[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opuścił szybę.Spojrzał w obiektyw kamery.Nic się nie działo.Siedział dalej.Próbował się rozluźnić.Saab.Blatte.Bez krawata.Zza bramy wyszedł jeden z wartowników.Schyliły się okrągłe blade policzki.- W czym mogę panu pomóc?Jorge ściągnął swój akcent z Rinkeby do najniższego poziomu.- No, nareszcie.Trzeba odczekać swoje, żeby wjechać? Jak to jest? Jakaś kolejka doparkingu?- Pan wybaczy.To teren prywatny.Ma pan tu coś do załatwienia?Jorge uśmiechnął się szeroko.- Jak najbardziej.To ma być baaardzo miły wieczór.Wartownik zastanowił się.Pewność siebie Jorgego zrobiła wrażenie.- Jak nazwisko?- Proszę pozdrowić Carla od Daniela Cabrery.Wartownik odszedł dwa metry.Pogadałprzez komórkę albo walkie-talkie.Zbliżył się znowu.Powrócił mu spokój despoty.- On nie zna nikogo takiego.Proszę natychmiast stąd odjechać.Jorge zachował zimną krew.- Żarty se ze mnie stroisz? Zadzwoń do niego jeszcze raz.Powiedz, że Daniel Cabrerai że Moet jest w drodze.Niech sprawdzi swoją komórkę, jak nie pamięta.Wartownik znów odszedł.Pogadał przez telefon.Jorge liczył na fart.Po dwudziestu sekundach - brama się otworzyła.J-boy - wjazd.*Zaparkował samochód obok innych.Doliczył się pięciu porsche.Co to właściwie zamiejsce?Dom był wielki.Trzy kondygnacje.Kolumny przy wejściu.Styl zajebisty, BeverlyHills.Jest coś takiego w Szwecji? Musiał uwierzyć własnym oczom: tak.Ze środka płynęła muzyka.Jakiś mężczyzna wysiadł właśnie ze swego BMW.Ruszył ku wejściu do budynku.Jorge w ślad za facetem, który szybko się obejrzał.Zobaczył Jorgego.Zignorował.Szedłdalej.Jorge go dogonił.Wyciągnął rękę.- Cześć.Daniel mam na imię.Kroi się miły wieczór?- Zaśmiał się.Mężczyzna obrzucił go wzrokiem.- Zazwyczaj jest miło.Nie widziałem cię tu wcześniej.- Nie, właśnie wróciłem po paru latach z New Yorku.Świetne miasto.Czuję, że już migo brakuje.Dotarli do wejścia.Jorge zdążył pomyśleć: nawet nie wiem, w jakim charakterzejestem zaproszony.Drzwi otworzono przed nimi od środka, zanim doszli.Przytrzymał je gośćw garniturze, z ukośnym przedziałkiem i szeroką twarzą.Jeszcze jeden strażnik, choć lepiejubrany.Pozdrowił mężczyznę, z którym Jorge właśnie zamienił parę słów i który wszedłpierwszy.Spojrzał na Jorgego.Podejrzliwy.Wyciągnął ramię.Jorge przystanął tuż za progiem.Wartownik spytał o nazwisko.Jorge z najbezczelniejszą w świecie miną:- Jestem Daniel Cabrera.Wartownik:- Pan zna Claesa?Jorge domyślił się, że chodzi o faceta, z którym próbował porozmawiać w drodze kudrzwiom.Gość zdążył już powiesić płaszcz i zniknąć za dużymi drzwiami z ciemnegodrewna.Jorge zaryzykował:- Jasne, że znam Claesa.Wartownik: ciągle podejrzliwy.Zadzwonił do kogoś z komórki.Kiwnął głową.Do Jorgego:- Przepraszam.Nikt mi nie powiedział, że pan jest na liście.Zapraszamy.J-boy - James Bond do szpiku kości.Organizatorzy wydawali się tak samo niepewni jak on.Myślał, że ma pracować dlaNenada.A wyszło na to, że jest gościem.W to mu graj.Dziewczyna z szatni przyszła, żeby wziąć jego kurtkę.Dobrze się jej pozbyć.Ciuchbył z innej bajki.Poprosiła o komórkę.Jorge nie zastanawiał się, dlaczego.Oddał jej telefon.Poza tym lepiej się nie stawiać.Najpierw nie zareagował.Ani gdy ten starszy facet, Claes, wieszał swój płaszcz, anigdy dziewczyna wzięła jego kurtkę.Ale teraz znów spojrzał na szatniarkę.Minispódniczkataka krótka, że odsłaniała dolną część pośladków.Czarne pończochy samonośne, wykończonekoronką, na górze uda zostawiały dwadzieścia centymetrów nagiej, prowokującej skóry.Różowy top - nie tanio kurewski, lecz