[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„To straszne zobaczyć łagier — pisał Warłam Szałamow, który spędził w łagrach dwadzieścia lat, z tego większość na Kołymie.— Żaden człowiek na świecie nie powinien znać łagrów.W lagrowym doświadcze­niu wszystko jest negatywne — co do jednej minuty.Człowiek staje się jedynie gorszy.I nie może być ina­czej.W łagrze jest wiele tego, o czym człowiek nie powinien wiedzieć.Ale ujrzeć dno życia — to nie jest najstraszniejsze.Najstraszniejsze jest to, gdy owo dno staje się własnością człowieka, gdy miara jego moral­ności zapożyczona jest z łagrowego doświadczenia, kiedy zastosowanie w życiu znajduje moralność kry­minalistów.Gdy rozum człowieka stara się nie tylko usprawiedliwić owe łagrowe uczucia, ale też im słu­żyć".I dalej :„Łagier był dla człowieka wielką próbą charakteru, zwykłej ludzkiej moralności, i dziewięćdziesiąt dzie­więć procent ludzi nie wytrzymywało tej próby.Wraz z tymi, co nie wytrzymywali, umierali ci, co zdołali wytrzymać, starając się być lepszymi niż wszyscy, twardszymi dla samych siebie." (Warłam Szałamow — „Opowiadania kołymskie").1 grudnia 1937 Berzin zostaje odwołany do Mo­skwy.Stalin uznał, że ten oprawca postępował jednak zbyt łagodnie, kazał go aresztować i rozstrzelać.Na jego miejsce, tegoż samego 1 grudnia, dopływa do Magadanu statek „Mikołaj Jeżów" który przywozi dwóch nowych władców Kołymy — dyrektora Dalstroju puł­kownika Karpa Pawiowa (zastrzelił się w 1956 r.) i jego zastępcę, szefa kołymskich obozów śmierci — puł­kownika Stiepana Garanina.Garanin ma 39 lat.Będzie jeszcze żyć jeden rok.Garanin to czarna legenda Kołymy.„Iwanie Kuźmiczu, czy pamiętacie Garanina?Czy pamiętam? Dobre sobie.Przecież widziałem go z bliska, tak jak ciebie teraz oglądam.Obchodził ko­lumnę więźniów.I był nie sam, ze świtą.Zanim się zjawił, przekazywano przez telefon: może tu zajechać, żeby osobiście przeprowadzić inspekcję łagru.Był jeszcze w Magadanie, kiedy myśmy już stali na bacz­ność.Wszystko wyczyszczone, wymalowane, posypa­ne żółtym piaskiem.Komenda ciska się we wszystkie strony, nie mogąc opanować nerwów.Nagle szept: jadą, jadą.Brama łagru otwarta szeroko.A on wjeżdża w nią swoją kolumną — kilka samochodów osobo­wych, kilka ciężarówek z ochroną osobistą.Wysiada z pierwszego wozu, a świta błyskawicznie ustawia się po bokach.Wszyscy z mauzerami, w półkożuszkach.On sam w niedźwiedzim futrze.Mina groźna.Wzrok pijany i ciężki jak ołów.Komendant naszego łag­ru, major, podbiega do niego i składa meldunek drżą­cym głosem: "Towarzyszu komendancie USWITŁagu NKWD.Wydzielony podobóz łagru do przeglądu.- Czy są tu więźniowie, którzy wymigują się od pracy? -.«Są» z lękiem odpowiada major.I wychodzi z szeregu ze dwunastu ludzi.- Ach tak, nie chcecie pracować, kurwa wasza mać?».I już ma w ręku pistolet.Bach! Bach! Bach! Położył wszystkich.Kto się poruszył, tego dobiła świta.«A są tu rekordziści, tacy, co przekraczają normę? Przodownicy pracy? ».«Są, towarzyszu naczel­niku USWITŁagu NKWD -.Radosny, wesoły szereg przodowników.Oni nie mają się czego lękać.Garanin podchodzi do nich ze swoją świtą, ciągle jeszcze trzy­mając w ręce mauzer z pustym magazynkiem.Nie odwracając się, podaje go do tyłu swojej świcie.Do­staje od nich nowy, załadowany pistolet, który chowa do drewnianej kabury, ale ręki nie spuszcza z kolby.«A więc przodownicy pracy? Przekraczacie normy?».«Tak» — odpowiadają.A on znowu ich pyta: "Wrogo­wie ludu przekraczają normy? Hm.Wy, przeklęci wrogowie ludu! Takich trzeba likwidować.-.I znowu: Bach! Bach! Bach! I znowu z dziesięciu ludzi leży kałuży kałuży krwi.A on jakby poweselał, oczy zrobiły mu się spokojniejsze.Nasycił się krwią.Komendant łagru prowadzi drogich, szanownych gości do stołówki na przygotowaną ucztę.I cieszy się, że sam uniknął kuli.Kiedy Garanin miał ochotę, strzelał i do komendantów łagrów.Straszna to była samowola, kiedy naczelnikiem był Garanin.Ludzie padali jak muchy" (Anatolij Żygulin — „Czarne kamienie" ).Garanin rozstrzeliwał kilku, kilkunastu, a czasem kil­kudziesięciu ludzi dziennie.Mordując, śmiał się albo śpiewał wesołe czastuszki.Beria kazał go rozstrzelać nagle i nie wiadomo dlaczego, niby japońskiego szpie­ga.A można przecież sądzić, że ten tęgi, rosły osiłek, syn białoruskiego chłopa, kowal z zawodu, półanalfa­beta, nie wiedział nawet, że istnieje taki kraj — Japo­nia.Przyjeżdżając do Magadanu, miałem ze sobą nume­ry trzech telefonów.Zadzwoniłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl