[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poeci zwołali zaraz szereg zebrań protestacyjnych i zażądali, aby maszynęopieczętowano, lecz poza nimi nikt na fenomen nie zwrócił uwagi.Owszem, redakcje gazetbyły nawet rade, albowiem Elektrybałt, piszący pod kilkoma tysiącami pseudonimów naraz,miał gotowy poemat wskazanych rozmiarów na każdą okazję, a ta okolicznościowa poezjabyła taka, że obywatele wyrywali sobie gazety z rąk i na ulicach widziało się wniebowziętetwarze, nieprzytomne uśmiechy oraz słyszało się ciche łkania.Wiersze Elektrybałta znaliwszyscy; powietrze trzęsło się od błogich rymów, a natury co wrażliwsze, rażone specjalnieskonstruowanymi metaforami czy asonansami, nieraz mdlały nawet; lecz i na tę okazję byłprzygotowany gigant natchnienia, albowiem zaraz wyprodukował odpowiednią ilość sonetówtrzezwiących.Sam Trurl miał w związku ze swym osiągnięciem niemałe kłopoty.Klasycy, jako naogół starcy, niewiele mu zaszkodzili, jeśli nie liczyć kamieni wybijających systematycznieokna oraz pewnych substancji, nie dających się nazwać po imieniu, którymi obrzucano jegodomostwo.Gorzej było z młodymi.Pewien poeta najmłodszego pokolenia, którego wierszeodznaczały się wielką siłą liryczną, a on sam  fizyczną, okrutnie go pobił.Gdy tedy Trurlleczył się w szpitalu, wypadki pędziły dalej; nie było ani dnia bez nowego samobójstwa, bezpogrzebu, przed bramą szpitalną krążyły pikiety i dawała się już słyszeć strzelanina,albowiem zamiast rękopisów poeci przynosili coraz częściej w teczkach samopały, rażącElektrybałta, którego stalowej naturze kule wcale jednak nie szkodziły.Po powrocie do domuzrozpaczony i osłabły konstruktor postanowił pewnej nocy rozebrać własnymi rękamistworzonego przez się geniusza.Gdy atoli, z lekka kulejąc, zbliżył się do maszyny, ta, na widok obcęgów w jego dłonii błysków desperacji w oku, buchnęła taką namiętną liryką, błagając o łaskę, że rozszlochanyTrurl cisnął narzędzia i wrócił do siebie, brnąc po kolana w nowych utworach elektroducha,które sięgały mu do pół piersi, zaścielając szemrzącym oceanem papieru całą halę.Kiedy jednak w następnym miesiącu przyszedł rachunek za elektryczność pochłoniętąprzez maszynę, pociemniało mu w oczach.Rad był zasięgnąć rady starego druhaKlapaucjusza, lecz ów zniknął, jakby się pod nim ziemia rozwarła.Skazany na własnykoncept, pewnej nocy Trurl odciął maszynie dopływ prądu, rozebrał ją, załadował na statek,wywiózł na pewną niewielką planetoidę i tam zmontował na powrót, przydawszy jej, jako zródło energii twórczej, stos atomowy.Potem wrócił chyłkiem do domu, ale historia na tym się nie skończyła, albowiemElektrybałt, nie mając już możliwości publikowania utworów drukiem, jął nadawać je nawszystkich zakresach fal radiowych, czym wprawiał załogi i pasażerów rakiet w lirycznestany odrętwienia, a osoby subtelne doznawały nawet ciężkich ataków zachwytu znastępczym otępieniem.Ustaliwszy, w czym rzecz, zwierzchność żeglugi kosmicznejzwróciła się oficjalnie do Trurla z żądaniem natychmiastowej likwidacji należącego dońurządzenia, które zakłócało liryką spokój publiczny i zagrażało zdrowiu pasażerów.Wtedy zaczął się Trurl ukrywać.Posłano więc na planetoidę monterów, abyzaplombowali Elektrybałtowi wyjście liryczne, on jednak oszołomił ich kilkoma balladami,tak że nie wykonali zadania.Posłano potem głuchych, lecz Elektrybałt przekazał im lirycznąinformację na migi.Mówić więc jęło się już głośno o koniecznej ekspedycji karnej lubzbombardowaniu elektropoety.Wówczas jednak nabył go pewien władca z sąsiedniegosystemu gwiezdnego i zaholował wraz z planetoidą do swego królestwa.Teraz Trurl mógł wreszcie ujawnić się i odetchnąć.Co prawda na południowymnieboskłonie od czasu do czasu widać eksplozje gwiazd supernowych, jakich nie pamiętająnajstarsi, i chodzą głuche wieści, jakoby miało to związek z poezją.Oto ów władca wprzystępie dziwacznego kaprysu kazał podobno swym astroinżynierom podłączyćElektrybałta do konstelacji białych olbrzymów, wskutek czego każda strofka wierszaprzekształcana jest w gigantyczne protuberancje słońc, tak że największy poeta Kosmosunadaje swe dzieła tętnieniem ognia wszystkim nieskończonym otchłaniom galaktycznymnaraz.Jednym słowem  ów wielki król uczynił go lirycznym motorem gromady gwiazdwybuchających.Gdyby nawet była w tym okruszyna prawdy, działo się to zbyt daleko, bymogło zakłócić sen Trurlowi, który zaprzysiągł sobie na wszystkie świętości nigdy już więcejnie brać się do cybernetycznego modelowania procesów twórczych. WYPRAWA SZSTACZYLI JAK TRURL I KLAPAUCJUSZ DEMONA DRUGIEGO RODZAJU STWORZYLI,ABY ZBJC GBONA POKONA Od ludów Słońc Większych dwa prowadzą na południe szlaki karawanowe.Pierwszy,stary, od Czwórgwiezdzca ku Gaurozauronowi, gwiezdzie bardzo podstępnej, O zmiennymblasku, która, przygasając, do Karła Abassytów się upodabnia, przez co zmylonym częstotrafia się zapuścić w Pustynię Kirową, a tylko jedna karawana na dziewięć cało z nichuchodzi.Drugi szlak, nowy, Imperium Mirapudów otwarło, gdy jego niewolnicy rakietnicyprzebili tunel na sześć miliardów pramil długi przez samego Gaurozaurona Białego.Wejście północne do tunelu tak odnalezć trzeba: od ostatniego ze Słońc Większychkurs prosto na biegun trzymać przez siedem pacierzy elektrycznych.Potem w lewo małymhalsem, aż się ściana ognista pojawi, to jest Gaurozaurona bok, a w nim otwór tunelu widaćjako czarny punkt w białym płomienisku.Stąd w dół prosto jak strzelił, bez obawy, gdyżosiem statków burta w burtę iść może tunelem; nie ma też widoku równego temu, co sięwówczas przez szkła pokładowe jawi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl