[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic dziwnego więc, że ani Vanyel, ani Savil nie wytropili wcześniej tego małego dziełka sztuki magicznej.Vanyel z ostrożnością położył dłoń na ciemnej powierzchni fi­laru z czarno-szarego polerowanego kamienia, a Tashir i Jervis przyglądali mu się z zaciekawieniem.Kamień okazał się ciepły i sprawiał zadziwiające wrażenie żywego organizmu.I zdawał się bardzo znajomy.Był to kamień-serce z Tayledras.W Wąwozie k'Trevów ka­mień taki znaczył miejsce, gdzie fizyczna, materialna dolina pokrywała się i przenikała z ogniskiem mocy i skrzyżowaniem strumieni energii przepływających pod jej podłożem.Kamień taki, jako fizyczny przejaw energii zasilającej magów z Tayle­dras, był szczególnie podatny na złe wpływy z zewnątrz.Z racji tego biegli z Tayledras strzegli go bardzo zazdrośnie, a gdy zmuszeni byli opuścić jakieś miejsce i pozostawić taki kamień, zawsze najpierw całkowicie go dezaktywizowali.Ten, na który patrzył teraz Vanyel, teoretycznie nie miał pra­wa znajdować się tam, gdzie był w istocie; chyba że w roli cze­goś na kształt martwego reliktu po poprzednich mieszkańcach tego miejsca.Nie powinien żyć, a co więcej, nie powinien rea­gować na dotyk fizyczny ani też zmysłowy.- To.- wyjąkał Vanyel i gwałtownym szarpnięciem ode­rwał rękę od filaru.- Jervisie, miałeś rację.To coś, czego za nic nie spodziewałbym się tutaj zastać.Będę musiał wybadać go przy użyciu myśloczucia.- Czy możemy ci jakoś pomóc? - zapytał cicho fechmistrz.- Prawdę mówiąc, wolałbym, abyś zabrał Tashira do Wiel­kiego Refektarza i spróbował pomóc mu w przywoływaniu wspo­mnień - rzekł Vanyel, usiłując nie poddawać się fascynacji ka­mieniem.- Tutaj nie możesz mi się przydać w żaden sposób, a poza tym wasza obecność troszkę by mnie rozpraszała.Gdy­byś tylko mógł zajrzeć tu od czasu do czasu.- A czy mam zwrócić uwagę na coś szczególnego?- No cóż - odparł Vanyel z ironią.- Jeśli zrobię się niebie­ski, raczej będzie to oznaka, że dzieje się coś niedobrego.Poza tym kieruj się własnym uznaniem.Śmiech Jervisa zabrzmiał nieco topornie, niczym zgrzyt kół toczących się po żwirowej drodze, dowodził jednak, że spośród całej ich czwórki jedynie fechmistrz oparł się wpływowi maka­brycznej atmosfery otoczenia, w którym się znaleźli.- Zgoda, wezmę chłopaka ze sobą i zobaczę, czy uda nam się zrobić jakieś postępy.- Dzięki.- I dziękuję ci, Jervisie, za to, że możemy już sobie ufać.- Nie wiem, czy zdołałbym cokolwiek zdziałać, gdyby było inaczej.Nie czekając na ich odejście, Vanyel stanął znów twa­rzą do kamiennego filaru, a potem przyłożył doń obydwie dło­nie i czoło.I kamień przyjął go w siebie.Na długą chwilę całą świadomość Vanyela pochłonął bez re­szty niewiarygodny, kotłujący się wir energii ogniska mocy.Zdawało mu się, że oto nagle zanurzył się w samo serce słońca, a mimo to dziwnym jakimś sposobem uniknął jakiegokolwiek szwanku.Było to wrażenie zupełnie odmienne od tego, jakiego doznawał, czerpiąc energię z ogniska; wówczas bowiem zawsze pozostawał na zewnątrz, oddzielony od mocy, którą starał się ujarzmić, a bezpośrednio do czynienia miał z pojedynczym, ni­kłym strumieniem mocy.Teraz był częścią tej mocy, bez inten­cji - ani nawet możliwości - przejęcia nad nią władzy.Nie wła­dzy nad nią pragnął, chodziło mu tylko o obserwację i uzyska­nie odpowiedzi na nurtujące go pytania.Lecz, aby uzyskać jakąkolwiek odpowiedź, w pierwszej