[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porządek utrzymywali liktorzy i inna służba miejska, czuwając nad tym, aby wąskie ulice Rzymu dawały dość swobodnego miejsca do przejścia procesji.Wczesnym rankiem, przy Bramie Triumfalnej, na Polu Marsowym, zbierał się senat i najwyżsi urzędnicy, aby powitać triumfatora.Stąd ruszał pochód przez cyrk Flaminiusza do miasta, przechodził przez Forum Boarium do Wielkiego Cyrku, aby Świętą Drogą wejść na Kapitol.Czasami pochód taki trwał parę dni, zwłaszcza jeżeli łupy wojenne były szczególnie obfite i bogate; wszystko trzeba było pokazać ludowi.Jechały tedy na wozach posągi i obrazy, zrabowane po świątyniach i miastach zdobytych; za nimi, również na wozach, broń pokonanych nieprzyjaciół ze spiżu lub ze stali, ozdobiona złotem i drogimi kamieniami.Stosami całymi leżały hełmy, tarcze, pancerze, nagolennice, kołczany, a spośród nich sterczały nagie miecze i ostrza dzid jak żywe płomyki.Wszystko to jadąc migotało w słońcu i dzwoniło.Za czym szli piesi niewolnicy niosąc srebrne i złote monety w koszach i naczyniach; inni znów dźwigali kratery srebrne, rogi, puchary, rozmaite kosztowności, nierzadko arcydzieła sztuki złotniczej.Wśród nich widziano ludzi niosących napisy z nazwami miast i ludów podbitych, niekiedy też obrazy przedstawiające stoczone bitwy.Z dala już słychać było granie trąb.Wśród odświętnie przybranego miasta huczała pobudka wojenna legionów rzymskich.Za trębaczami postępowały białe byki ofiarne, ze złoconymi rogami, całe spowite we wstęgi i girlandy kwiatów.Prowadzili je chłopcy w fartuszkach bogato haftowanych, a za nimi szli młodzieńcy ze złotymi naczyniami ofiarnymi.Jeżeli pokonano jakiegoś króla, wieziono wszystkie jego skarby, niewolników i niewolnice, a na osobnym wozie jechała jego broń i korona królewska.Po czym szły jego dzieci ze swymi nauczycielami i sam król, czarno ubrany, płacząc i prosząc o łaskę.Otaczała go ciżba przyjaciół i dworzan.Na koniec jechał sam triumfator, którego zbliżenie się zwiastowały coraz rosnące okrzyki tłumów.Jechał na wspaniałym rydwanie zaprzężonym w cztery białe konie; miał na sobie tunikę haftowaną w palmy i wizerunki bogini zwycięstwa, a na niej togę purpurową, przetykaną złotem; w ręce trzymał berło z kości słoniowej i twarz miał czerwono malowaną, jakby żywy obraz Jowisza Kapitolińskiego; skronie otaczał wieniec laurowy.Za nim postępowała w ordynku cała armia, z gałązkami oliwnymi, śpiewając pieśni rozmaite, nierzadko bardzo swobodne, gdyż w tym dniu wszystko było wolno, a nawet wierzono, iż śmiechy i żarty odbierają siłę złym demonom, które mogły urok rzucić na triumfatora.U stóp wzgórza kapitolińskiego orszak się zwykle zatrzymywał: odprowadzano jeńców do więzienia i tam ich tracono.Otrzymawszy wiadomość, że jeńcy już nie żyją, triumfator zsiadał z rydwanu i pieszo wchodził do świątyni Jowisza.Była to wielka i uroczysta chwila.Juliusz Cezar, chociaż niewierzący, tak był w podobnym momencie wzruszony, że na klęczkach przeszedł całą tę przestrzeń i ze łzami w oczach dziękował wielkiemu bogu za zwycięstwo.Po modlitwie składał triumfator na kolanach Jowisza swój wieniec laurowy i gałąź palmową.Po czym następowała ofiara i wspólna uczta w świątyni, w której udział brali senatorowie i dygnitarze.Po uczcie odprowadzano triumfatora do domu; do późna w noc brzmiały po mieście śpiewy i wiwatowania.Ze wszystkich świątyń Jowisza i w samym Rzymie, i w najdalszej okolicy, główną i najbardziej szanowaną była świątynia na Kapitolu.Miał ją założyć ostatni król, Tarkwiniusz Pyszny.Była z początku dość skromna, na podobieństwo świątyń etruskich, jaskrawo malowana, a w środku stał posąg boga, z gliny palonej, o twarzy barwionej na czerwono.Jowisz Najlepszy Największy z wysokości tej świątyni wzniesionej na wzgórzu czuwał nad miastem, jak król.Dygnitarze przychodzili do niego, gdy obejmowali urzędowanie, aby swoje czynności zacząć od ofiar i modlitwy.Na pierwsze uroczyste posiedzenie w nowym roku zbierał się senat w tej świątyni i zdawało się, jakby sam bóg przewodniczył obradom.Na ścianach Kapitolu przybijano brązowe tablice z układami międzynarodowymi, które w ten sposób stały pod opieką Jowisza, i złamanie złożonych tam przysiąg sprowadzało gniew najwyższego stróża praw.Kapłan Jowisza zwał się flamen Dialis.Nie wolno mu było pełnić żadnego innego urzędu, a całe jego życie normowały surowe przepisy.Nie mógł dosiadać konia ani wziąć do rąk broni, ani nawet patrzeć na ludzi uzbrojonych.Nie wolno mu było przysięgać, nosić na ręku pierścieni, a w szacie jego nie powinien się był znajdować ani jeden węzeł.Brodę i włosy strzygł mu człowiek wolny, i to nożycami z brązu; obrzynki jego paznokci i włosów zakopywano pod drzewem rodzącym owoce.Nie wolno mu było dotknąć ani owcy, ani psa, ani mięsa surowego, ani bluszczu, ani bobu poświęconego umarłym, ani gotującego się ciasta — nawet wspomnieć o tych rzeczach nie godziło się kapłanowi Jowisza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]