[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech pan sobie na nią popatrzy - wychylił palec spod sflaczałego rękawa i wskazał kobietę w futrze.- Jest piękna niczym wspomnienia z ostatniej hospitalizacji.Ma wspaniałe ciało, ale nie pozwala, by ktoś zajrzał w jej twarz.Jej dusza jest niewiadomą, doktorze.Życzę panu smacznych neuroleptyków i wielu ciekawych przygód w codziennych potyczkach międzyludzkich.Ravaughan patrzył, jak Speedo zakłada na głowę maleńką, żółto-granatową czapeczkę i znika w kłębiącym się tłumie.- Nie słyszał pan, co tu gadam? - Barman atakował piskliwie.- Pali się wrak.Teraz dopiero nam pokażą.Te Obce się wkurwią na maksa.Skasują nas na amen, panie.Wzruszył ramionami, zostawił na barze dwie monety i ruszył w stronę stołu Cricboya i Skinny'ego.Wokół pachniało whisky, marihuaną i potem par oczekujących nocy.Szedł przez tłum, czując się jak granitowy posąg w szpalerze roztańczonych androidów.Z trudem rozumiał ich donośne, odmienione używkami głosy.Będąc bardzo już blisko pochylonych nad stolikiem, nadal kłócących się neurochirurgów, poczuł, że cały czas ściska coś w spoconej słoni.Powoli rozwarł palce.Na wysokość piętnastu centymetrów wyświetlił się niewielki pomarańczowy napis, skontrastowany niebieskim, gładkim tłem:D.D.TRICULAR, HARRY.TYLKO ON.MARYLINZacisnął dłoń, zanim zrozumiał, że to holokarteczka zdjęta z drzwi zabitej kobiety.Zanim dotarła doń jej skąpa treść.Zanim zobaczyli ją tamci dwaj przy stole.Zmiażdżył karteczkę, kasując holotroniczne obwody wmontowane w papier.- Cześć, chłopaki - potrząsnął głową i jasne włosy rozsypały mu się na posmutniałej twarzy.- Podobno pali się El Raque.Tyle się dowiedziałem przy barze.To przez to śnieg jest czerwony.To tylko z powodu ognia.Na alei Woodymek stało kilkanaście samochodów.Najdalszy porzucono na skraju strefy zamkniętej.Wyglądały jak ciemne, skulone z zimna zwierzęta, wytrzeszczające bezradnie wygasłe ślepia reflektorów.Dachy samochodów przysypał śnieg, podobnie jak pas ziemi, mieszczący kiedyś parking kliniki w Gotiii, pomieszczenia gospodarcze i kilka małych stołówko-barów dla studentów.Teraz była tu dwustumetrowa strefa buforowa.Na skraju od strony miasta rozlokowali się żołnierze paktu, oddziały szybkich interwencji AXeP Zaprawieni w walce z terrorystami, bojownikami, demonstracjami i Bóg wie czym.Fritken wątpił tylko, czy konfrontowali się kiedykolwiek z Obcymi.Zerkając w twarz najbliższego komandosa, pomyślał jednak, że i to było prawdopodobne.Żołnierz wpatrywał się w zamazany obraz odległych budynków.Miał wąską, owadzią twarz, a policzki przecinały smugi mlecznoszarej farby i bruzdy zmarszczek, ślad wspomnień akcji, w których brał udział.Stał nieruchomo, z dłońmi splecionymi na plecach, tuż obok zwisającego lufą w dół karabinka i pasa oplecionego dziesiątkami drobnych, śmiercionośnych urządzeń.Nosił biały, maskujący mundur i obły, sięgający policzków hełm.Przy ustach wił mu się pałąk mikrofonu i przewodziła holozasłony.- Macie jeszcze kwadrans - szczeknął komandos, nie odrywając wzroku od zamglonych obiektów kliniki.- Czekamy tylko na tego speca od fantosów z Los Raques.Fritken postawił kołnierz płaszcza i obniżył daszek czapki.Gęsty śnieg coraz częściej sięgał szkieł jego okularów.- Myślałem, że pójdę tam sam, bez AXeR- Nie było potrzeby mówić o tym wcześniej - dobiegł go cichy głos zza pleców.To D.D.Tricular wychylał się z otwartych drzwi limuzyny.- Podejdziemy do tego trzema etapami.Pan odpowiada za próbę wygaszenia fantosa za pomocą swojej produkcji.Asystował będzie technik Nonze.Znacie się.Jeśli się nie uda, do akcji wchodzą dwaj detoxi, najlepsi, jakich mamy.Oni podejmą także interwencję w czasie jakiegokolwiek zagrożenia pierwszego etapu misji.Podlegacie ich decyzjom, bo ci ludzie wiedzą o Obcym więcej niż my wszyscy razem.Są praktykami.Mają metody i intuicję.Cokolwiek myśleć o ich metodach, są zawodowcami i mają nosa.Musi pan o tym pamiętać.Żołnierz mruknął znowu do mikrofonu i wokół, jak spod ziemi, wyrosło kilku kolejnych komandosów.Rozległo się kilka krótkich komend.Chwilę później pozostał tylko pierwszy komandos wpatrzony w strefę: inni zniknęli w płatkach śniegu.- A etap trzeci, panie Tricular? Czy poda pan szczegóły? - zapytał Fritken.Serce waliło mu równymi, potężnymi ciosami, od których wibrowała klatka piersiowa.Spunny tam jest.Spunny.Spunny, powtarzał w myślach.Głos Triculara zdradzał lekki niepokój:- Nie będę się wdawał w szczegóły, bo sam ich nie znam.Etap trzeci jest wyjściem awaryjnym.W całości realizuje go oddział AxeR Tyle tylko mogę powiedzieć.Żołnierz wpatrzony w nicość uśmiechnął się kącikiem ust.Śnieg spływał po skrzydłach jego hełmu.Płatki bieli i siny metal.Niebo i piekło.- Macie jeszcze dziesięć minut - powiedział.- Cały czas czekamy na tego detoxa.Drugi już jest.Razem z twoim technikiem oczekują w transporterze.Będzie was osłaniało czterech moich ludzi.Zostaną na ostatniej możliwej do podejścia pozycji.Wkraczamy w momencie waszego niepowodzenia, przez co rozumiem powiększenie się obszaru fantosa.Przerwał, wsłuchując się w odbiornik w hełmie.-Proszę zażyć przygotowane neuroleptyk!.Są nowe, najbardziej skuteczne z możliwych.Fritken kopnął dużą grudę śniegu i wbił ręce w kieszenie płaszcza.Nie podobało mu się to.Etap trzeci oznaczał likwidację wszystkiego, co tam było, nie dając zarazem nadziei na zgaszenie obcej przestrzeni.Nie sądził, żeby poddawała się miotaczom granatów czy kulom dum-dum.Obawiał się, że to, czym dysponowali faceci z AXeR mogło nie powstrzymać tego piekła.Jednocześnie wiedział, że dla pewności na wszelki wypadek skasują wszystko.Miasto i żyjących w nim ludzi.Spunny też.A potem jego.- Proszę zjeść tabletki - ponaglał komandos.- To właściwy czas.Fritken wzruszył ramionami.Jak miał mu to wytłumaczyć?-Nie, dziękuję.Jeśli mam być dzisiaj skuteczny, nie mogę postawić na neuroleptyk!.Nie wiem, kurde, jak to będzie dalej, ale teraz taka jest moja decyzja.Żołnierz odwrócił się demonstracyjnie w stronę samochodu Triculara.Chwila i znowu patrzył przed siebie.- Jest już drugi detox - meldował po kilku minutach.- Z kimś jeszcze.Zmiany w programie, panie Tricular? Nie jesteśmy przygotowani do asekurowania czterech osób.D.D.Tricular wdał się w krótką wymianę zdań z dwoma facetami siedzącymi w limuzynie, po czym bezszelestnie opuścił swoje mitsubishi.- Niech pan poczeka, kapitanie.Fritken odwrócił się.Za nim, w szpalerze nieruchomych żołnierzy i przedstawicieli zarządu miasta, tuż przy transporterze, pojawiły się dwie postacie.Wyższą poznał od razu.Pomimo śniegu, który okrywał czapeczkę na głowie tego mężczyzny i wojskowej kurtki, którą przykryto jego korpus.Miał przed sobą szalonego Speedo, pokręconego jak nikt w cholernym Los Raques.Jezus Maria.Speedofritz jest detoxem? Przecież spotkali się ledwie kilka dni temu.Nic mu o tym nie mówił.Nie.To niemożliwe.Facet z trudnością zabijał muchę.- Harry Fritken.Hej no pidibap, hej no hu.- Speedo ruszył w jego stronę.- Takie spotkanie w takim miejscu jest jak zaginiona opowieść w kipieli spuszczanej w sraczu wody.Dwie muskularne sylwetki komandosów zatrzymały powyginaną postać schizofrenika.- Trzeba czekać na rozkazy.Drugi z przybyłych wysunął się do przodu i stanął obok Fritkena.Był tylko ciut wyższy, bardziej barczysty i chyba w podobnym wieku.Trudno było go opisać.Długie, najpewniej jasne włosy i zmarszczona twarz ociekały topniejącym śniegiem.Facet miał zapadłe policzki i jasne, przenikliwe oczy.Rytmicznie poruszał prawym żwaczem, choć nie wydawał się zdenerwowany.Zwykłym, pospolitym gestem otarł cieknący nos i wyciągnął dłoń.- Nazywam się Ravaughan.Spróbujmy się zaprzyjaźnić przez te kilka minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]