[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzyłem usta, żeby jeszcze coś powiedzieć - może nawet błagać go, żeby przerwał to szaleństwo, dopóki nie wymknęło się zupełnie spod kontroli - ale natychmiast je zamknąłem.Transakcja została sfinalizowana.Poza tym nie miałem ochoty dłużej współzawodniczyć z tym ryczącym tłumikiem ani wdychać w płuca przesyconych tlenkiem węgla spalin.- W porządku.Pojadę za tobą.- Dobra - odparł z uśmiechem.- Będę jechał Walnut Street i Basin Drive.Wolę nie pchać się uczęszczanymi drogami.- Jasne.- Dzięki, Dennis.Przesunął ponownie dźwignię na D; plymouth skoczył do przodu o pół metra i silnik zakrztusił się.Arnie nacisnął mocniej pedał gazu, z rury wydechowej strzeliły kłęby dymu, a następnie Christine popełzła po podjeździe przed domem LeBaya w kierunku jezdni.Kiedy nacisnął hamulec, zapłonęło tylko jedno światło stopu.Mój maleńki rachmistrz natychmiast dopisał do rachunku kolejne pięć dolarów.Plymouth skręcił w lewo w ulicę, szorując resztkami tłumika po wybrzuszeniu nawierzchni.Kiedy Arnie dodał nieco gazu, samochód ryknął niczym wóz wyścigowy szykujący się do gonitwy na 500 mil w Indianapolis.Po drugiej stronie ulicy ludzie wychylali się zza płotów, aby zobaczyć, co się dzieje.Rycząc i prychając Christine potoczyła się przed siebie z prędkością około dziesięciu mil na godzinę, zostawiając za sobą gęste obłoki cuchnącego dymu, rozpraszające się powoli w łagodnym powietrzu sierpniowego wieczoru.Po mniej więcej czterdziestu metrach, przy znaku stopu, silnik zgasł.Jakiś dzieciak na rowerze mijając nieruchomego plymoutha uderzył ręką w karoserię i krzyknął:- Wyrzuć go pan do śmieci!Arnie pogroził mu pięścią, po czym wystawił w górę środkowy palec.Kolejny pierwszy raz.Nigdy do tej pory nie widziałem, żeby pokazywał komukolwiek ten gest.Zajęczał rozrusznik, silnik prychnął i zapalił.Tym razem nastąpiła cała seria przeraźliwych detonacji, zupełnie jakby na Laurel Drive w Libertyville, USA, otwarto właśnie nowy sklep z bronią maszynową.Jęknąłem w duchu.Lada chwila ktoś wezwie gliny i Arnie wyląduje w ciupie za jazdę nie zarejestrowanym, nie dopuszczonym do ruchu pojazdem, a być może także za zakłócenie porządku publicznego.Z pewnością nie przyczyni się to do rozładowania atmosfery w domu.Rozległ się jeszcze jeden donośny wystrzał - przetoczył się nad okolicą jak huk eksplodującego granatu moździerzowego - po czym plymouth skręcił w lewo w Martin Street, którą po mniej więcej mili dojeżdżało się do Walnut Street.Zanim zniknął mi z oczu, promienie zachodzącego słońca padły na zniszczoną czerwoną karoserię, nadając jej przez chwilę złoty poblask.Zdążyłem jeszcze zauważyć, że Arnie prowadził z łokciem wystawionym przez okno.Kipiąc wściekłością odwróciłem się do LeBaya, żeby opieprzyć go od góry do dołu.Mówię wam, ze złości aż wszystko przewracało mi się w środku.Jednak to, co ujrzałem, sprawiło, że zamarłem w bezruchu.Roland D.LeBay płakał.Był to okropny, groteskowy, a przede wszystkim żałosny widok.Kiedy miałem dziewięć lat, trzymaliśmy w domu kota o imieniu Kapitan Beefheart.Pewnego dnia przejechała go śmieciarka.Zawieź­liśmy go do weterynarza - mama jechała bardzo powoli, bo płakała i prawie nie widziała