dostatecznie wydekoltowany, aby jej piersi stanowiływyraźny cel dla spojrzeń klientów szatni.Najwyraźniej - to nie była zwykła szatniarka.To była jakaś podrasowana call-girl.Jorge otworzył drzwi z ciemnego drewna, za którymi zniknął Claes.Szedł jakimś korytarzem.Dźwięk narastał.Muzyka taneczna.Chichoty i gwar.Na drugim końcu jeszcze jedne ciemne drzwi.Dokładnie w chwili, gdy miał jeotworzyć - poczuł zapach dymu z cygar.Po drugiej stronie drzwi.Inny świat.Sala pełna ludzi.Starsi faceci.Ubrani elegancko, wielu w garniturach, pod krawatem.Niektórzy, takjak Jorge, w garniaku, ale bez krawata, guziki koszuli rozpięte pod szyją.Inni w marynarkachi spodniach w innym kolorze.Posiwiałe skronie.Głębokie zmarszczki na policzkach, gdy sięuśmiechali.Wszyscy, na oko, między czterdziestką a sześćdziesiątką.Nieliczni wartownicy/organizatorzy.Wszyscy młodsi.Mężczyźni.Ubrani dyskretnie -marynarka, jaśniejsze spodnie.Ciemny sweter polo albo koszula bez krawata.Jet-set Carlpojawił się przelotnie.W każdej ręce kieliszek szampana.Co uderzało - wszystkie dziewczyny były wariantami dziewczyny z szatni.Miniówki,spodenki hot pants, legginsy.Topy, koszulki, bluzeczki, pokazujące więcej, niż skrywały.Widoczne podwiązki, sterczące piersi z silikonu, buty na szpilkach, błyszczące, soczyste usta.Dziewczyny na każdy gust: szczupłe, wiotkie, wysokie.Laski z wielkim biustem.Dowyboru, do koloru: ciemne, blondynki, Azjatki.Dziewczyny z żarem w oczach.Dziewczynyo pustym spojrzeniu.Ale nie było w tym nic obleśnego.Jorge zaskoczony.Raczej wrażenie swojskości.Wepchnął się między ludzi.Obliczył na oko.Przynajmniej czterdziestu facetów i tyle samo,przypuszczalnie więcej, kobiet, a do tego co najmniej kilkanaście osób personelu.Pulsującamuzyka.Zapalone cygara w pomarszczonych dłoniach.Jasne, że to był jakiś kurwidołek, choć jeszcze nie wyczaił, na jakich zasadach.Mimoto nastrój jak na dużej prywatnej imprezie.Teoretycznie: znajomi gospodarza domu,zaproszeni ze swoimi partnerkami.Choć wykluczone, by te wszystkie stare pryki miały takiemłode kochanki.Za dobre, żeby mogło być prawdziwe.Albo: koledzy gospodarza i trochępanienek lubiących imprezy, zaproszonych dla ożywienia atmosfery.Ale w powietrzu wisiałocoś więcej.Jorge rozejrzał się ponownie.Sala była duża.Z sufitu zwisał wielki kryształowy żyrandol.Wzdłuż ścianporozmieszczane reflektory.W rogach głośniki.Część sali zajmował bar, obsługiwany przezpięć osób: chłopaka i cztery dziewczyny.Uwijali się, podając drinki.Większość facetów wgrupach, we własnym gronie albo otoczeni wianuszkiem dziewcząt.Pod kryształowymżyrandolem tańczyło pięć dziewczyn - w każdym innym miejscu ich taniec zostałby uznanyza zbyt wyzywający.Jorge stanął przy barze.Zamówił dżin z tonikiem.Poczuł się niepewnie.Jak miał sięzachować? Właściwie co chciał tu osiągnąć? GDZIE ON KURDE WDEPNĄŁ?Pociągnął spory łyk drinka.Poprosił o cygaro, Habana Corona.Niezły staf.Dziewczyna za barem podała mu ogień.Zapalniczka do cygar: mały, ekstramocny płomień.Dziewczyna zalotnie wysunęła usta.Jorge odwrócił wzrok.Wciągnął dym.Spróbował zebrać myśli.Nie poddać się panice.Spoko.Czy kogoś tu rozpoznawał? Ktoś mógł rozpoznać jego? Goście: Szwedzi, zadbani.Pozycja, aparycja, autorytet.Wyraźne oznaki władzy.Jorge nie znał ani jednej twarzy.I naodwrót, nikt nie powinien też jego rozpoznać.Personel: jugolscy pakerzy i Jet-set Carl plusparu jego ludzi, aranżerów imprez.Bratsi.Jorge nie sądził, żeby jet-set-koleś pamiętał go zKharmy, facet był wtedy nawalony jak samolot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]