ko­lejności musi zostać zadane pytanie.Vanyel sformułował je w myśli, starannie uwzględniając wszelkie niuanse.Słowami bardzo łatwo byłoby to wypowiedzieć: “Kto to tutaj zostawił?" Wyrażenie tego myślą okazało się jednakże nieskoń­czenie bardziej skomplikowane; szczególnie że “kto" miało być pytaniem o grupę ludzi.Kamień-serce nie posiadał inteligencji, jednakże miał swą pamięć.I każde pytanie, któremu odpowiadała informacja w niej zapisana, mogło wywołać z kamienia swą odpowiedź.Naraz przed oczami Vanyela wyrosła niezwykle klarowna wizja biegłych z Tayledras.Było ich kilku, każdy promieniował potężną energią, a jednego z nich otaczała szczególna niebie­sko-zielona aura właściwa wyłącznie nadzwyczaj rzadko spoty­kanym biegłym uzdrowicielom.Obraz tego właśnie biegłego wyróżniał się swą klarownością i zabawił w umyśle Vanyela nieco dłużej niż pozostałe postacie, za czym kryła się zapewne wskazówka, iż to on, a nie kto inny, ponosił odpowiedzialność za zostawienie kamienia oraz ogniska energii w stanie aktyw­ności.Gdyby w tym momencie Vanyel mógł podskoczyć ze zdu­mienia, na pewno właśnie to by zrobił.Aczkolwiek biegli uzdro­wiciele z Tayledras mogli i niekiedy działali jako zwykli uzdro­wiciele, to jednak przede wszystkim zajmowali się leczeniem nie ludzi, lecz środowisk.Przywracali naturze zamierzoną przez nią równowagę.Naprawiali szkody wyrządzone w niej ręką ludz­ką bądź też z użyciem magii.To, że biegły uzdrowiciel uznał za konieczne pozostawienie na miejscu tak niebezpiecznego źródła mocy na ziemiach, które wkrótce miały być zasiedlone przez zwyczajnych ludzi, wskazywało na jakąś ogromnie istotną przy­czynę przewyższającą swą wagą wszelkie inne okoliczności.- Dlaczego? - zapytał Vanyel z naciskiem.I poczuł, że coś wciąga go jeszcze głębiej, poniżej podłoża skalnego, do samego jądra ziemi.Wtem uświadomił sobie, iż także sam kamień zakorzeniony jest w tej głębinie.Ciśnienie było ogromne i rosło w miarę, jak Vanyel przeni­kał coraz niżej; napierało na niego ze wszystkich stron, już pra­wie nie mógł oddychać.Siła, która porwała go ze sobą, by odpo­wiedzieć na jego pytanie, ściągała go głębiej i głębiej, aż do miejsca, gdzie temperatura otaczających go skał zaczynała gwał­townie rosnąć.I wtedy ujrzał to.Biegnące z północy na południe, niewi­doczne z góry, a mimo to naznaczone niebezpieczeństwem, które zmroziło krew w jego żyłach, Vanyel ujrzał pęknięcie w naj­głębszym pokładzie skał.Był to uskok, miejsce, gdzie warstwy skalne przesunęły się, tworząc szczelinę biegnącą wzdłuż kory­ta rzeki na powierzchni ziemi.Ale w tym nie było jeszcze nic nienaturalnego; natomiast czymś, czego na pewno nie stworzyła natura, był otwór przebity w miejscu uskoku, a sięgający aż do roztopionego wnętrza pla­nety; zapewne pozostałość po Wojnach Magów.W tym właśnie wyłomie osadzony był kamień-serce.I całe Highjourne wzniesione zostało wprost na nim.Co wię­cej, szczelina powodowała, że terytorium Lineasu rozszerzało się na ziemie dotąd nie zamieszkane.Gdyby nastąpiło dalsze przemieszczenie.Było już tylko kwestią czasu, kiedy pokłady skał osuną się, doprowadzając do potwornej katastrofy, która z ogniem i trzęsieniami ziemi przyniesie zagładę całemu miastu.i wielkiej połaci kraju.Dlaczego jeszcze do tego nie doszło, Vanyel nie potrafił sobie wytłumaczyć.Aż w końcu pojął, dokąd odpływa energia całego ogniska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl