[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ja nie chciałam, żeby ciotka Elaine kręciła się przy mnie, inajwyrazniej powiedziałam to Abalyn, która zadzwoniła do ciotki, ale przekonała ją, by nieprzyjeżdżała do mnie, zmusiła ją, by się zgodziła, że tego nie zrobi, dopóki Abalyn będzie jąinformować.W klinice powiedzieli, że jeśli ktoś ze mną zostanie i jeśli nie wygląda na to, że mogęzagrozić sama sobie, wezwanie karetki nie będzie konieczne (znowu, znowu).Zadzwoniła doktorOgilvy.Powiedziałam coś do niej, ale za skarby świata nie umiem powtórzyć, co.Abalyn zgodziłasię ze mną zostać, doktor Ogilvy poleciła jej odczekać dwadzieścia cztery godziny, a potem znówwprowadzić moje stałe leki.Poprosiła też Abalyn, by spróbowała ustalić, od jak dawna ich niebiorę.Ja sama albo nie mogłam sobie przypomnieć, albo też po prostu nie chciałam nikomupowiedzieć (znów ogarnęła mnie paranoja i nie życzyłam sobie, by Abalyn bądz ktokolwiek innysię do mnie zbliżał).Najlepsze, co zdołała osiągnąć, to znalezć moje pudełko na pigułki, któremieści tygodniowy zapas leków, od niedzieli do soboty, zamkniętych w ich własnych, dysktetnych,plastikowych przegródkach -N, Pn, W, Z, C, Pt, S.W pudełku było sześć porcji leków, coświadczyło jedynie o tym, że minęło co najmniej sześć dni.Wiedziała, że mogło być ich znaczniewięcej.Abalyn zadzwoniła do Margot, nowej dziewczyny, i okropnie się pokłóciły.Margotoznajmiła, że nic z tego - czyli mnie - nie jest jej sprawą i że nią manipuluję.Kłóciły się jeszczetrochę, w końcu Abalyn kazała jej się pierdolić i nie są już razem.A zatem przeraziłam Abalynniemal na śmierć, przywaliłam jej w oko i przeze mnie straciła dziewczynę.Dobra robota, Imp.Prawdziwy z ciebie skarb.Mieszka tutaj, bo nie miała dokąd pójść, i tyle przynajmniej mogłam zaproponować po tym,co dla mnie zrobiła i ile ją to kosztowało.Tylko u mnie mieszka, nie jest ze mną.Widzę, jak jejciężko.Staramy się nie wchodzić sobie w drogę.Zdarza się, że bardzo nam na kimś zależy, ale niejesteśmy w stanie z nim żyć.Patrzę na Abalyn i widzę, jakie to prawdziwe: przed załamaniempewnie nie rozumiałabym aż tak dobrze.Zażartowałam nawet, że jest moim rycerzem w lśniącejzbroi, ale żart nie był zabawny i żadna z nas się nie zaśmiała.Odkąd Abalyn znalazła mnie skuloną w kącie sypialni, rzadko się śmiejemy.Mieszkam wdomu, w którym ludzie nad nami się śmieją, ludzie pod nami także.Słyszę ich przez podłogi -śmiech z góry, śmiech z dołu.Parę dni po tym, jak Abalyn mnie znalazła, jadłyśmy płatki Trix i oglądałyśmy kreskówki,zupełnie jak za dawnych czasów.Tyle że Ren i Stimpy i Bobry w akcji nie były już taknieodparcie śmieszne jak dawniej, a płatki smakowały niczym małe papierowe kulki o smakuowocowym.W połowie kreskówki powiedziałam, że nie chcę więcej oglądać, toteż Abalyn sięgnęłapo pilota i ekran jej telewizora poczerniał (oczywiście musiała przywiezć z powrotem swojerzeczy).Na wszystko się zgadza, co pomaga, ale też sprawia, że wstydzę się jeszcze bardziej.Siedziałyśmy tak przez kilka minut w milczeniu, skubiąc suche płatki, a gwat ulicy wydawał sięgłośniejszy niż zwykle.Meksykańscy chłopcy, przejeżdżające samochody, jesienne ptaki.Abalynprzemówiła pierwsza i ulżyło mi, bo przegnała tę nie do końca ciszę wiszącą między nami.Nadaltwierdzę, że mi ulżyło, mimo tego, co powiedziałyśmy sobie natychmiast potem.- Przeczytałam to - oznajmiła, a ja skinęłam głową.Wcześniej dałam Abalyn kartki, którezapisałam podczas ataku obłędu, i poprosiłam, by je przeczytała.Nie chciała, ale wyjaśniłam, że toważne.- Dziękuję - powiedziałam.- Czy to pomogło? - spytała, a ja wzruszyłam ramionami.- Pewnie jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, ale nie wydaje mi się.Myślę, że to jakiśpoczątek i od czegoś musiałam zacząć, ale nadal się boję.- O mało nie powiedziałam czegoś, comogłoby paść z ust doktor Ogilvy, na przykład nadal w wysokim stopniu nie pozbyłam siędysonansu poznawczego , lecz na szczęście uświadomiłam sobie, że to nie najlepszy pomysł, izamiast tego powiedziałam to co wyżej.- Ale to już początek - mruknęła i zauważyłam, że wybiera ze swej miski wszystkiecytrynowożółte płatki i układa je w rządku na podłodze przed sobą.Skojarzyło mi się to z czymś,co sama mogłabym zrobić.- Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że nic z tego by się nie wydarzyło,gdybym tylko tamtego dnia zachowała się z nieco większym taktem.- Nie musisz chodzić koło mnie na paluszkach - oświadczyłam.Kiedyś już jej to mówiłam.-Nie oczekuję, że będziesz się ze mną cackała.- Mimo wszystko.- Abalyn, nawet nie wiedziałaś, że mam w głowie te dwie wersje Evy.W żaden sposób niemogłaś o tym wiedzieć, nie, jeśli tylko jedna wydarzyła się naprawdę.Wydłubała z miski kolejny żółty płatek i dołożyła do pozostałych.- Teraz w to wierzysz?Chciała, żebym powiedziała tak.Ale była dla mnie zbyt dobra i zasługiwała na coś więcejniż kłamstwo, zatem odparłam:- Nie, ale pracuję nad tym.Za kilka dni spotkam się z doktor Ogilvy.I pracuję nad tym.Teraz wiem, że coś jest nie tak, i to już niezle.Wiem, że coś w mojej głowie ułożyło się nie tak jaktrzeba.- Odważna z ciebie laska, Imp.Przysięgam, ja nie mogłabym żyć z ta kim syfem.Jesteśsilniejsza ode mnie.- Nie, nie jestem.Po prostu do tego przywykłam.Nigdy w życiu nie byłam inna.Naprawdę.Poza tym przeszłaś co najmniej tyle samo co ja.Nie umiem sobie wyobrazić odwagi niezbędnej dotego, co zrobiłaś.-Mówiłam o coming oucie i operacji korekcyjnej, ale wiedziała o tym i niemusiałam doprecyzowywać.- Ludzie robią to co konieczne.To wszystko.- Posłuchaj nas tylko - rzekła i o mało się nie uśmiechnęła, o mało nie zaśmiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]