienie ogrzewały jej twarz, lecz teraz muskały wysuszoną skórę jakby łagodniejszym, pożegnalnym ciepłem.Od czasu do czasu chmura przesłaniała oblicze słońca i Grace drżała z zimna, w tych pierwszych zwiastunach nadchodzącej zimy.Powietrze pachniało ostrzej, popołudniami ściemniało się coraz szybciej.Już kończyły się na tyle ciepłe dni, że można było siedzieć na dworze.Nawet dzisiaj Grace była jedyną pacjentką na dziedzińcu i cieszyła się, że jej kolana przykrywa ciepły pled.Rozmyślała o komendancie Dalglieshu.Szkoda, że nie przychodził częściej do Folwarku Toynton.Wciąż przebywał w Chacie Nadziei.Wczoraj pomógł Juliusowi uratować Wilfreda z pożaru w Czarnej Wieży.Wilfred, jak można się było tego spodziewać, zbagatelizował całe zajście.Był to tylko niewielki ogień, spowodowany jego nieostrożnością; właściwie nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo.lecz, tak czy inaczej, pomyślała, dobrze, że komendant był pod ręką i pomógł.Zastanawiała się, czy policjant wyjedzie z Toynton bez słowa pożegnania? Miała nadzieję, że nie.Bardzo go polubiła, pomimo krótkiego okresu znajomości.Jak byłoby milo, gdyby mógł z nią tu teraz siedzieć i rozmawiać o ojcu Baddeleyu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]