[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co dalej? Nawet jeśli udało im się zniszczyć wszystkie butelki wina Daneam - w cowątpił - czy bachanci nie mogą po prostu wziąć wino z innej winnicy? Cholera, wedługostatnich danych w dolinie było jakieś osiemdziesiąt pięć wytwórni win.%7ładen kłopot.Nawet jeśli to niemożliwe, nawet jeśli całkowicie pozbawiono ich dostępu do alkoholu,to nie znaczyło, że wszyscy automatycznie umrą albo wyparują.Pewnie tylko się wkurzą.A wtedy nie chciał im wpaść w ręce.Holbrook zaparkował samochód na podjezdzie.Kevin obejrzał się na nauczyciela.Nigdyza nim nie przepadał, a teraz jeszcze bardziej go nie lubił.Facet tak się wywyższał i zadzierałnosa, kiedy wygłaszał wykład o Dionizosie i menadach, kiedy chwalił się przynależnością dotajnego stowarzyszenia, ale nie wymyślił nic lepszego niż spalenie kilku budynków - i niedałby rady tego zrobić bez Penelope.Poza tym chciał jej się dobrać do majtek.Holbrook odwzajemnił spojrzenie i Kevin odwrócił wzrok.Nie wiedział, skąd o tym wie,a jednak miał pewność.Nauczyciel mógł udawać aseksualnego i rzeczowego, całkowicieponad takie przyziemne sprawy, ale Kevin widział, jak tamten patrzył na Penelope284w wytwórni win, i rozumiał, co znaczyło to spojrzenie.Może nie chodziło o samą Penelope.Może facet chciał tylko sprawdzić, jak to jest pie-przyć menadę.Tak czy owak Kevinowi to się nie podobało.Wysiadł z samochodu.- Więc taki był plan owarian? - zapytał.- Spalić wytwórnię win?- Owidian - poprawił nauczyciel.- Nie, to był mój pomysł.- I co robimy dalej?- Mam pomysł.- Jaki?- Zobaczysz.Weszli do domu i Holbrook ruszył korytarzem do piwnicy.- Zaraz wracam! - zawołał.Kevin popatrzył na Penelope.- Myślisz, że coś osiągnęliśmy?- Nie wiem.- Tam było cholernie dużo ludzi.Wątpię, czy zrobiliśmy wyłom w szeregach.- Nie tylko Dionizos.Dion.tak ich zmienia.To wino.Nasze wino.Dlatego sprzeda-wały je wysyłkowo.- Co jest takiego wyjątkowego w tym winie?- Nie wiem - przyznała Penelope.Podeszli do kanapy, usiedli.Nie obok siebie, ale również nie na dwóch przeciwległychkońcach.Kevin wyraznie uświadamiał sobie, że ich dłonie, spoczywające na obiciu kanapy,prawie się dotykają.On też chciał jej się dobrać do majtek.Tak, musiał się do tego przyznać.Pociągała go Penelope i chyba był odrobinę zazdrosnyo Holbrooka.Sumienie go gryzło z tego powodu.Była dziewczyną Diona i chociaż Dion zmienił się wpotwornego boga, nie należało odbijać dziewczyny przyjacielowi.Zresztą i tak nie mógł jej odbić.Ona nadal kochała Diona.Spojrzał na Penelope, potem zerknął w głąb korytarza i zmarszczył brwi.Coś tu nie gra-ło.Nie wiedział, o co chodzi, ale nagle poczuł się nieswojo.- Jack - powiedziała Penelope, jakby czytała mu w myślach.Tak, o to chodziło.Policjant przestał wrzeszczeć.Kevin wstał.Zbieg okoliczności? Jack mógł odsypiać swoje alkoholowe ekscesy.AleHolbrook nie wracał już bardzo długo i Kevin miał przeczucie, że coś jest bardzo nie w po-rządku.285Odwrócił się do Penelope, która również wstała.- Gdzie są kluczyki? - zapytał.- Kluczyki do naszego samochodu, do mercedesa.- W mojej kieszeni.Napotkała jego spojrzenie.- Przygotuj się - ostrzegł.Ruszyli po cichu w stronę korytarza, nasłuchując.Nie słyszeli nic i Kevin zaczynał siębać.Zamierzał poprosić Penelope, żeby wyszła z domu i uruchomiła samochód, żeby przy-gotowała się do natychmiastowego odjazdu, jeśli Holbrookowi coś się stało.jeśli tam na dole coś jest.ale brakowało mu odwagi, żeby samemu zejść do piwnicy, więc nie protestował prze-ciwko jej obecności.Stanęli przed drzwiami do piwnicy.Na dole nie paliło się światło.- Holbrook! - zawołał Kevin.Brak odpowiedzi.Spojrzał w lewo, na koniec korytarza, i dopiero teraz spostrzegł, że drzwi sypialni tylkowydawały się zamknięte.Pomarańczowa smużka popołudniowego słonecznego blaskuprześwitywała między skrzydłem drzwi a ościeżnicą.Jack uciekł.- Jack! - zawołał Kevin.Brak odpowiedzi.- Chodzmy stąd - szepnęła Penelope.Kevin sięgnął za framugę, żeby zapalić światło w piwnicy.Wyłącznik był już przekręco-ny.- Dla mnie wystarczy dowodów - oświadczył.- Wiejemy.Na dole ktoś jęknął.Wymienili spojrzenia.- Jeden z nich jest ranny albo to pułapka - stwierdził.- Nie ma innej możliwości.- Co chcesz zrobić? Ty decyduj.Spojrzał w ciemność, wziął głęboki oddech.- Odpalaj silnik - powiedział.- Przygotuj się do odjazdu.Kiwnęła głową.- Nie czekaj.Jeśli coś się stanie, uciekaj.Uśmiechnął się do niej.- Z tym nie mam trudności.Penelope pobiegła korytarzem, a Kevin zebrał odwagę i ruszył na dół po schodach.286- Holbrook! - zawołał.- Jack!Znowu ktoś jęknął.Kevin zbiegł ze schodów i zatrzymał się na dole.W ciemności na drugim końcu piwnicyzobaczył trolle: niskie, kudłate stwory, trzymające włócznie z szyszkowatymi grotami.Wy-tężył wzrok i spostrzegł, że to wcale nie były trolle.To były matki Penelope.Nagie kobiety jak jedna podniosły się i wyprostowały.Były brudne, urnazane błotem ikrwią, ochlapane winem.Rozczochrane, skołtunione włosy, sterczące dziko na wszystkiestrony, nadawały im ten nieludzki wyglądWiedziałby, jak zareagować, gdyby nie były ludzmi, gdyby zobaczył prawdziwe potwory.Ale to odkrycie okazało się znacznie bardziej przerażające i zaszokowało go do tego stopnia,że nie mógł się ruszyć z miejsca.Za nimi na podłodze leżała papkowata krwawa masa, która mogła być Jackiem alboHolbrookiem.Albo nimi oboma.Kobiety śmiały się i trajkotały w jakimś obcym języku.Kevin szybko rozważył możliwości: mógł poszukać broni, mógł z mmi walczyć, mógłuciekać.Uciekł.Wbiegł po schodach, biorąc po trzy stopnie naraz, przemknął przez korytarz, ściganywrzaskami menad.Wypadł z domu, zatrzasnął za sobą drzwi i wskoczył do samochodu,który Penelope trzymała na jałowym biegu.- Jedz! - krzyknął.Odjechali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]