drogi - a ja siedziałem z nim na tylnej kanapie.Kapitan Beefheart leżał w pudełku, ja zaś cały czas powtarzałem, że weterynarz mu pomoże i wszystko będzie OK, ale nawet taki dziewię­cioletni głupek, jakim wtedy byłem, nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Kapitanowi Beefheartowi już nikt nie jest w stanie pomóc, gdyż z brzucha wypadła mu część wnętrzności, z odbytnicy sączyła się krew i kał, a on umierał.Chciałem go pogłaskać, lecz ugryzł mnie w czułe miejsce między kciukiem a palcem wskazującym.Ból był bardzo silny, ale znacznie bardziej dawało mi się we znaki okropne uczucie żalu.Od tamtej pory nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego i wcale nie mam o to pretensji; nie wydaje mi się, żeby ludzie powinni często doznawać takich uczuć.Podejrzewam, że gdyby tak było, wszyscy prędzej czy później wylądowaliby u czubków.LeBay stał na swoim łysiejącym trawniku niedaleko miejsca, w którym w ziemię wsiąkła wielka kałuża oleju, wyciągnął ogromną chustkę, jakich zwykle używają starzy ludzie, opuścił głowę i ocierał nią oczy.Łzy błyszczały na jego policzkach jak plamy jakiejś tłustej mazi, a jabłko Adama wędrowało szybko w górę i w dół.Odwróciłem głowę, żeby na to nie patrzeć, i przypadkowo spo­jrzałem prosto na szeroko otwarty garaż.Przedtem wydał mi się wypełniony po brzegi - między innymi rupieciami zgromadzonymi przy ścianach, ale przede wszystkim tym wielkim starym samochodem o podwójnych reflektorach, popękanej przedniej szybie i gigantycznej masce.Teraz narzędzia i inne przedmioty tylko podkreślały pustkę.Garaż przypominał rozdziawione bezzębne usta.Ten widok był niemal tak okropny, jak poprzedni, lecz kiedy spojrzałem ponownie na LeBaya, stary drań prawie zdążył się już opanować.Przestał płakać i wepchnął chustkę do tylnej kieszeni spodni, ale jego twarz nadal była ponura.Bardzo ponura.- No i tak to wygląda, synu - wychrypiał.- Pozbyłem się jej.- Panie LeBay - odparłem - żałuję, że mój przyjaciel nie może powiedzieć tego samego.Gdyby pan wiedział, co się działo w jego domu z powodu tego przerdzewiałego wraka.- Zjeżdża] stąd - powiedział.- Beczysz jak cholerna owca.Tylko głupie bee-bee-bee, i nic więcej.Twój kumpel wie dużo więcej od ciebie.Jedź za nim i zobacz, czy nie trzeba mu pomóc.Ruszyłem przez trawnik w kierunku samochodu.Nie miałem najmniejszej ochoty przebywać dłużej w towarzystwie LeBaya.- Tylko bee-bee-bee! - krzyknął za mną jędzowatym tonem.Przypomniało mi to starą piosenkę Youngbloods: “Znam tylko jedną nutę i gram ją co minutę”.- Nie jesteś nawet w połowie tak mądry, jak ci się wydaje!Wsiadłem do samochodu i odjechałem.Obejrzałem się za siebie tylko raz, skręcając w Martin Street, i zobaczyłem go stojącego w dalszym ciągu na trawniku z łysiejącą głową błyszczącą w promie­niach słońca.Jak się okazało, miał całkowitą rację.Nie byłem nawet w połowie tak mądry, jak mi się wydawało.5.Jak zajechaliśmy do DarnellaKupiłem stare kombi, klawą maszynę,Na pewno żadne cudo,Ale wygląda mi na sprytną, pojętną dziecinę.Jan i DeanPojechałem Martin Street do Walnut Street i skręci­łem w prawo, w kierunku Basin Drive.Dogonienie Arniego nie zajęło mi dużo czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl